Jeżeli nie zmieni się stosunek kierownictwa do przestrzegania podstawowych zasad odnoszących się do bezpieczeństwa pracy, prędzej czy później w naszej firmie dojdzie do tragedii - mówi Jarosław Żaborowski, przewodniczący Samorządnego Niezależnego Związku Pracowników PKS.
Zużyte opony, brak badań
Pierwsze zdarzenie miało miejsce w czerwcu tego roku. Kilku pracowników jednej z baz suwalskiego PKS znajdującej się w Ełku zostało przez tamtejszego kierownika Stanisława Naruszewicza oddelegowanych do remontu dachu. A znajdował się on kilka metrów nad ziemią. Ani jedna osoba nie miała uprawnień do pracy na wysokościach.
Związki zawodowe powiadomiły o tym suwalski zarząd PKS. Ten zwrócił ełckiemu kierownikowi uwagę, by więcej pracowników do takich robót nie oddelegowywać. Związkowcy uznali, że ta reakcja nie jest adekwatna do sytuacji i zgłosili sprawę prokuraturze oraz Inspekcji Pracy. Ta ostatnia nałożyła na kierownika ełckiej bazy mandat w wysokości 1 tys. zł. Natomiast prokuratura postępowanie umorzyła. Doszła bowiem do wniosku, że nie było bezpośredniego narażanie pracowników na utratę życia lub zdrowia.
Związkowcy to rozstrzygnięcie jednak zaskarżyli. Sąd rozpatrzy odwołanie w przyszłym miesiącu.
Na początku październiku doszło do kolejnego zdarzenia. W bazie w Ełku stał zdezelowany autobus. Żeby stwierdzić, czy się do czegokolwiek jeszcze nadaje, czy też powinien pójść na złom, trzeba było dostarczyć go do centrali w Suwałkach. Jeden z kierowców wsiadł więc i pojechał.
- Stan techniczny autobusu bezpośrednio zagrażał bezpieczeństwu w ruchu lądowym - twierdzą związkowcy.
I wyliczają: zużyte opony, zużyte akumulatory, brak wycieraczki, niesprawny układ hamulcowy. No i brak aktualnych badań technicznych.
- Także w tym przypadku reakcji zarządu nie było - dodaje J. Żaborowski. - Podobnie, jak poprzednio, powiadomiliśmy i prokuraturę, i Inspekcję Pracy. Czekamy na wynik tych postępowań.
No przecież dojechał
Stanisław Naruszewicz, kierownik ełckiej bazy, dziwi się całemu zamieszaniu. - Zarówno ci pracownicy, którzy remontowali dach, jak i kierowca jadący do Suwałk nie mieli żadnych pretensji - mówi. - W pierwszym przypadku nie było żadnego zagrożenia, bo dach był płaski, a w drugim pojazd wcale nie znajdował się aż w tak tragicznym stanie. I przecież do Suwałk dojechał.
S. Naruszewicz uważa, że związkowcy się go czepiają, bo jako kierownik jest wymagający.
- Rzeczywiście, lubiany chyba nie jest, ale to nie oznacza, że nie nadaje się na swoje stanowisko - mówi Leszek Cieślik, prezes PKS. - Rozumiem, że związki zawodowe pilnują przestrzegają praw pracowniczych, jednak do wielu spraw należy podchodzić z rozsądkiem.
To, że w tzw. systemie gospodarczym próbuje się naprawić dach, jest więc jak najbardziej pożądane. Podobnie, jak oszczędzanie firmowych pieniędzy, by przetransportować zdezelowany autobus. Inaczej należałoby go holować. A to są duże koszty.
Nikomu włos nie spadł
- Czyli: nic się u nas nie stało - podsumowuje Janusz Złocki, związkowiec z Ełku. - Mamy dwie duże wpadki dotyczące nieprzestrzegania podstawowych zasad i nikomu włos za to z głowy nie spadł.
J. Żaborowski liczy natomiast na stanowczą postawę zarówno prokuratury, jak i Inspekcji Pracy w przypadku kursu zdezelowanym autobusem. - W imię cięcia kosztów nie można dopuścić w żadnej firmie do narażenia ludzi nawet na utratę życia - mówi.
Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorcówDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?