- Czy jada pan obiady ze szpitalnej kuchni? - zapytaliśmy Cezarego Rzemka, dyrektora ZOZ.
- Nie. Jadam tylko w domu - odpowiedział Rzemek.
Przekazaliśmy zatem dyrektorowi "garść" opinii od pacjentów szpitala.
- Dania są jak z lodówki. Tu marchwianka z zastygłym tłuszczem "robi" za każdą zupę, jakby innych warzyw nie widzieli. Nie ma dietetyka, więc zupę mleczną dostają wszyscy - nawet ludzie z chorą trzustką, którym taki posiłek niweczy kurację - skarżą się pacjenci.
Dyrektor był zaskoczony naszą interwencją, bo - jak stwierdził - pacjenci nie informują administracji o takich problemach.
- Przyczyna tkwi w systemie dystrybucji posiłków, bo oddziały są w kilku budynkach. Personel roznosi je w wiadrach, a wydzielanie obiadów też trwa zapewne za długo - tłumaczył Rzemek.
- Kupimy drogie termosy. Trzeba też zmobilizować dietetyka, żeby ustalał i pilnował indywidualnych diet pacjentów - obiecał szef ZOZ-u.
W ub. roku zakończono kosztowny remont kuchni. Gotowanie posiłków oddano zaś prywatnej firmie.
- Stąd wszystko wychodzi gorące, a receptury pilnuje nasz dietetyk. Niemniej szpitalne jedzenie nie będzie nigdy podobne do domowego. Co dzieje się dalej z posiłkami, nie wiemy. Dystrybucja jest w gestii personelu szpitala - stwierdził Bogdan Kosielski, jeden z właścicieli firmy.
Trafiliśmy na porę obiadową. W stołówce posilali się lekarze.
- Cieplutkie i smaczne - pochwalili bigos z "wkładką".
Oni jednak dostają obiad wprost z kuchennego okienka. Personel jest traktowany ciepło.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
