Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piekło tysięcy zwierząt w Radysach. Los schroniska stanął pod znakiem zapytania (ZDJĘCIA)

Olga Goździewska-Marszałek
Olga Goździewska-Marszałek
Reportaż: piekło zwierząt w Radysach
Reportaż: piekło zwierząt w Radysach Pogotowie dla Zwierząt
Pies z odgryzionym kawałkiem szczęki, martwy szczeniak, zasuszone zwłoki w klatce – to obraz, jaki ujrzeli policjanci i animalsi podczas interwencji w schronisku dla bezdomnych zwierząt w mazurskich Radysach. Aktywiści z całego kraju od lat walczą o zamknięcie tego największego w Polsce „obozu zagłady”, gdzie tylko w od stycznia br. zutylizowano cztery tysiące psów. Najwięcej zwierząt wysyłały tam podlaskie gminy. ​

Schronisko w mazurskich Radysach to największe w Polsce i drugie pod względem wielkości w Europie przytulisko dla bezdomnych czworonogów. Jednorazowo mogło w nim mieszkać nawet 3,5 tys. zwierzaków.

Psy i koty miały tam znaleźć opiekę, a czekał je tylko ból, cierpienie i śmierć. Ciesząca się fatalną sławą placówka po wieloletnich staraniach animalsów, trafiła pod lupę prokuratury.​

– To, co tam odkryliśmy, jest makabryczne – relacjonuje Krystyna Chilińska, prezeska oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Suwałkach. – Ocenialiśmy warunki, w jakich przebywają zwierzęta oraz ich stan zdrowia. Część zwierząt była w stanie agonalnym, więc w trybie pilnym zostały odebrane właścicielowi schroniska i przetransportowane do lecznic. ​

Interwencja policji i obrońców zwierząt miała miejsce tydzień temu, 19 czerwca. Została zorganizowana we współpracy z Prokuraturą Rejonową w Olsztynie. Służby wkroczyły do schroniska o szóstej rano. Najpierw policja w towarzystwie biegłego procesowego zebrała materiał, który zostanie wykorzystany w sądzie, a później weszli animalsi. Udało im się uratować jednego kota i ponad 60 psów, które były w takim stanie, że od razu musiały trafić pod opiekę weterynarzy. Są pokaleczone, pogryzione, cierpią na udary słoneczne i otyłość. Były żywione resztkami surowego mięsa.

Organizacje prozwierzęce od lat starały się walczyć o to, by psy nie trafiały do Radys. Ale schronisko oferowało coraz niższe stawki, więc włodarze ponad stu polskich gmin chętnie pozbywali się problemu bezdomnych psów i kotów, nie ponosząc przy tym dużych kosztów.​

Tysiące zwierząt trafiało do utylizacji​

– Od początku roku cztery tony psów pojechały do utylizacji – ubolewa Chilińska z suwalskiego TOZ. – Przedsiębiorstwo Struga S.A., które ma z Radysami podpisaną umowę, podało, że w latach 2018-19 zutylizowało 16 ton zwierząt. Ile to mogło być psów? Ponad tysiąc!​

Olsztyńska prokuratura od kwietnia prowadzi śledztwo w sprawie nierzetelnego nadzoru służb weterynaryjnych nad schroniskiem w Radysach. Aresztowany został również właściciel tego przytułku dla bezdomnych zwierząt.​

– Podejrzanemu Zygmuntowi D. prokurator postawił dwa zarzuty – informuje Krzysztof Stodolny, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Olsztynie. – Zygmunt D., prowadząc schronisko, znęcał się nad zwierzętami poprzez utrzymywanie ich w stanie nieleczonej choroby i nie zapewniając im odpowiednich warunków bytowych. Działając ze szczególnym okrucieństwem powodował nadmierne cierpienie psychiczne i fizyczne zwierząt. Grozi mu do pięciu lat pozbawienia wolności. W posiadłości podejrzanego znaleziono również amunicję, na którą nie miał zezwolenia.​

Właściciel schroniska spędzi trzy miesiące w areszcie. Decyzja o jego zatrzymaniu spowodowana jest zebranym materiałem dowodowym. Jak podkreśla Stodolny, prokuratura obawiała się również, że Zygmunt D. może zbiec przed wymiarem sprawiedliwości (posiada wiele nieruchomości w różnych miejscach) lub wywierać naciski na świadków.​

Dalsza działalność schroniska w Radysach stanęła więc pod znakiem zapytania. Prokurator apeluje do ponad stu gmin, które mają podpisane umowy z Radysami, by zwracały się do prokuratury.​

– Potrzebujemy dokumentacji. Chcemy mieć wgląd w te dokumenty, by móc odtworzyć działanie schroniska. Zachodzi podejrzenie, że właściciel mógł dopuścić się mataczenia i jednocześnie wyłudzania publicznych pieniędzy tłumaczy Krzysztof Stodolny.​

Na tym etapie śledztwa jeszcze nie jest w stanie określić, czy schronisko zostanie zlikwidowane:

Trudno jednoznacznie wyrokować. Prokurator zwrócił się jednak do burmistrza gminy Biała Piska z prośbą o podjęcie działań mających na celu zapewnienie właściwej opieki nad zwierzętami. Podobną prośbę wystosował do głównego lekarza weterynarii. Jednocześnie cały czas pozostaje w kontakcie z osobami z organizacji zaangażowanych w sprawę, by systematycznie zabierały z placówki zwierzęta i szukały dla nich domu – tłumaczy Stodolny.​

W akcję ratowania psów w Radysach zaangażowało się kilka organizacji: OTOZ Animals, TOZ Augustów, Fundacja „Mondo Cane”, TOZ Suwałki, Warmińsko-Mazurskie Stowarzyszenie Obrońców Praw Zwierząt w Pasłęku, Towarzystwo Przyjaciół Zwierząt Otwocki Zwierzyniec i Stowarzyszenie „Pogotowie dla Zwierząt”. Ta ostatnia zorganizowała też zbiórkę, w której wzięło udział ponad 20 tys. osób, które w sumie wpłaciły ponad milion złotych na potrzeby uratowanych czworonogów.​

Gminy „sprzedawały” zwierzęta​

Zapewnienie opieki bezdomnym zwierzętom należy do obowiązków gmin. Jednak tylko niektóre samorządy przywiązują uwagę do warunków, w jakich mają przebywać odłowione na ich terenie zwierzęta, inne zaś ograniczają się jedynie do wyłonienia (w drodze przetargu) najtańszej oferty. Schronisko w Radysach wyznaczało konkurencyjne ceny, co sprawiało, że setki zwierząt z różnych części Polski trafiało właśnie do tej placówki.​

– W tym schronisku psy umierały w męczarniach z zimna, głodu i nieleczonych chorób. Niestety gminy chcąc zaoszczędzić umieszczały tam odłowione zwierzęta. To jednak żadna oszczędność. Psy umierały, gminy dalej płaciły - mówi Krystyna Chilińska, prezes suwalskiego oddziału TOZ.​

Największym „dostawcą” zwierząt do Radys są gminy województwa podlaskiego. Umowy ze schroniskiem wciąż ma podpisane około 50 samorządów, w tym m.in. gmina Choroszcz, Bielsk Podlaski, Brańsk, Czeremcha, Dobrzyniewo Duże, Hajnówka, Jedwabne, Juchnowiec Kościelny, Kulesze Kościelne czy Nerewka. ​

Co więcej, niektóre gminy próbowały dodatkowo oszczędzać rezygnując z opłacania dziennych stawek za utrzymanie psa w schronisku. Co to oznacza w praktyce? Przykładowo gm. Choroszcz ustaliła z właścicielami schroniska wysokość opłaty, którą ponosili za odłowienie bezpańskiego psa.

– Schronisko w Radysach na podstawie umowy z naszą gminą otrzymuje ryczałtowo 1400 zł za każdego odłowionego psa oraz 300 zł za każdego odłowionego kota. Jest to koszt ponoszony przez gminę za odłowienie zwierzęcia oraz dożywotnie utrzymanie go – informuje Urszula Glińska, rzeczniczka burmistrza Choroszczy.​ Gmina ze schroniskiem w Radysach umowę ma od 2012 roku. Hycel w tych latach odłowił na jej terenie łącznie 215 psów i kotów.​

Jeszcze więcej zwierząt trafiało do placówki z hajnowskiej gminy. Mimo sprzeciwu mieszkańców i animalsów, którzy w 2018 roku oprotestowali decyzję wójta Lucyny Smoktunowicz. Pani wójt mogła wtedy wybrać między pobliskim schroniskiem dla zwierząt „Ciapek” w Hajnówce, a oddalonymi o prawie 200 kilometrów „Radysami”. Jak informowały wówczas „Nowiny Podlaskie”, wójcina dostawała setki e-maili i telefonów z prośbą o rezygnację z oferty mazurskiego schroniska. Jednak uznała to za hejt i osobiście pojechała do mazurskiej placówki, by sprawdzić, w jakich warunkach przebywają tam zwierzęta. O wizycie opowiedziała w mediach, zachwalając przytułek i krytykując konkurencyjne schronisko:

„O Radysach podaje się wiele nieprawdziwych informacji. Pojechałam tam i jestem zachwycona” – stwierdziła w 2018 roku Lucyna Smoktunowicz, wójt gminy Hajnówka.​

– Takie rozwiązanie było dla pani wójt i innych włodarzy wygodne, bo pozwalało pozbyć się problemu bezdomnego zwierzęcia raz na zawsze. Opłacalne, prawda? Razem ze schroniskiem „Ciapek” próbowaliśmy przekonać panią wójt, że nie może „sprzedawać” psów. Powinna płacić schronisku jedynie dniówki (koszt dziennego utrzymania psa – przyp. red.) zgodnie z ustawą. Do tego trzeba kontrolować, kiedy pies idzie do adopcji i mieć świadomość, jakie są jego losy– tłumaczy Barbara Korzeniewska, aktywistka z Augustowa, która od kilku lat na własną rękę odławiała psy z terenów podlaskich gmin (które miały podpisane umowy z mazurską placówką) i szukała im domów.​

Korzeniewska zarzuca wójt Smoktunowicz nieetyczne postępowanie. Niedawno wystąpiła nawet do lokalnych mediów z prośbą o zamieszczenie ogłoszenia, w którym zwraca się z apelem do władz gminy Hajnówka, by natychmiast zerwały umowę z „Radysami” i przeniosły psy do pobliskiego schroniska.​

– To niezwykle ważne, by odłowy odbywały się lokalnie, bo część psów ma przecież swoich właścicieli i łatwiej jest znaleźć zagubionego czworonoga w pobliskim schronisku, niż w takim zamkniętym na cztery spusty i w dodatku oddalonym o kilkaset kilometrów – argumentuje Korzeniewska.​

- Złożyliśmy gminie Hajnówka swoją ofertę w 2019 roku z ceną za odłów i stawką dzienną, ale przetarg wygrały „Radysy”. Nic dziwnego – jedynym kryterium wyznaczonym przez gminę była cena – ubolewa Justyna Kuczyńska z hajnowskiego schroniska dla zwierząt „Ciapek”. ​Wójt Lucyna Smoktunowicz unika komentowania sprawy. Nie odpowiada na nasze telefony, nie odpisuje na e-maile.​

Zostaw te psy – psy nie głosują​

Wspomniane kryteria przetargowe, dotyczące wyboru schroniska dla bezdomnych zwierząt, zmieniły się w gminie Wasilków. Zawalczyła o to m.in. radna Dominika Jocz. Bój o to, by psy nie trafiały do Radys, spowodował nawet, że była przezywana przez kolegów „radną od psów”.

– Zostaw te psy, psy nie głosują, więc nie warto się nimi zajmować – tak mi powtarzali i namawiali, bym „odpuściła“ ten temat – wspomina radna Dominika Jocz. – Ale ja byłam w Radysach i nigdy tego nie zapomnę. Nie potrafię nawet opisać, jak bardzo złe warunki tam zastałam i jakie cierpienie zwierząt widziałam. Ile gmin ma świadomość, jak są traktowane są bezpańskie psy, które wysyłają do schronisk? Ilu włodarzy gmin żywo się tym interesuje? No właśnie – psy nie głosują, więc nie ma zainteresowania ich losem. Lepiej robić kampanię i przecinać kolejne wstęgi otwierając ścieżki, dróżki, place, chodniki, uliczki i wszystko, co tylko można oficjalnie otworzyć – uważa Jocz.​

Radna podkreśla, że wiele gmin realizuje schemat: odłowić, wysłać, zapłacić, zapomnieć. Gmina Wasilków to wyjątek. Na czele z burmistrzem Adrianem Łuckiewiczem organizuje akcje proadopcyjne i realizuje programy przeciwdziałające bezdomności. Odwiedzają nawet psy w schronisku „Cyganowo” w Sejnach, które wysłali tam w 2017 r. po tym, jak Komisja Rewizyjna RM w Wasilkowie zawnioskowała o rozwiązanie umowy z Radysami.

Powodem były liczne dowody na nieprawidłowości, których dopuszczało się mazurskie schronisko. Pomogła też zmiana kryteriów przy ogłaszaniu przetargów. Przestały liczyć się już tylko pieniądze, a zaczęły również warunki, w jakich trzymane są zwierzęta. Dzięki temu gmina mogła – zgodnie z prawem – odrzucić ofertę Radys nawet jeśli była ona kusząca cenowo.​

Na takie rozwiązanie nie przystały pozostałe podlaskie gminy, korzystające z usług mazurskiego schroniska. Raisa Rajecka, wójt gm. Bielsk Podlaski, nie ukrywa, że jest wstrząśnięta informacjami o sytuacji w Radysach. Twierdzi jednak, że na razie nie może podjąć żadnych kroków i z decyzją o rozwiązaniu umowy poczeka na oficjalne rozstrzygnięcia. Bielski urząd umowę z tym schroniskiem ma podpisaną od 2015 r. O wyborze zdecydowała przede wszystkim cena. Podobnie jak w Kuleszach Kościelnych, których wójt Stefan Grodzki też jest zaskoczony tą sytuacją . Zaznacza jednak, że gmina ma w mazurskiej placówce tylko jednego psa. ​

Pozostałe samorządy, które po prokuratorskiej interwencji w Radysach poprosiliśmy o komentarz , milczą jak zaklęte.​
– Nie wierzę, że ktoś mógł nie wiedzieć, jakie warunki panują w schronisku w Radysach – komentuje Magda, która prowadzi na Facebooku stronę „Psy z Radys i gminy”. Jest też współtwórczynią mapy samorządów, które korzystają z usług tej mazurskiej placówki.

– Podlaskie gminy są najbardziej oporne na tłumaczenie i przez lata z pełną świadomością decydowały się na skazywanie zwierząt na cierpienie. Wielokrotnie informowałyśmy włodarzy o tym, co się dzieje w tej placówce i udało nam się odwieść wiele gmin od oddawania lub sprzedawania tam psów. Ale niestety byli i tacy samorządowcy, do których nic nie docierało. Mam nadzieję, że gminy również poniosą konsekwencje – dodaje aktywistka walcząca o prawa zwierząt.​

Prawnik o mordowniach

Adwokat Katarzyna Topczewska, specjalizująca się m.in. w ochronie praw zwierząt, podkreśla, że umowa zawierana przez gminy z Radysami – nazwana przez animalsów „sprzedażą zwierząt”– jest powszechnie zawierana.​

– Podpisując takie umowy gminy nie łamały prawa. Zarzutem może być to, że nie weryfikowały, w jakie warunki trafiają zwierzęta i co się z nimi dzieje w schronisku – mówi mecenas Katarzyna Topczewska. – Problem rodzaju określanych w umowach stawek rozważałam przygotowując nowelizację ustawy o ochronie praw zwierząt. Są dwie strony medalu. Kiedy schronisko decyduje się na stawkę dzienną, to zdarza się, że nie jest zainteresowane adopcjami, bo one się nie opłacają. Oddając psa w prywatne ręce schronisko pozbywa się bowiem zarobku. Oczywiście mówimy tu o działaniach tzw. mordowni. Decydując się na stawkę ryczałtową, z założenia właściciele powinni starać się o adopcje, ale z różnych względów tego nie praktykują – tłumaczy mecenas.

I zaznacza, że mazurskie schronisko nie jest jedyną placówką w Polsce, która balansuje na granicy prawa i zaniedbuje swoich podopiecznych. ​

– Właściciel schroniska w Radysach powinien – w mojej ocenie – dostać zakaz prowadzenia działalności gospodarczej opierającej się na opiece nad zwierzętami. Wiele jednak zależy od tego, co w najbliższym czasie postanowi prokurator – dodaje mec. Topczewska. – Pojawia się również pytanie, co się stanie z ponad tysiącem zwierząt z Radys.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Piekło tysięcy zwierząt w Radysach. Los schroniska stanął pod znakiem zapytania (ZDJĘCIA) - Gazeta Współczesna

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna