Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

<B>Pamiętam ten zwyczaj</B>

Ewa Owczarek
Święta były skromne jak sami Kurpie, a niektóre rodziny nakładały na siebie dobrowolny post nawet w Wielką Niedzielę- mówi Czesława Kaczyńska twórczyni ludowa z Dylewa.
Święta były skromne jak sami Kurpie, a niektóre rodziny nakładały na siebie dobrowolny post nawet w Wielką Niedzielę- mówi Czesława Kaczyńska twórczyni ludowa z Dylewa. E. Owczarek
- Dzisiejszy śmigus-dyngus to profanacja starego zwyczaju - mówi Czesława Kaczyńska, twórczyni ludowa z Dylewa. - Dawniej nie polewano dziewczyn wiadrami, a specjalnymi "sikawkami". Zaginął też całkiem zwyczaj oblewania wodą rodziców chrzestnych i wykupne w postaci kruków, czyli barwionych jaj. Coraz więcej kurpiowskich zwyczajów wielkanocnych odchodzi w zapomnienie...

Na Kurpiach przygotowania do Wielkanocy zaczynały się już w poniedziałek po Niedzieli Palmowej. Tego dnia gospodynie rozpoczynały porządki w obejściu. Takiego sprzątania w chałupach nie było nawet przed Bożym Narodzeniem! Przed dom wynoszono łóżka, tam były parzone i myte. Ściany izb zaś bielono wapnem. Na ścianach wieszano świeżo wykonane wycinanki, pająki i kierce a okna zdobiono papierowymi firankami, z charakterystycznymi dla każdej gospodyni wzorkami.
- Jednorazówki nie są współczesnym wynalazkiem - śmieje się Czesława Kaczyńska. - Kurpie znali je dużo wcześniej!
Długie warkocze
W poniedziałek przesadzano też kwiaty doniczkowe, co miało im zapewnić bujność. Młode Kurpianki miały także własny sposób na długie warkocze. Właśnie w poniedziałek szły do darzonej zaufaniem osoby, która podcinała im koniuszek warkoczy. Potem pociągała za nie i mówiła: "rośnijta włosy do zieni, aż się Marysia ożeni".
- Pamiętam ten zwyczaj - mówi Czesława Kaczyńska, urodzona we wsi Strzałki. - Kiedy byłam młodą dziewczyną, warkocze podcinał mi mój ojciec. Przychodziły do niego także moje koleżanki. Warkocze faktycznie miałam długie, więc wygląda na to, że przynosiło to swój skutek.
Przez następne dni Wielkiego Tygodnia Kurpie żyli już tylko świętami. Przede wszystkim przygotowywali pisanki. Na Kurpiach znano dwa rodzaje - zdobione ciekłym woskiem i skrobane.
Wielki Czwartek i Wielki Piątek to czas poświęcony modlitwie. Do tej pory zachował się zwyczaj odwiedzania w te dni wszystkich przydrożnych krzyży, znajdujących się w wiosce. Mieszkańcy wsi spotykają się przy pierwszym krzyżu, aby kolejno odwiedzić wszystkie. Przy każdym należy się zatrzymać, pomodlić oraz zaśpiewać wielkopostną pieśń.
- A przydrożnych krzyży na Kurpiach jest wiele - mówi Czesława Kaczyńska. - W Dylewie z tych wieczornych spotkań często wracamy nawet po północy, bo żadnego krzyża nie wolno ominąć.
Zamiast koszyczka
W Wielką Sobotę Kurpie wstawali o wschodzie słońca. Gospodynie zaczynały przygotowywać wypieki, a pozostali szli do kościoła po "święcony ogień". Są to poświęcone węgielki pochodzące z ogniska, które palono tego dnia przed kościołem. Potem ich kawałeczki gospodarz wtykał za belkę stodoły, obory oraz domostwa. Zabezpieczało to zagrodę przed piorunami.
Inaczej niż obecnie wyglądała także kurpiowska święconka. W sobotę gospodynie zdejmowały ze ściany pięknie ozdobione talerze i kładły na specjalnych lnianych serwetach. Układały tam jajka, chleb, kiełbasę, sól a także obowiązkowo baranka - własnoręcznie upieczonego z ciasta lub kupionego, cukrowego. Wszystko związywano w węzełek i niesiono do sołtysa, u którego najczęściej święcono pokarmy.
- Kiedyś jaja święciło się w skorupach - opowiada Czesława Kaczyńska. - Zdejmowano je dopiero przy śniadaniu wielkanocnym i zakopywano w polu, tam gdzie rosło najwięcej chwastów. Miały działać jak środek chwastobójczy.
Kto szybszy, tym bogatszy
Po rezurekcji każdy chciał dotrzeć do domu jak najszybciej. Ścigano się na polnej drodze rowerami i wozami. Ten miał najlepsze plony, który dojechał jako pierwszy.
- W Dylewie mówiono o urodzajnej pszenicy - dodaje Czesława Kaczyńska. - W innych miejscowościach był to len, owies lub żyto.
W rodzinnym domu Czesławy Kaczyńskiej pościło się nawet w Niedzielę Wielkanocną. Tego dnia domownicy jedli tylko placek łagodniak z masłem.
- Moi pradziadkowie podjęli takie zobowiązanie - opowiada o swoim rodzinnym domu w Strzałkach Czesława Kaczyńska. - W rodzinie często umierały dzieci, więc postem pradziadowie chcieli poprosić Boga, aby utrzymał je przy życiu i w zdrowiu.
Na Kurpiach to dawniej powszechny obyczaj. Niektórzy nakładali na siebie nawet bardziej rygorystyczne posty i tego dnia całkowicie powstrzymywali się od jedzenia.
- Kurpie wierzyli w ich skuteczność i na pewno bardzo to im pomagało - mówi Czesława Kaczyńska. - A generalnie święta były skromne, jak sami Kurpie. Gotowano głównie kapustę z żeberkami i kaszą. Obowiązkowy był także placek łagodniak. Dopiero w latach 50. kurpiowskie gospodynie zaczęły piec także makowiec. Najwięcej jednak jadło się jajek, bo są to przecież takie jajeczne święta. Gospodynie zbierały je przez cały post, a był z nimi niemały problem. Kury bowiem nie niosły się tak jak obecnie.
Kruki dla chrześniaka
Do lat 70. na Kurpiach żywy był zwyczaj polewania wodą swoich rodziców chrzestnych. Tamci dla swoich chrześniaków przygotowywali wykup, czyli tzw. kruki. Były to po prostu ugotowane i barwione jajka. Przygotowywano je dopiero w Wielki Poniedziałek. Zamożniejsi chrześni dawali nawet po dziesięć takich kruków.
- Mając ośmiu chrześniaków, wszystkim mogłam przygotować wykup - mówi Kaczyńska. - Trudniej miały wiejskie akuszerki, które miewały po kilkudziesięciu chrześniaków. Znałam taką akuszerkę, która miała ich nawet 150. Nie była więc w stanie przygotować dla nich dostatecznej liczby owych kruków.
Chrzestnych polewano garnuszkiem na rękę. Potem także rodzic chrzestny skrapiał chrześniaka i życzył mu, aby duży urósł. Chłopcy polewali wodą także młode dziewczęta. Bracia pani Czesławy przygotowywali się do tego na kilka dni przed śmigusem-dyngusem. Z ramy rowerowej i kawałka drewna robili coś na kształt strzykawki, czyli tzw. sikawkę.
- Dziewczyny specjalnie paradowały po wsi, aby zostać oblane wodą - mówi Kaczyńska. - W przeciwnym razie w tym roku zamążpójście by je ominęło. A Kurpianki bardzo obawiały się staropanieństwa. Żeby przed nim się uchronić, także podczas Niedzieli Palmowej rzucały palmy pod nogi księdzu. Jeśli ksiądz nadepnął na nie, były bardzo szczęśliwe. Oznaczało to bowiem, że jeszcze w tym roku wyjdą za mąż.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna