Oni dostaną po kieszeniach

Jesienne wybory uderzą posłów i senatorów po kieszeniach - najbardziej tych zadłużonych, którzy liczyli na to, że parlamentarne zarobki umożliwią im szybką spłatę pożyczek. Nieciekawą sytuację mają też posłowie tych ugrupowań, które mają minimalne szanse na wejście do parlamentu kolejnej kadencji: LPR, PSL i Samoobrona. Każdy z nich z powodu wcześniejszych wyborów straci ok. 250 tys. zł uposażenia, do tego ok. 60 tys. zł diet. Samorozwiązanie Sejmu mocno uderzy ich więc po kieszeniach. A przecież nie wszyscy mają prace, do której w razie niepowodzenia w następnych wyborach mogą wrócić.
Poseł PO Damian Raczkowski był wcześniej wicestarostą białostockim, potem jako poseł w wyborach samorządowych nie startował. Teraz ma na swoim koncie kredyt na zakup domu w wysokości 206 tys. zł. A jeśli nie dostanie się do Sejmu w nowych wyborach, może nie mieć pracy!
Podobną sytuację ma Lech Kołakowski z PiS-u, także wcześniej pracujący w samorządzie, który musi spłacić jeszcze 290 tys. kredytu mieszkaniowego, oraz Jan Jarota z LPR-u, z ponad 15-tysięczną pożyczką bankową. Dwaj ostatni zawsze jednak oprócz pracy w samorządzie mieli też inne zajęcie, a Raczkowski nie. Zapewne więc bardzo mu będzie zależało na ponownym mandacie poselskim. Jako członek POma na to spore szanse. Jan Jarota z LPR-u natomiast, o ile nie przejdzie do innego ugrupowania, może pożegnać się z Sejmem. Jest bardzo mało prawdopodobne, by Liga Polskich Rodzin przekroczyła próg wyborczy, czyli dostała ponad 5 proc. głosów w kraju.
Najbardziej zadłużony jest jednak poseł Janusz Wójcik z Samoobrony. Zaciągnął on w banku kredyt mieszkaniowy do 2029 r., na ponad 178 tys. franków szwajcarskich, czyli ok. 409 tys. zł! On jednak ma znakomitą sytuację finansową, nawet więc kiedy nie będzie posłem, będzie miał z czego spłacić zobowiązania. W swoim oświadczeniu majątkowym za 2006 r. wykazał, że ma 213 tys. zł i 50 tys. dolarów oszczędności.