Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ojciec już nie żyje, ale ciągle robi córce przykre niespodzianki

(mb) / Tygodnik Ostrołęcki
Ojca już dawno nie ma, ale przybywa pism, które przysyłają banki w sprawie zaciągniętych przez niego kredytów.
Ojca już dawno nie ma, ale przybywa pism, które przysyłają banki w sprawie zaciągniętych przez niego kredytów. fot. M. Bubrzycki
Spadek z opóźnionym zapłonem.

Stanisław P. zmarł nagle 14 czerwca 2008 roku. Do jego nagłej śmierci przyczynił się alkohol, który stale pił. Gdy umierał na udar, też był pijany.

W niedalekiej wsi pozostała po nim część domu, w której mieszkał oraz 15-arowa posesja.

- Od dawna wiedziałam, że ten majątek po śmierci ojca stanie się moją własnością - mówi Agata Boratyńska z Niemir. - Testament sporządził dziadek w 1988 roku, kiedy chodziłam jeszcze do szkoły. Zgodnie z nim po śmierci dziadka i babci część domu z działką stawały się własnością ojca, a po jego śmierci przechodziły na mnie. Myślałam, że nastąpi to automatycznie, ale okazało się, że sprawa musi trafić do sądu. Orzeczenie w tej sprawie zapadło dopiero w maju 2010 roku.

Dwa miesiące wcześniej Agata Boratyńska otrzymała niepokojące pismo ze SKOKu Stefczyka. Wynikało z niego, że 10 czerwca 2008 roku, cztery dni przed śmiercią, ojciec wziął w ostrowskim SKOK-u kredyt w wysokości 10 tys. zł, który miał spłacać przez 6 lat, ale nie zapłacił ani jednej raty. Bank domagał się spłaty od spadkobiercy.

- To był dla nas szok - mówi Agata Boratyńska.

Wtedy wiedziała już także, że parę miesięcy przed śmiercią ojciec wziął 10 tys. zł pożyczki w Banku Spółdzielczym w Ostrowi Mazowieckiej i też nie spłacił ani jednej raty. Tu jednak sytuacja była trochę bezpieczniejsza, bo są żyranci. W SKOK-u kredyt był przyznany tylko na dowód osobisty.

Niedługo po ostatecznym uregulowaniu sprawy spadku, w domu Boratyńskich zjawił się przedstawiciel Lukas Banku. Pokazał im dokument, z którego wynikało, że ś. p. ojciec wiosną 2008 roku kupił na raty w jednym z ostrowskich sklepów dwa telefony komórkowe, kamerę i radioodtwarzacz samochodowy na łączną kwotę ponad 2800 zł. I też nie spłacił ani jednej raty. Przedstawiciel powiedział, że jak zapłacą 3000 zł, to resztę umorzą.

Zatelefonowano do nich także z banku PKO BP w Ostrowi Mazowieckiej, gdzie kilka miesięcy przed śmiercią ojciec też wziął kredyt w wysokości 10 tys. zł. I też nie spłacił ani jednej raty.

Z przepisów prawa wynika, że spadkobierczyni Agata Boratyńska będzie musiała spłacić wszystkie te kredyty. Sytuacja wyglądałaby znacznie lepiej, gdyby ojciec spłacił choć po jednej racie każdego kredytu, bo wtedy odpowiedzialność za ich spłatę wziąłby ich ubezpieczyciel.

- Padł na nas blady strach - przyznaje Agata Boratyńska. - Nie wiedzieliśmy, czy to już koniec, czy może jeszcze dowiemy się o innych kredytach.

Już jest pewne, że łączna kwota kredytów zaciągniętych przez ojca przekroczy wartość spadku. Powstaje także pytanie, co Stanisław P. zrobił z tymi pieniędzmi.

- Jeśli ojciec w ciągu kilku miesięcy wziął co najmniej 30 tys. zł kredytu, a ponadto kupił na raty kamerę, radio samochodowe i dwie komórki, to co on z tym zrobił? - pyta. - To jest poważna kwota, ostatni kredyt wziął 4 dni przed śmiercią. Tymczasem ani przy nim, ani w domu, nie znaleziono ani grosza. Nie było także nigdzie tych towarów, które rzekomo kupił. Nie pozostawił także kopii umów kredytowych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna