Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oko w oko z misiem

[email protected]
Niedźwiedzica około południa przyszła na obrzeża miasta i natychmiast wzbudziła sensację. Po 12 godzinach w końcu udało się ją uśpić, a później wywieźć do lasu.
Niedźwiedzica około południa przyszła na obrzeża miasta i natychmiast wzbudziła sensację. Po 12 godzinach w końcu udało się ją uśpić, a później wywieźć do lasu.
Halo, halo, policja... - rozmówca był wyraźnie podekscytowany. - Obok mojego domu jest niedźwiedź! - Niedźwiedź? - oficer dyżurny z przemyskiej komendy był przekonany, że to żart.

Henryk Kawiak od ponad 30 lat mieszka przy ulicy Droga Hurecka w Przemyślu. To obrzeża miasta. Biegnie tędy ruchliwa trasa do polsko-ukraińskiego przejścia granicznego w Medyce, a równolegle do niej międzynarodowy szlak kolejowy z tzw. szerokim torem.

Tydzień temu, około południa, gospodarza zaniepokoiło ujadanie psa na podwórku. Wyszedł przed dom i stanął jak wryty. Kilkadziesiąt metrów od niego po zaśnieżonej łące spacerował... niedźwiedź brunatny.

Kawiak przecierał oczy ze zdumienia.
- Czasami z pobliskich pól przychodzą tutaj sarny, lisy, zające - wylicza. - Ale skąd on się wziął? O tej porze roku powinien przecież smacznie spać w gawrze!
Drapieżnik bez kłopotu znalazł dziurę w siatce okalającej pobliski sad orzechowy, wszedł tam, usiadł między drzewami i czekał na rozwój wydarzeń.
Myśleli, że to dzik...

Informację o pojawieniu się zwierzęcia początkowo traktowano jako żart. Na stanowisku oficera dyżurnego w Komendzie Miejskiej Policji w Przemyślu raz po raz dzwoniły telefony. Podekscytowani rozmówcy przekazywali wprost sensacyjną wiadomość.

- Ktoś widział go obok szkoły w Hureczku, ktoś inny na ulicy Lwowskiej, jak próbował wejść na posesję - opowiada mł. asp. Mirosław Dyjak z miejscowej policji. - Myśleliśmy: może to dzik, a ludzie biorą go za niedźwiedzia. Dla pewności jednak wysłaliśmy patrole, aby sprawdziły, czy faktycznie, coś jest na rzeczy.

Minął kwadrans. Policyjni zwiadowcy meldowali: to naprawdę niedźwiedź! O jego obecności świadczyły wyraźne ślady łap odbite na białym puchu. Z peryferii wiodły do centrum.

- Swój zawsze ciąży do swego - Dariusz Iwaneczko, zastępca prezydenta Przemyśla, z uśmiechem słuchał newsów o drapieżniku kluczącym pośród zabudowań. - Przecież w herbie mamy właśnie niedźwiadka.
Wiadomość o wizycie drapieżnika błyskawicznie pojawiła się w serwisach radiowych i telewizyjnych. Miliony ludzi śledziło losy zabłąkanego misia. Internauci apelowali na forach: nie róbcie mu krzywdy!

Nikt nie zamierzał tego czynić. Wprost przeciwnie. Wszyscy: policjanci, strażnicy miejscy, strażacy, a nawet funkcjonariusze straży granicznej chcieli mu pomóc. Rozpoczęły się gorączkowe ustalenia, w jaki sposób to zrobić.
- Pilnowaliśmy, by nie wydostał się poza otoczony teren - kontynuuje mł. asp. Dyjak. - Przebywał w obcym dla siebie środowisku, mógł być agresywny.

Jest decyzja: uśpić
Przedstawiciele służb weterynaryjnych, od których oczekiwano planu działania, najwyraźniej wydawali się zaskoczeni sytuacją. Trwały gorączkowe narady, rozmowy.
- Jest zgoda na uśpienie zwierzęcia i przewiezienie w bezpieczne miejsce - zakomunikowała w końcu Magdalena Grabowska, dyrektor Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie.

- Kto podejmie się tego zadania - dopytywano się.
Padło na Tomasza Szybiaka, myśliwego z Koniuszy koło Kalwarii Pacławskiej. Na szczęście, nie odmówił. Ubezpieczany przez kolegę odważył się stanąć niemal oko w oko z niedźwiedziem. Widywał je wcześniej. Okolica, w której hoduje daniele, pełna jest dzikich zwierząt.

