Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Serafin, prezes KOWR: - Widzę dużą szansę dla gospodarstw z naturalną żywnością

Lucyna Talaśka - Klich
Piotr Serafin, prezes Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa
Piotr Serafin, prezes Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa Lucyna Talaśka-Klich
Rozmowa z Piotrem Serafinem, p. o. dyrektora generalnego Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, którego zadaniem jest m.in. obrót ziemią rolną i promocja żywności.

Prawo dotyczące obrotu ziemią rolną w Polsce ma być nieco poluzowane, jednak nie zmienią się podstawowe zasady (obowiązujące od kwietnia 2016 roku), by takie grunty mogli kupować głównie gospodarze, a nie np. lekarze czy adwokaci. Jak pan ocenia obrót ziemią w naszym kraju?

Te zmiany są efektem wielu rozmów, wsłuchiwania się w głosy Polaków. Mam nadzieję, że od stycznia przyszłego roku ustawa wejdzie w życie. Będzie prościej i łatwiej. Osoba, która nie jest rolnikiem będzie mogła kupić do 1 hektara, a nie tak jak dotąd - do 30 arów. Nie chcemy tworzyć sztucznych warunków. Wiadomo, że jeśli ktoś nabywa 40-50 arów nie będzie obligatoryjnie rolnikiem, tylko kupuje tę ziemię po to, żeby się tam osiedlić.

Rolnicy też tej zmiany oczekiwali. Przecież niektórzy mają skrawki gruntów gorszej klasy, których chętnie się pozbędą, a ich sąsiedzi - gospodarze nie byli zainteresowani, by je od nich kupić. Z kolei ludzie, którzy nie są związani z rolnictwem, chętnie je kupią.
Wsłuchaliśmy się także w głosy samych rolników. Warto jednak także do tego tematu podejść z rozwagą. Czasami na terenach wiejskich osiedla się zbyt wielu mieszkańców miast i potem problemem staje się prowadzenie tam produkcji rolnej. Bywa, że powstają spory, bo nowi mieszkańcy mają pretensje np. o to, że w okolicy jest wywożony obornik. Zatem trzeba to wyważyć i być ostrożnym, by rolnicy nie mieli problemów z produkcją.

Ważne są też plany miejscowe (o ile są w danej gminie), bo kupujący powinien wiedzieć, co może powstać w pobliżu jego domu, albo co już tam jest.

Ale często tak nie jest. Podam przykład z czasów, gdy pracowałem w samorządzie. Pewni ludzie doskonale wiedzieli, że w pobliżu kupowanej nieruchomości jest kościół, zatem są w nim odprawiane poranne msze, biją dzwony... No i przeszkadzały im te dzwony. Co zrobić w takiej sytuacji? Kościoła nie da się przesunąć.

Wiele zależy od ludzi. Też prowadzę małe gospodarstwo rolne na południu kraju i wiem jak to jest. Znam wsie, w których kiedyś było np. siedem gospodarstw, teraz pozostał tylko jeden aktywny rolnik i proszę sobie wyobrazić, że jego działalność zaczęła przeszkadzać tym, którzy kiedyś sami prowadzili gospodarstwa. Denerwują się, że na drodze pozostało trochę obornika albo przeszkadza im brzydki zapach związany z produkcją rolną. Mentalność ludzi się zmienia.

Może ci, którzy nie dali rady by utrzymać swoje gospodarstwa zazdroszczą aktywnym rolnikom i dlatego utrudniają im życie?

Mam nadzieję, że i to się zmieni na lepsze. Minister Ardanowski powiedział: - Serafin, ty jesteś z południa Polski, wiesz jaka jest specyfika tych małych gospodarstw. Zróbmy coś, aby te gospodarstwa, które dotąd były wygaszane, powróciły do korzeni.

Widzę dość dużą szansę dla gospodarstw z naturalną żywnością, ekologiczną. Na tych małych areałach można produkować żywność na własne potrzeby, a nadprodukcję przeznaczyć do sprzedaży. I tutaj znowu mamy zielone światło, ponieważ dla osób zajmujących się rolniczym handlem detalicznym została zwiększona - do 40 tysięcy złotych - kwota przychodów zwolnionych z podatku dochodowego od osób fizycznych!

Sprzedaż bezpośrednia i rolniczy handel detaliczny to szansa głównie dla właścicieli małych gospodarstw, których więcej jest w południowej oraz wschodniej części kraju. Jednak w innych rejonach Polski wciąż jest duży głód ziemi.

Pod tym względem sytuacja w Polsce jest rzeczywiście zróżnicowana. Największy głód ziemi obserwuję w woj. zachodniopomorskim, w Wielkopolsce, na Kujawach, Pomorzu i Dolnym Śląsku.

Z drugiej strony na tych terenach (plus rejon Olsztyna) znajduje się połowa Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa, którym administruje Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa.

Rolnicy chętnie kupią lub wydzierżawią także państwową.

Na temat państwowych nieruchomości staram się rozmawiać z dyrektorami oddziałów terenowych KOWR-u. Mówię im, że to oni są gospodarzami na swoim terenie. No bo kto będzie lepiej wiedział o sytuacji w danym regionie, komu ziemia jest potrzebna? Mam nadzieję, że dyrektorzy są dobrymi gospodarzami.

Kończą się umowy dzierżaw na państwowe nieruchomości zawarte w latach 90. Ci, którzy nie wyłączyli trzydziestu procent gruntów, teraz muszą je oddać. Zatem przybędzie ziemi do rozdysponowania przez KOWR.

Wróci jej więcej do Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa i jest decyzja ministra Jana Krzysztofa Ardanowskiego, żeby oddziały w sposób racjonalny zajęły się rozdysponowaniem tej ziemi, by nie doszło do kumulacji. Minister podjął także decyzję, by gospodarstwom, którym w tym roku wygasają umowy (a nie oddały tzw. trzydziestek) w sposób racjonalny wydłużyć czas na wydanie nieruchomości.

O ile można ten termin przesunąć?

Maksymalnie o rok.

Chodzi o to, by dzierżawcy mieli czas na zebranie plonów? Do tego cały rok nie jest potrzebny.

Chodzi nie tylko o zebranie plonów, ale i czas na wygaszenie produkcji. Przecież to też są firmy, które prowadzą produkcję (także zwierzęcą) i zatrudniają ludzi. Trzeba im dać czas chociażby na poinformowanie ludzi o zmianach, a ich pracownikom na znalezienie innego zajęcia. Ten czas powinien być jednak wykorzystany przez dyrektorów oddziałów KOWR na przygotowanie gruntów, by jak najszybciej te grunty wydzierżawić kolejnym dzierżawcom - rolnikom, którzy chcą powiększyć rodzinne gospodarstwa.
Ci, którzy nie zgodzili się na wyłączenia 30 proc. gruntów, mają szanse na dalsze dzierżawienie wydawanej teraz ziemi?

Nie ma takiej możliwości! Abolicji nie będzie - tak zdecydował minister Ardanowski, który przecież wykazał dobrą wolę wobec tych dzierżawców i zgodził się na wydłużenie terminu wydania nieruchomości w uzasadnionych sytuacjach.

Od pierwszego stycznia przyszłego roku będziemy przeprowadzać „remanent” państwowego zasobu ziemskiego i dyrektorzy oddziałów zobligowani są, by przygotować zestawienie gruntów do dwóch hektarów, które nie są atrakcyjne. Chcemy, by w pierwszej kolejności pozwolić na jej kupno (w przetargu ograniczonym) rolnikowi gospodarującemu po sąsiedzku. Jeżeli nie będzie zainteresowania ze strony sąsiada, możliwa jest sprzedaż w przetargu nieograniczonym, w następnej kolejności będziemy rozmawiać z gminami.

Dlaczego chcecie je sprzedać?

Takie grunty tylko generują nasze koszty, a gmina będzie wiedziała, co z nimi zrobić.

Ma pan na myśli działki pod budownictwo mieszkaniowe?

O nie! Sprzedaż takich działek to byłby dobry interes dla Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa. Miałem na myśli nieużytki rolne. W zasobie jest parędziesiąt tysięcy działek i trzeba zweryfikować, które rzeczywiście są atrakcyjne. Poza tym dochodzi współpraca z Krajowym Zasobem Nieruchomości, któremu musieliśmy przygotować grunty pod budownictwo w ramach programu Mieszkanie Plus. W rejonach miejskich jest to prawie 60 tysięcy hektarów, natomiast na terenach wiejskich wskazanych zostało prawie 200 tysięcy hektarów. Propozycje zostały przedstawione i w miarę potrzeb będą przekazywane do KZN-u.

Jednak ziemia, którą gospodaruje KOWR powinna przede wszystkim trafiać do rolników.

Ziemia z Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa ma służyć przede wszystkim powiększaniu rodzinnych gospodarstw. Był okres przejściowy, kiedy mogły z niej korzystać firmy. Nie zapominajmy, że państwo ma pomagać tym, którzy tej pomocy najbardziej potrzebują.

Dysponujemy też nieruchomościami inwestycyjnymi, które mają służyć rozwojowi regionu, tworzyć nowe miejsca pracy. Jesteśmy zobligowani do tworzenia obszarów, na których mogą powstawać np. strefy ekonomiczne. Za te grunty KOWR może otrzymać znaczne kwoty, a przecież jesteśmy jednostką samofinansującą się, która musi realizować cele (takie jak innowacyjność w rolnictwie), a na to potrzebujemy pieniędzy.

Na przykład na działalność Funduszu Innowacji i Rozwoju Rolnictwa?

Między innymi na ten fundusz, żeby na terenach wiejskich wprowadzać innowacyjność. Zależy nam m.in. na połączeniu świata rolnictwa, nauki i biznesu. Najważniejsze są rozmowy - tego najczęściej brakuje. Jeśli np. rolnicy wskażą nam jakiś pomysł - ciekawy, ważny i innowacyjny, to możemy się zastanowić, czy poszukać wsparcia na jego realizację.

Ostatnio potrzebujemy środków także na pożyczki. Obejmując to stanowisko miałem ogromny dyskomfort, bo dotąd kredyty udzielano przedsiębiorcom, grupom producenckim, ale nie mniejszym gospodarstwom. Były to środki przekazywane za pośrednictwem Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.

Dzięki temu, że otrzymaliśmy od ministra rolnictwa zielone światło, mogliśmy stworzyć program udzielania pożyczek przez KOWR.

To pana pomysł?

Byłbym osobą zadufaną w sobie, gdybym powiedział, że to tylko mój pomysł. W KOWR-ze wspólnie zastanawiamy się, czego rolnicy najbardziej potrzebują, szukamy najlepszych rozwiązań.

No i wymyśliliście pożyczki. Podczas konferencji, na której wspólnie z ministrem Ardanowskim ogłaszał pan zasady ich udzielania, internauta skrytykował ten pomysł. Policzył, że jeśli pożyczka może wynieść maksymalnie 500 tys. zł to pieniędzy przeznaczonych na ten rok wystarczy zaledwie dla 20 osób.
To jest pierwszy krok! W tym roku planujemy uruchomić 10 mln zł na ten cel, ale do jego końca zostało niewiele czasu, a jak dotąd (do 29 października - przyp. red.) nie udzieliliśmy ani jednej pożyczki.

Poza tym to początek, w kolejnych latach przeznaczymy na ten cel kolejne pieniądze, w zależności od zainteresowania. Wnioski można składać w trybie naboru ciągłego, do wyczerpania puli środków.

Chcecie być konkurencją dla komercyjnych banków? A może chodzi o to, że nawet preferencyjne kredyty (z dopłatą państwa) nie zawsze są dostępne dla polskiego rolnika, którego dochód zmienia się w zależności od tego, do czego są mu potrzebne takie dane? Bywa, że jest on za wysoki np. wówczas, gdy dziecko rolnika ubiega się o stypendium socjalne, a za niski, gdy gospodarz idzie po kredyt.

Nie zamierzamy konkurować z bankami ani rozdawać publicznych pieniędzy bez żadnych zabezpieczeń, jednak będziemy podchodzić do tego racjonalnie, elastycznie.

To ma być pomoc dla rolników prowadzących gospodarstwa rodzinne, realizujące przedsięwzięcia rozwijające obszary wiejskie poprzez działania rozwojowe, innowacyjne w zakresie np. produkcji, hodowli czy przetwórstwa. Oprocentowanie pożyczki jest preferencyjne - 2,85 proc. w skali roku. Spłata nawet przez sześć lat, raty miesięczne lub kwartalne. Wnioski można składać w dowolnym oddziale terenowym KOWR.

Jeśli rolnicy pytają o pożyczki, ale nikt na razie nie złożył wniosku, to może boją się być tymi pierwszymi? Do SAPARD-u wielu polskich gospodarzy też podchodziło ostrożnie, a potem chętnie z tej pomocy korzystali.
Obawiam się, że w przekonaniu wielu rolników KOWR to instytucja, która zajmuje się głównie gospodarowaniem państwowymi gruntami po przejęciu zadań Agencji Nieruchomości Rolnych. Owszem, to ważne zadanie, ale ten element przynosi pieniądze, byśmy mogli poprawić byt rolnika, żeby ułatwić mu dostęp do pieniędzy.

Mam nadzieję, że po kolejnych naszych działaniach rolnicy dowiedzą się, iż jesteśmy po to, by rozwiązywać ich problemy i wspierać.

Na przykład w sprawach dotyczących sprzedaży żywności od rolników?

To bardzo ważne działanie. Zauważyliśmy, że szczególnie w dużych miastach i wokół nich wiele osób szuka żywności prosto od rolnika. Chcemy ułatwić gospodarzom sprzedaż bezpośrednią na tzw. bazarkach.

Co to za bazarki?

Na terenach należących do Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa - przy dużych oraz średniej wielkości miastach - będziemy od wiosny organizować miejsca, w których rolnik będzie mógłby sprzedać własne towary.

Ile za to zapłaci?

Nie będziemy pobierać od rolników żadnych opłat.

To w ramach promocji polskiej żywności? Bo np. na istniejących już jarmarkach żywności pojawiają się także obcokrajowcy.

Chcemy promować polską żywność, bo jesteśmy przekonani, że należy do najlepszej na świecie. Gościliśmy niedawno delegację z Chin, która wcześniej była w Portugalii, Belgii i jej członkowie najbardziej zachwycali się polskimi potrawami, naszą gościnnością. My chwalimy chińszczyznę, a Chińczycy polską kuchnię!

Są i tacy, którzy robią wszystko, by zniechęcić do kupowania polskiej żywności. Np. czeski miliarder działający w branży spożywczej zrobił wiele złego mówiąc np. o polskich wędlinach.

Na takie zachowania nie mamy wpływu, ale ciągłą promocją polskiej żywności można zrobić wiele dobrego. Duże znaczenie mają takie działania zarówno na rynku krajowym, jak i tych zagranicznych. Bierzemy udział w działaniach na rynkach, które są dla nas obiecujące i bardzo wspiera nas w tym Andrzej Duda, prezydent RP.

Zabiera w podróż polskie jabłka?

Tego robić nie musi. Najważniejsze, że w misjach towarzyszą mu także producenci żywności. Dzięki takiej promocji np. Chińczycy chcą kupować polskie jabłka i borówki. Wierzę, że to nie koniec na tym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Piotr Serafin, prezes KOWR: - Widzę dużą szansę dla gospodarstw z naturalną żywnością - Gazeta Pomorska

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna