Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ojcowie nie mają szans na dziecko

Urszula Ludwiczak
Jerzy o prawo do kontaktów z synem walczy od roku. – Nikt mi praw rodzicielskich nie odebrał, a i tak czuję niemoc – przyznaje.
Jerzy o prawo do kontaktów z synem walczy od roku. – Nikt mi praw rodzicielskich nie odebrał, a i tak czuję niemoc – przyznaje. A. Chomicz
Jerzy przez ostatni rok syna widział tylko raz, tak na dłużej. I kilka razy rozmawiał z nim przez telefon.

Adam od dwóch lat musi przestrzegać ściśle określonych "widzeń“ ze swoim synem, choć nikt mu praw ojcowskich nie ograniczył. - Najgorsza matka jest dla sądu lepsza, niż najlepszy ojciec - mówią walczący o swoje prawa ojcowie.

Trzy miliony dzieci w Polsce po rozwodzie rodziców straciło ojca - twierdzą przedstawiciele Centrum Praw Ojca, które stara się pomagać im w odzyskiwaniu dzieci. Ale to droga przez mękę. Z wszystkich, którzy starają się o opiekę nad dziećmi, tylko ok. 3 proc. taką możliwość dostaje. Inni poddają się niemocy.

- Jesteśmy najczęściej bezradni wobec sądów - mówi Adam Andrzejewicz z Białegostoku, który należy do Centrum Praw Ojca i od dwóch lat walczy o prawo do większej opieki nad synem. Jeszcze się nie poddał. - Większość ojców odpuszcza walkę, bo nie ma na to pieniędzy ani siły przebicia - dodaje.

Co tydzień stoi pod płotem
Jerzy i Anna z Białegostoku tworzyli zgodne małżeństwo przez 11 lat. Owocem ich związku jest Kuba. - Właściwie to ja wychowałem syna, bo żona pracowała na cały etat - opowiada mężczyzna. - Ja pracowałem głównie dorywczo, dlatego mogłem spędzać z synem więcej czasu. To był wesoły, fajny chłopczyk. Mieliśmy wspólne tematy, jeździliśmy na basen na Litwę, na wycieczki rowerami. To ja odbierałem go ze szkoły. Dzisiaj Kuba nie chce ze mną rozmawiać, to dziecko spaczone psychicznie. Mówi to, co jego matka. Nie chce ze mną być.

Gdy ich małżeństwo ponad rok temu zaczęło się psuć, postanowili, że rozwód będzie bez orzekania o winie, a Jerzy będzie mieć unormowane kontakty z synem. Anna wyprowadziła się z domu, zabrała Kubę, przepisała go do innej szkoły.

- Do dzisiaj nie wiem, czemu żona ode mnie odeszła, dlaczego ogranicza mi kontakty z synem - mówi Jerzy. - Z pierwotnych ustaleń, że będę zabierać Kubę do siebie co tydzień na weekend, nie zostało nic. Od roku tylko raz miałem syna u siebie, na samym początku, przez 3 godziny. Potem za każdym razem, gdy przyjeżdżałem zabrać go do siebie, był problem. Żona twierdziła, że syn nie chce ze mną jechać. Gdy dzwonię do Kuby, on nie chce ze mną rozmawiać albo rozmawia przez głośnik, aby wszyscy słyszeli. Kupiłem mu telefon, żeby móc rozmawiać bez świadków, to zmienił numer.

Jerzy nie chciał odpuścić. Jego próby wyegzekwowania u matki widzeń z dzieckiem wielokrotnie odbywały się w towarzystwie kuratora. Ale nic to nie dało, bo nikt nie chciał zabierać od matki dziecka siłą.

- Po niemal każdej nieudanej próbie kontaktu informowałem o tym komisariat policji, potem sąd. Ale bezskutecznie - opowiada. - Sąd nie bierze pod uwagę żadnych moich wniosków, moja skarga na działania kuratora została odrzucona. W efekcie jest tak, że za każdym razem jak przyjeżdżam po Kubę, to postoję pół godziny przy płocie, i musze odjechać, bo syn mówi, że nie pojedzie. Żona twierdzi, że ja nie mam warunków, aby zabrać syna. A przecież 11 lat razem jakoś mieszkaliśmy!

Jerzy pół roku starał się o skierowanie przez sąd całej rodziny na badania więzi do Rodzinnego Ośrodka Diagnostycznego. W końcu się udało. Badania były kilka dni temu. Jakie będą wyniki, nie wiadomo. Po świętach ma się też odbyć sprawa o egzekucję kontaktów z dzieckiem.

- Ale nie mam złudzeń, że coś z tego wyniknie - mówi Jerzy. - Opinie z takich ośrodków też zazwyczaj są na korzyść matki. Ja przed sądem nie mam żadnych praw. Żona ma adwokata, jej wnioski są zawsze brane pod uwagę. Oskarża mnie niesłusznie o różne działania, chociaż nie ma na to dowodów. Mnie na adwokata nie stać, muszę radzić sobie sam. Nie wszystkie procedury jestem w stanie sam ogarnąć, często w tym się gubię. Sąd odmówił zarówno zwolnienia mnie z kosztów sądowych, jak i dania mi adwokata z urzędu, uznając, że sprawy rozwodowe są proste pod względem prawnym i jestem w stanie samodzielnie reprezentować swoje stanowisko.

Jerzy szukał pomocy w wielu instytucjach, był u proboszcza, w ośrodku interwencji kryzysowej, prosił znajomych żony o wstawiennictwo. Bez skutku. Jak mówi, Anna ustąpić nie chce. O sprawie powiadomił rzecznika praw dziecka, szuka wsparcia w organizacjach broniących praw ojców.

- Przecież nikt nie może pozbawić dziecka ojca - mówi. - Szkoda mi też Kuby, bo on na tym cierpi najbardziej. Ja jestem dorosły, jakoś sobie z tym wszystkim poradzę. Ale syn jest już skrzywiony psychicznie.

300 ojców chciało odebrać sobie życie
Adam Andrzejewicz doskonale zna sprawę Jerzego i wielu innych ojców, którzy walczą o dzieci. Sam taką walkę toczy od dwóch lat. Rozwiódł się z żoną 14 lat temu, przez pierwsze lata nie miał żadnych problemów w kontaktach z synem. Razem spędzali mnóstwo czasu, wyjeżdżali za granice. Gdy jednak matka dziecka wyszła ponownie za mąż, zaczęły się problemy.

- Dzisiaj mój syn ma ściśle określone godziny widzeń ze mną, a dzwoni tylko we wtorki i czwartki o 13.45 - opowiada. - Wszystko w majestacie prawa. Ale ja nie odpuszczę, to mój jedyny syn. 12 lat byłem z nim blisko i nadal chcę tak być.

Tymczasem sąd ograniczył Andrzejewiczowi prawa rodzicielskie argumentując, że chciał tego... jego syn. Mężczyzna odwołał się od wyroku, Złożył też skargę na polskie sądy do Trybunału w Strasburgu. Czeka na wyrok.

- Ja, troskliwy ojciec nie mam żadnych szans w polskim sądzie - mówi. - U nas najgorsza matka jest lepsza niż najlepszy ojciec. Dlatego sądzę Polskę za zniszczenie moich relacji z synem.

Mężczyzna działa w Centrum Praw Ojca, które stara się wspierać ojców w walce o dzieci. - Najczęściej możemy ich po prostu wysłuchać i odwieść od samobójstwa - mówi. - To bardzo dużo.

Wg CPO, co roku z powodu ograniczeń kontaktów z dziećmi, ok. 300 ojców chce odebrać sobie życie. Taką próbę ma za sobą również Jerzy.

- Chciałem się powiesić, jak żona z dzieckiem się wyprowadziła - przyznaje.

Statystyk nie ma
W Sądzie Okręgowym w Białymstoku nie ma żadnych statystyk dotyczących przyznawania prawa do opieki nad dziećmi matkom czy też ojcom.

- Walka pomiędzy rodzicami jest z pewnością jedną z przyczyn przedłużania się spraw rozwodowych - mówi asystent sędziego Jadwiga Magdalena Borowska. - Nie ma jednak założenia sądu, iż prawo do opieki z zasady przyznaje się matce dziecka, a dopiero jeśli nie chce, to wtedy przyznaje się władze rodzicielską ojcu. Z całą pewnością w 90 proc. spraw prawo do opieki nad dziećmi jest przyznawane kobietom, ale wynika to z tego, że ojciec dziecka albo nie chce, albo nie wypowiada się w ogóle w tej kwestii. Było kilka spraw, w których ojciec dziecka chciał mieć przyznane prawo do opieki, a matka z różnych powodów nie mogła tej opieki sprawować i sąd przyznawał to prawo ojcu.

Imiona niektórych osób zostały zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna