Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pedofilia w polskim kościele. Ofiary muszą oskarżać

Redakcja
Przeczytaj wywiad.

Ostatnio za sprawą piosenki "Zabawa w chowanego" o Korze znowu zrobiło się głośno. Artystka porusza w niej bardzo ważny temat - pedofilii w polskim kościele. Dlaczego zdecydowała się przerwać milczenie i głośno mówić o swoich doświadczeniach, opowiedziała Urszuli Krutul.

W piosence "Zabawa w chowanego" łamie Pani tabu i głośno mówi o pedofilii w polskim kościele. Dlaczego teraz?

- Moją historię opisałam wcześniej w książce "Podwójna linia życia", która miała dwa wydania. Gdyby był lepszy czas, to być może byłaby wtedy lepsza reakcja. To były lata 90. Transformacja, dużo innych ważnych rzeczy działo się w naszym kraju. O zjawisku pedofilii w kościele jest teraz bardzo głośno na świecie. Zaczęło się w Stanach, a teraz huczy cała Europa. Napisałam tę piosenkę dokładnie rok temu. Ale nie mieliśmy producenta, piosenka nie miała muzyki. Los tak szczęśliwie zarządził, że spotkałam na swojej drodze Marcina Macuka i to on okazał się być kompozytorem tej części utworów, do których nie było muzyki. Nie śpieszyliśmy się z tą płytą. Mieliśmy ciężki czas. Rozwiązywał się Maanam, działo się mnóstwo innych rzeczy. Teraz jest moment przyspieszenia.

Nie bała się Pani, że poruszając taki temat, wyciągając właśnie tę historię ze swojego życia, może być Pani posądzona o kłamstwo? W internecie pojawiają się zarzuty, że to element promocji płyty...

- Tak. Ale ja tego nie czytam. To jest bardzo duży kraj i zawsze mówię, że będzie dobrze jeśli dotrę do grupy ludzi, którzy są czuli na jakieś problemy i jednocześnie śledzą to, co ja robę. Moja historia i moja piosenka wpisuje się w tej chwili bardzo w publicystykę. Nie jestem pierwszą poruszającą ten temat. Gazeta (Wyborcza - przyp. red.) miała w "Dużym Formacie" cykl wstrząsających artykułów o pedofilii w kościele. Ludzi trzeba jakoś ośmielić. Niezależnie w jakim to się dzieje środowisku, czy to są duże miasta czy małe miasteczka lub wsie, wiadomo jak jest. Ogromnemu ostracyzmowi są poddawane osoby, które się do tego przyznają, które oskarżają księży. Wina zawsze spada na ofiarę. Nie mogę się z tym zgodzić. Absolutnie! Nie jesteśmy krajem rządzonym przez kościół. Jesteśmy krajem świeckim. W świeckim kraju wszyscy, którzy wykraczają poza ustalone normy powinni być karani przez świeckie prawo. Przez nasze sądy. A tymczasem, jak wiemy, to w różny sposób się odbywa. Księża pedofile, jeśli już się wypowiadają, to zazwyczaj robią to anonimowo. Nie pokazują swojej twarzy, nie podają imienia ani nazwiska. Ja daję twarz, imię i nazwisko. Nikt nie może mnie podejrzewać o konfabulację. Osoba, która mi to zrobiła już nie żyje, więc trudno mi tego dowieść... Nawet jeżeli mi ktoś nie wierzy, to tak jest. Tak było.

Czy kiedy wychodzi Pani na scenę i śpiewa ten utwór, to ta cała sytuacja do Pani wraca?

- Na razie nie śpiewamy tego. To jest dosyć trudny utwór. Pracuję teraz z nowymi muzykami nad istniejącym repertuarem. Póki co, staramy się podczas koncertów emitować tę piosenkę w formie teledysku na sam koniec występu. Ja oczywiście planuję ją śpiewać, ale raczej nie na plenerach. To nie jest klub, nie wytwarza się atmosfera, którą da się wytworzyć w małym miejscu. Plener służy temu, żeby się ludzie zrelaksowali. Tak więc nie będę tym epatować. Myślimy o klubowej trasie koncertowej. I wtedy "Zabawa w chowanego" będzie grana. A tak puszczamy ją z obrazem i przez to staje się takim mini filmem. A ten film jaki jest, taki jest. Mnie już wtedy na scenie nie ma. Ja go nie widzę. I być może taka refleksja jest potrzebna na koniec. Bawimy się, ale dokoła jest bardzo dużo problemów, bólu, niesprawiedliwości. Powinniśmy się też nad tym zastanowić. Zastanowić się nad sobą samym. I myśleć jak tworzyć przestrzeń, wolność i dobroć w sobie samym. Zaczynać od siebie.

Co by Pani radziła ofiarom pedofilii?

- Przede wszystkim oskarżać. I pamiętać, że to oni są pokrzywdzeni. Muszą ujawniać i oskarżać. I nie bać się. Bo ma się bać ten, który to robi, a nie ten, któremu jest to robione.

Zmieniając temat. Jaki jest pani sposób na zachowanie tak świetnego wyglądu?

- Totalnie nic nie robię. Może to przez to, że mam taki a nie inny zawód, rodzinę. Mam mężczyznę, który jest jak bardzo dobra energia. On ma potrafi dawać innym ludziom dobro.

Jest Pani od 30 lat na scenie. Jaką ma Pani receptę na sukces?

- To było 30 lat sinusoidy. Bardzo wielkich sukcesów, ale też wyciszenia. O porażkach bym nie mówiła, bo to raczej działało na zasadzie świadomego wycofania się. Ja nie myślę o sukcesie. To co robię, to nie jest taka stricte rozrywkowa muzyka. Rockowy muzyk, to jest twórca, który nie istnieje bez społecznych problemów, bez tego całego entourage. Można to odpuścić, można się na sobie skoncentrować, ale jak skupiałam się na sobie pisząc i śpiewając piosenki o miłości, to słyszałam, że jestem banalna. Moje zaangażowanie i pewnego rodzaju powaga sprawiają, że nie liczę na sukces. Jestem bardzo ostrożna w myśleniu o sukcesie, czegokolwiek by on nie dotyczył. Sukces jest strasznie kruchy. Zadziwiają mnie ludzie, którzy uważają, że stworzyli coś nadzwyczajnego i cały świat padnie przed tym na kolana. Podziwiam ich szczerze mówiąc i mogę im zazdrościć. U mnie jest inaczej. Jestem ostrożna i robię swoje. To jest ciężka praca. Jak przyjeżdżam na koncert, muszę się zmierzyć z pewnymi słabościami - właśnie dlatego, że nie mam już 20, 30 ani też 40 lat. Śpiewam niezwykle energetycznie, całym ciałem. Nie można nawet na chwilę odpuścić. Zagranie koncertu można porównać do rozegrania meczu. Nie zapominajmy, że cały czas mamy do czynienia z żywym człowiekiem. Wyjście na koncert to jest przede wszystkim koncentracja, a nawet pewnego rodzaju medytacja, skupienie się, odwołanie do sił wyższych. A co będzie? Tego nigdy nie wiem.

Gdyby nie muzyka, to co?

- Muzyka jest nieustannie obecna w moim życiu. Wszystko się koło tego kręci. Nie tylko moje życie, ale życie Kamila (Sipowicza, partnera Kory - przyp. red.) też. Mimo, że on nie jest tworzącym muzykiem. Ale jest tworzącym poetą, pisze książki, eseje. Jest bardzo mocno zaangażowany w ten nasz mały świat. Jest też bardzo odważny. Nie jest hipokrytą. Jesteśmy pozbawieni w ogóle hipokryzji. I ten brak hipokryzji daje nam odwagę do mówienia o pewnych rzeczach głośno i bez lęku. Mam dorosłych synów, prowadzę dom, kocham gości. Gotuję i oglądam bardzo dużo filmów. I bardzo dużo czytam. Dookoła tego wszystkiego jest jeszcze przyroda, którą fascynuję się niezmiennie od urodzenia. Przyroda to ideał piękna. A ja piękno kocham. Jestem estetką. Nawet jak czasami nic nie robię i się nudzę, to nawet ta nuda jest twórcza. Ona ma w sobie taką metafizykę nudy i to też jest w życiu ważne. Bo człowiek, który się nie potrafi w życiu nudzić, nie potrafi się też relaksować. A relaks w moim życiu jest bardzo ważny.

A pamięta jeszcze Pani, jak się zakochała w Kamilu?

- To jest osobna historia, też zresztą opisana w książce. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. To było uczucie, które się objawiło przez przyjaźń. Zawsze powtarzam, że przyszedł do mnie ze snu. Że we śnie mi się objawił erotycznie. Jak się kobieta z mężczyzną przyjaźni i nie ma erotyki, to też nie ma miłości. Więc ta erotyka na początku na pewno musi być. Ale z czasem to się też zmienia. I niewątpliwie ta erotyka i seks zamieniają się w coś innego. W bardzo głębokie przywiązanie, w taką niezbędność. Dwie osoby które są ze sobą tak długo jak my, w pewnym momencie nawet nie muszą nic mówić, żeby się komunikować. Bardzo często jest tak, że ja coś mówię, a Kamil właśnie o tym myśli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna