Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pani Jadwiga i sto psów. Pomóżmy!

Julia Szypulska [email protected]
Właścicielka ponad setki zwierzaków apeluje o wsparcie.
Pani Jadwiga i sto psów. Pomóżmy!

Niewielkie gospodarstwo pod Drohiczynem. Stary ceglany dom i budynki gospodarcze ogrodzone siatką. Wokół mnóstwo krzaków i drzew. To tutaj mieszka 59-letnia Jadwiga Bierzyńska ze swoimi zwierzakami. Odgłos jadącego samochodu i obcy ludzie budzą czujność psów. Z podwórka wybiegają całym stadem. Białe, czarne w łatki i popielate. Cała chmara. Psy szczekają jeden przez drugiego, a głos ich opiekunki ginie w jazgocie.

- One nic nie zrobią, chcą tylko was obwąchać - Jadwiga Bierzyńska przekrzykuje psy.
Rzeczywiście - podbiegają, obwąchują, a po chwili machają radośnie ogonami. I tak falami, aż z przybyłymi zapoznają się wszystkie. Po kilku minutach psy tracą zainteresowanie i odbiegają. Przy swojej pani zostaje tylko niewielka grupka. Każdy zabiega o jej uwagę i domaga się czułości. W końcu na kolana wdrapuje się Tonia.

Sterylizacja? Szkoda psów

- Zaczęło się od kilku psów - opowiada Jadwiga Bierzyńska, a Tonia z lubością mruży oczy, kiedy pani głaszcze ją po łbie. - Mieszkałam wówczas w Celestynowie pod Warszawą. Były bezpańskie, zrobiło mi się ich żal i przygarnęłam je.

Znalazła ogłoszenie w gazecie, kupiła niewielkie gospodarstwo i rok temu przeprowadziła się pod Drohiczyn. Ale psów było już wówczas kilkadziesiąt.

- Znalazłam kierowcę, któremu nie przeszkadzały zwierzęta - wspomina pani Jadwiga. - Wrzuciłam do samochodu swoje ubrania, na nie wskoczyły psy i tak pojechaliśmy.

Najstarsze wśród psów są Murzyn, Balbina i Śnieżka. Jest też 14-letni biały Michaś. Ten ostatni to przywódca. Kiedy on szczeka, inne go słuchają i robią to samo. Pani Jadwiga zwierząt nie sterylizowała, bo szkoda.

- Nie jestem zwolennikiem tej metody - tłumaczy. - Jest zbyt drastyczna. U psów to niewielkie nacięcie, ale u suk prawdziwa operacja, a rany często długo się boją. Na dowód bierze psa i pokazuje bliznę na genitaliach.

A zwierzęta rozmnażają się na potęgę. W tym tygodniu oszczeniła się jedna suka.

- Pamiętam wszystkie swoje psy, więc zauważyłam, że jeden nie przyszedł na noc do domu - opowiada. - Szukałam suczki, ale znalazła się dopiero nad ranem. Okazało się, że wykopała sobie przy domu jamę, w której urodziła szczeniaki. I tak to jest z tymi psami, codziennie coś się dzieje.

Pani Jadwiga wraz ze swoimi podopiecznymi wstaje o świcie. Psy wybiegają na podwórko, a potem dostają śniadanie - suchą karmę. Na jedno karmienie setki zwierząt idzie 10 kg karmy, czyli połowa worka. Obiad dostają na ciepło - kości, ochłapy.

Żyje na skraju ubóstwa

Jadwiga Bierzyńska ma 59 lat, ale nie wygląda na swój wiek. Drobna, o dziewczęcej twarzy i ciepłym uśmiechu ma już coraz mniej sił.

- Wykończyła mnie zima - wzdycha kobieta. - Do Drohiczyna jest 2,5 km. Chodziłam tam z sankami po karmę dla psów. Droga była prawie bez przerwy zasypana, a zaspy były wyższe ode mnie. Któregoś razu była taka zamieć, że nie dałam rady dociągnąć sanek do domu. Musiałam je zostawić przy drodze i wrócić po nie rano.

Wyczerpująca jest też opieka nad setką psów. Psy są o siebie zazdrosne i czasem trudno je zdyscyplinować. Gdy opiekunka weźmie jednego na kolana, zaraz domagają się tego inne. Gdy pogłaszcze innego, reszta przepycha się do ręki. Często ostrzegawcze warczenie na konkurenta nie wystarcza i w ruch idą kły. W stadzie obowiązuje prawo silniejszego. Psy młodsze, słabsze czy chore nie mają wielkich szans. Zwierząt jest już za dużo, by mogła je opanować jedna osoba.

Niedawno panią Jadwigę odwiedziła policja i weterynarz. Dostała mandat za to, że zwierzęta nie były szczepione.

- Zabrakło mi pieniędzy - tłumaczy. - Sama przeprowadzka pochłonęła większość oszczędności.
Kobieta żyje na skraju ubóstwa. Mieszka razem z psami w domu, bo nie ma za co przystosować obory do tego, by móc tam trzymać zwierzęta. W związku z taką ilością psów, remontu wymaga też dom. Zwierzęta są zapchlone, a niektóre chorują.

- Trzeba wyprowadzić zwierzęta z domu i oddzielić psy od suk - mówi Anna Jaroszewska z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Białymstoku, które od kilku tygodni pomaga pani Jadwidze.
Pierwsze kroki w tym kierunku podjęły już władze gminy. Jeden z pracowników odwiedził kobietę i wymierzył podwórze. Na koszt samorządu mają tam stanąć kojce dla zwierząt. Ale to nie rozwiązuje problemu.

Psy trzeba wysterylizować, żeby się dalej nie rozmnażały. Pomaga w tym TOZ. Udało się to w stosunku do około 20 zwierząt.

Pieski można przygarnąć

Najlepszym rozwiązaniem dla zwierząt byłaby adopcja. Psiaki pozytywnie reagują na człowieka i są ogólnie w dobrym stanie. To wesołe, lubiące zabawę i towarzystwo zwierzaki.

- Gdyby znalazł się ktoś chętny, oddałabym psy. Ale tylko w dobre ręce - zastrzega ich opiekunka.
Każdy, kto chciałby pomóc Jadwidze Bierzyńskiej, proszony jest o kontakt z Towarzystwem Ochrony Zwierząt. Mieści się ono przy ul. Świętojańskiej 24 lok. 7 w Białymstoku lub pod numerem telefonu: 085 732 70 69.

Dyżury odbywają się w poniedziałek i czwartek w godz. 17-19. Zaadoptować można szczeniaki bądź dorosłe zwierzęta. Wszystkie są niewielkie - ważą 3-10 kg. Przed adopcją pies będzie odpchlony, odrobaczony i wysterylizowany.

Pani Jadwiga i sto psów. Pomóżmy!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna