Pasażerowie kolei dojeżdżali do Białegostoku autobusami

Chaosu nie było, ale nie zabrakło też zirytowanych pasażerów. W związku z wczorajszym strajkiem w Przewozach Regionalnych w woj. podlaskim w trasę nie wyjechały łącznie 82 pociągi. - Nie jesteśmy przeciwne strajkowi. Też pracujemy w sferze budżetowej. Wiemy jak się tam zarabia. Jeżeli kolejarze strajkują to znaczy, że są na prawdę zrozpaczeni - mówiły zaczepione przez nas na białostockim dworcu dwie nauczycielki czekające na pociąg TLK Intercity do Krakowa. Wbrew swoim planom z Suwałk nie przyjechały jednak pociągiem spółki PR, która obsługuje niemal wszystkie połączenia na tej trasie), ale autobusem.

- Spieszę się na uczelnię do Warszawy na konkretną godzinę. Martwię się, że mogę nie zdążyć do dziekanatu - narzekała Katarzyna Halicka, której odwołany w środę pociąg Inter Regio powinien odjechać 30 minut wcześniej niż TLK.

Ale głosów niezadowolenia było niewiele. Większości podróżnych była świadoma dzisiejszych utrudnień i wybrała inny środek transportu.

- Mieliśmy wrócić do Białegostoku szynobusem o 9.24, ale musieliśmy trochę poczekać o 11.25 na PKS. Wyszło też trochę drożej o jakieś 10 złotych od osoby - powiedział Dominik Stachura z Ełku.
Zgodnie z wnioskiem dyrektora Podlaskiego Zakładu Przewozów Regionalnych, cześć przewoźników samochodowych, aby wprowadziła dodatkowe kursy w dniu protestu. - Postanowiliśmy zwiększyć pojemność autobusów, które są w stanie zabrać około 15 proc. podróżnych - powiedział Rafał Rutkowski, prezes PKS Białystok. - Nie odnotowaliśmy jednak zwiększonego potoku pasażerów.

Kilkoro pracowników PR zorganizowało na dworcu punkt informacyjny. Pozostali, choć przyszli do pracy, nie wykonywali żadnych czynności zawodowych.

- W każdej minucie jesteśmy gotowi do rozmów z zarządem - stwierdził Tadeusz Pleskot, szef Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych w Podlaskim Zakładzie PR.