- Wiedziałem, że miś nie da się podejść zbyt blisko, co było konieczne dla oddania precyzyjnego strzału - mówi mężczyzna. - Ale nie to okazało się największym problemem...

Potrzebnych było aż 5 dawek!
Niemal w tym samym czasie, gdy o niecodziennej obławie na drapieżnika informował Teleexpress, jej uczestnicy usłyszeli przeraźliwy ryk.

- Dostał - skwitował któryś z gapiów. - Zaraz zwali się z nóg.
Mijały minuty i nic. Kolejne, aplikowane dzikiemu zwierzęciu porcje specyfiku wcale nie działały na niego nasennie. Wprost przeciwnie. Pobudzone, ciągle chodziło po sadzie, przedostawało się na łąkę i ponownie wracało w krzaki.

- Musimy zmienić środek - orzekli weterynarze. - Może w końcu uśnie.
Skuteczna okazała się dopiero piąta dawka. Mijała właśnie dwunasta godzina działań. Niedźwiedź wreszcie powoli osunął się na śnieg. Oddychał miarowo. Wysunięte, ostre jak brzytwa 4-centymetrowe pazury połyskiwały w świetle latarek. Strażacy ułożyli go w samochodzie i zawieźli do przemyskiego Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt Chronionych.

Niech wraca do lasu
- To 3-4-letnia samica - orzekli prowadzący lecznicę lek. wet. Andrzej i Radosław Fedaczyńscy. - Waży niewiele ponad 100 kilogramów. Jest w dość dobrej kondycji. Ma odrobinę za mało tkanki tłuszczowej i drobne skaleczenie na opuszce łapy.

Przed niedźwiedzicą w ośrodku przebywały dziesiątki innych, skrzydlatych i czworonożnych podopiecznych. Bociany, łabędzie, sowy, orły, przed rokiem nawet ryś, którego znaleziono zaplątanego w siatkę chroniącą uprawy leśne.
- Po konsultacjach stwierdziliśmy, że nie ma potrzeby narażania misia na dodatkowy, niepotrzebny stres związany z pobytem w niewoli - dodają Fedaczyńscy. - Jak najszybciej powinien wrócić na wolność. Poradzi sobie.
O świcie auto z ciągle jeszcze smacznie śpiącą pasażerką mknęło w stronę lasów Nadleśnictwa Bircza. W międzyczasie dr Wojciech Śmietana z Instytutu Ochrony Przyrody Polskiej Akademii Nauk w Krakowie założył jej obrożę telemetryczną. Naukowiec specjalizuje się w badaniach nad wilkami i niedźwiedziami.

- Dzięki sygnałowi wysyłanemu przez nadajnik mogę z dokładnością do kilku metrów określić miejsce, w którym aktualnie przebywa samica - wyjaśnia Śmietana. - Na razie pozostaje w rejonie, gdzie ją zostawiliśmy. Ma odpowiednio dużo karmy: buraków, kukurydzy. W razie potrzeby leśnicy przyniosą więcej pożywienia.

Może uciekł z zoo?
Turnica, bo takim imieniem ochrzczono sympatyczną niedźwiedzicę (od planowanego Turnickiego Parku Narodowego), z pewnością nie będzie samotna. Wkrótce powinna znaleźć partnera.

- Między Arłamowem i Birczą są jeszcze 2-3 osobniki - ocenia Stanisław Rębisz, zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Bircza. - Regularnie przypominają o swoim istnieniu, np. rozbijając ule w pasiekach.

Miejscowi pamiętają, jak kilka lat temu jeden z niedźwiedzi o mały włos nie zabił grzybiarza. Skończyło się na dotkliwych ranach.
- To epizod - uspokaja Rębisz. - One chodzą swoimi ścieżkami i unikają człowieka. No, chyba że ten wejdzie mu wprost do barłogu.
Nadal zagadką jest, dlaczego tydzień temu Turnica zapuściła się aż do Przemyśla. Podejrzewano, że uciekła z prywatnego ogrodu zoologicznego w Samborze na Ukrainie.

- Mam pod opieką trzy miśki: Borię, Maszkę i Miszkę - oświadczył Iwan Łemyk, kierownik zoo. - Żadnego nie brakuje.
Skąd więc przywędrowała młoda niedźwiedzica?

- Nie wykluczam, że ktoś wypłoszył ją z lasów Pogórza Przemyskiego - przypuszcza Śmietana. - Może noworoczne fajerwerki, wystrzały...
Według WWF, w Polsce żyje około stu takich niedźwiedzi. Najwięcej w Bieszczadach, kilkanaście w Tatrach. s

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna