Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostaną się ino dwie...

Anna Mierzyńska [email protected]
Kronika Polityczna. Jarosław Kaczyński od dawna daje nam do zrozumienia, że żadne z jego działań nie jest przypadkowe. Przypadkiem nie było też spotkanie się z Donaldem Tuskiem akurat w kończącym się właśnie tygodniu.

Wszystko zostało starannie zaplanowane. Jarosław wyszedł z cienia, ponieważ właśnie zauważył, że ma sporą szansę na nowy początek...

Ma on dotyczyć, oczywiście, realizacji wielkich ambicji szefa PiS-u. Wiążą się one, rzecz jasna, z posiadaniem władzy, którą Kaczyński jakiś czas temu niespodziewanie stracił i do dziś nad tym boleje (jak sądzę). Wiele wskazuje jednak na to, że już zdołał pozbierać się po klęsce i bacznie analizuje obecną sytuację polityczną w kraju, próbując znaleźć dla siebie i swojej partii najlepsze miejsce.

I znalazł. A pomogły mu w tym firmy badające opinię społeczną. Niedawno doniosły bowiem, że mniej Polaków popiera dziś lewicę niż PSL. A wystarczy spojrzeć na działania czołowych liderów SLD, by nie mieć wątpliwości, że oto kolejna partia chce podążyć śladem Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin.

Czyli chce zniknąć ze sceny politycznej. Marzy o tym do tego stopnia, że podejmuje działania wręcz desperackie. Bo jak inaczej można nazwać kłótnię między liderami ugrupowania, której główna część odbywa się na ekranach telewizorów? Kłótnię, której inicjatorem jest jeden z tych liderów? To działanie bezsensowne, bo wiadomo, że mostów za sobą się nie pali, a dochodzenie do władzy przez Grzegorza Napieralskiego za pomocą odcinania sporej frakcji w ugrupowaniu popierającej Wojciecha Olejniczaka tylko osłabia lewicę, zamiast ją wzmacniać.

Może sobie na coś takiego pozwolić silna partia, ale nie SLD, z której siły już dawno nic nie zostało.

To prawda, że podobna sytuacja miała ostatnio miejsce również w PiS-ie. Na wniosek samego Jarosława Kaczyńskiego usunięto z partii Ludwika Dorna (który, jak sam twierdzi, jest autorem nazwy Prawo i Sprawiedliwość). Tyle że PiS to silna partia wodzowska, skupiona wokół Jarosława Kaczyńskiego. On z niezachwianą pewnością w głosie wciąż może powiedzieć: PiS to ja! Ibędzie miał rację. Dlatego Kaczyński na wyrzucanie Dorna może sobie pozwolić, a Napieralski Olejniczaka z funkcji szefa klubu parlamentarnego lewicy wyrzucać nie powinien. Co prawda, jeszcze się to Napieralskiemu nie udało, ale bardzo się stara. A to poważny błąd.

Co wolno wojewodzie, to nie tobie, s... Co wolno Jarosławowi, to nie Grzegorzowi! Że też tak oczywiste kwestie trzeba jeszcze naszym politykom przypominać...
Jarosławowi po zamieszaniu w SLD i ogłoszeniu wyników najnowszych sondaży humor od razu się poprawił. Okazało się bowiem, że nie wszystko stracone. Wielki plan szefa PiS może jeszcze doczekać się realizacji. Ojaki plan chodzi?

Oczywiście, o wyzbycie się konkurencji. A dokładniej - o ograniczenie jej liczby. Kaczyński od lat marzy o dwubiegunowej scenie politycznej. Wiadomo, łatwiej walczyć z jednym wrogiem niż pięcioma. AJarosław walczyć umie, oj, umie, jest w tym znacznie lepszy niż w funkcjonowaniu w czasach pokoju. Gdyby więc na scenie zostały tylko PiS i PO, można by znów ruszyć do boju i odnieść niesamowite zwycięstwo.

Tym bardziej że teraz, gdy Platforma rządzi, jest tyle wdzięcznych tematów do słownych pojedynków. Można by gdzieś ujawnić jakiś układ, zniesławić wykształciuchów, ekspertom powypominać ich przeszłość. Do tego spisek przeciwko polskim tradycjom gdzieś na szczytach władzy i już notowania rosną.

Polacy, mając tylko dwie partie do wyboru, nie musieliby się trudzić, porównywać, biedzić. Już PiS by zadbał o to, by różnice między Prawem a Platformą były widoczne z daleka. Zresztą, przecież sami je znamy doskonale: PiSto solidarność, a PO - liberałowie. Szpitale prywatyzują, kryzys finansowy na nas sprowadzili, podwyżek nie widać...

Takie argumenty rozbawiłyby (z racji fałszywego obarczania winą nie tych, którzy zawinili) tylko część Polaków. Reszta uwierzyłaby w winę rządzących, bo w naszym kraju przecież zazwyczaj wymieniamy władzę po czterech latach kadencji. A gdyby wówczas na polu walki były tylko dwa ugrupowania? Kto doszedłby do władzy? Tak, tak, macie rację, PiS. I spełniłoby się wreszcie marzenie prezesa Jarosława.

Właśnie dlatego twierdzę, że spotkanie prezesa partii z premierem Tuskiem właśnie teraz, nie wcześniej, nie później, nie było przypadkowe. Bo Jarosław odzyskał grunt pod nogami. Mógł więc już spokojnie rozmawiać, nie denerwując się na premiera, bo to przecież on ma obecnie gorszą robotę do zrobienia niż prezes opozycyjnej partii. Można mu więc trochę z pobłażaniem pokiwać głową i.. podyktować warunki, choćby w sprawie wejście do strefy euro.

Tylko gwoli przyzwoitości przypominamy, że prezesowi Kaczyńskiemu na drodze do spełnienia wielkich planów stoi jeszcze PSL. Na dodatek w tak miłych dla oka i ucha prezesa sondażach pokonał on lewicę i zdobył trzecie miejsce. Jarosława to jednak zupełnie nie wzrusza. Jaką partią jest PSL, dobrze wiemy.

To raczej przystawka do dań głównych niż samodzielna potrawa. Nawet jeśli ostanie się jeszcze przez jakiś czas na scenie politycznej, co najwyżej nieco ją ubarwi. Tymi kilkoma procentami poparcia wielki prezes nie będzie się przecież przejmował. Gra toczy się o znacznie wyższą stawkę. A PSL-owi w razie czego obieca się kilka stanowisk i problem zniknie. Czym tu się martwić...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna