Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po raz pierwszy zostałam zgwałcona po Pierwszej Komunii Świętej

Bogusław Mrukot, Krzysztof Świderek [email protected]
Wątpię, żeby rodzice mi to wybaczyli - mówi Patrycja.
Wątpię, żeby rodzice mi to wybaczyli - mówi Patrycja.
- zaczęła swoją szokującą opowieść 19-letnia dziewczyna z popegeerowskiej wsi.

Dreszczowce Hitchcocka mają to do siebie, że nic nie jest w nich jasne do końca. Pozory mylą, nie wiadomo, co jest prawdą, a co kłamstwem. Kto dobry, a kto zły. Od początku wiemy tylko, kto jest ofiarą. W tej historii ofiarą jest Patrycja. Drobna brunetka o przestraszonej twarzy i nieobecnym wzroku. Bezwolna, zaszczuta po praniu mózgu.

Scena I: zaczyna być strasznie
15 stycznia 2010, około godz. 14. W redakcji dziennika NTO dzwoni telefon.
- Halo?! Czy to nto? Błagam o pomoc! - męski głos w słuchawce załamuje się gwałtownie. - Wyrwałem dziewczynę z rąk mafii sutenerów. To moja narzeczona… Uciekamy… Cały trzęsę się ze strachu, oni mogą nas zabić… Jedziemy samochodem, przed siebie… Dlaczego nie na policję? Bo policja jest też w to zamieszana! Policjanci też ją gwałcili, oni kryją tych sutenerów… Nie wiem, jak wysoko to sięga…

A prokuratura? Zostaje jeszcze prokuratura.

- Najlepiej w Opolu, z dala od naszego powiatu - męski głos nabiera nadziei. - Jak dojechać na tę ulicę Reymonta? Dobrze, cały czas będę z wami w kontakcie, wyświetlił się wam mój numer, więc w razie czego…

Godzina 15.30. Męski głos w komórce jest znów załamany: - W prokuraturze nie chcieli z nami rozmawiać, odesłali nas na policję… A my tam nie pójdziemy… Za żadne skarby… Nie wiemy, komu możemy tam ufać…

Czytaj także: Patologia w domu dziecka

Dobrze, jedziemy do was.

Scena II: włos jeży się na głowie

15 stycznia 2010, godz. 17, redakcja nto.

On na imię ma Robert. Wysoki, po czterdziestce. Skupione, bystre oczy. Opiekuńczo otacza ramieniem Patrycję…

Ona jakby orbitowała w innym świecie. Napuchnięta twarz, zaszklony wzrok, siniak pod okiem…

- Ryczała po nocach, bała się, nie wiedziałem czego, w końcu nie wytrzymałem i ją uderzyłem. Żeby wreszcie powiedziała, o co chodzi - tłumaczy Robert. Przyznaje, nie pierwszy raz bił. Ale tym razem chciał przecież dobrze. I choć trudno w to uwierzyć, Patrycja zerka na niego z wdzięcznością. Bo on ją wreszcie uratuje. Wyrwie z tego koszmaru...

Patrycja z wolna się uspokaja, zaczyna opowiadać. Ośmiela się coraz bardziej. Robert zachęca ją wymownym spojrzeniem: - Mów, to wszystko jest bardzo ważne!

- Bałam się, bo grozili, że mnie zabiją - wyrzuca z siebie Patrycja. - Jak nie będę ich słuchać, jak powiem komukolwiek, co ze mną robili. Że mnie zniszczą, jak nie przyjadę dziś do domu, na urodziny ojca.
A przyjechać miała nie jako ukochane dziecko, ale dziwka, którą u ojca zawczasu zamówili stali klienci.

- Miałam 6 lat, jak to się zaczęło - jej słowa brzmią szokująco. - Mama i tato pili cały czas. Znajomi siedzieli, kto chciał, to mnie dotknął, a rodzice się śmiali... A potem gwałt... I z dnia na dzień było coraz gorzej. Wykorzystywali mnie wszyscy. Kuzyni, mechanicy z warsztatu w pobliskiej miejscowości. Robili ze mną wszystko, a sąsiadka kręciła to kamerą. Zarabiali na mnie kasę… Szantażowali mnie tymi filmami… Policjant, taki aspirant S., wywoził mnie na ulicę radiowozem. Gdy próbowałam protestować, przystawił mi pistolet do głowy…

Patrycja snuje swoją opowieść cichym, ale pewnym głosem. Nie gubi wątku, gdy jej się przerywa. Bez chwili zawahania odpowiada na pytania. Jest przerażająco wiarygodna.

- I co, mieliśmy iść z tym na policję?! - wykrzykuje zdenerwowany Robert. - Za miesiąc mamy brać ślub. Co teraz z nami będzie?

Scena III: czas na miłość

Ślub. Kiedy Patrycja słyszy to słowo, unosi głowę i patrzy na Roberta. W jej oczach widać błysk. Strachu? Prośby o akceptację? A może wdzięczność, że mimo wszystko chce ją, taką zbrukaną.

Poznała go niedawno. Podwoził ją do domu. Po drodze dużo rozmawiali. Wieczorem przyjechał po nią i zabrał do swojego mieszkania, w pobliskim miasteczku. Przegadali całą noc. - Nie spaliśmy ze sobą! - podkreśla Robert.

Nie przywykła do mężczyzn, którzy nie zaczynali znajomości od obmacywania. Mógłby być jej ojcem, ale to jej nie przeszkadzało. Po kilku dniach uciekła do niego. Nie przeszkadzało jej nawet, że Robert jest alkoholikiem.

- To moja szansa, teraz, z nim, będzie już lepiej - mówi cicho Patrycja. - Mam nadzieję...

- Od razu powiedziałem jej, że kiedyś piłem - podkreśla Robert. - Wódę, denaturat. Stoczyłem się. Miałem masarnię, miałem wszystko. Jednak wszystko straciłem, przepiłem też dwa małżeństwa. Ale od 7 lat nie wziąłem do ust ani kropli. Żyję przyzwoicie i bardzo mi na niej zależy. Pracowałem za granicą, odłożyłem trochę pieniędzy, mamy za co żyć…

Robert zawiesza głos: - …tylko teraz nie wiem jak - bezradnie rozkłada ręce. - Jak wyrwać ją z rąk tych bydlaków, żeby wreszcie przestała się bać. Przecież nie pójdziemy na policję, skoro w tę mafię zamieszany jest nawet gliniarz. Co z nami będzie, jeśli wy nam nie pomożecie?!

Na ten jego krzyk Patrycja kuli się w sobie.

Scena IV: nadzieja

To oczywiste, gazeta ich nie zostawi, zajmie się tą aferą, ale nikomu nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa. Po telefonie do komendanta wojewódzkiego policji w Opolu pojawiają się funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych. Policja w policji. Im można ufać. Oni zajmą się sprawą, bo występuje w niej zły gliniarz.

Ludzie z BSW zabierają Patrycję i Roberta do swojego biura. Chcą ich osobno przesłuchać, ale Robert protestuje: musi być przy Patrycji, żeby czuła się pewnie. Patrzy wyczekująco na dziewczynę, ona mu potakuje, policjanci ustępują.

Przesłuchanie trwa wiele godzin, oboje mówią to, co wcześniej dziennikarzom. Kiedy w końcu wychodzą z policji, Robert oddycha z ulgą. Patrycja jest już tak otępiała, że nie widać po niej żadnych emocji. Jadą do jego mieszkania.

A BSW zabiera się do roboty. Ponieważ Patrycja padła ofiarą przestępstwa, sprawa trafia też do prokuratury. Ze względu na ciężar przestępstwa i zamieszanych w nie osób, do odległej od miejsca zamieszkania dziewczyny - w Brzegu.

Scena V: gwałtowny zwrot akcji

Dwa tygodnie później, Opolszczyzna. Jest przełom w śledztwie, policja dokonuje zatrzymania. Do aresztu trafia… Robert. Brzeska prokuratura stawia mu zarzuty gwałtu, pobicia, pozbawienia wolności oraz zmuszania do złożenia fałszywego doniesienia. W każdym z tych zarzutów chodzi o Patrycję.

Scena VI: druga opowieść Patrycji

Jest 29 marca. Patrycja nie ma już siniaka pod okiem, bez opuchlizny jej twarz jest ładna. Tylko te oczy… Naiwne, nieobecne?

- To wszystko, co wtedy wam mówiłam, było nieprawdą. Wszystko! - podkreśla Patrycja. - To Robert wymyślił całą tę historię i zmusił mnie, żebym ją opowiedziała.

Nikt jej nie gwałcił, nie zmuszał do prostytucji, nie kręcił żadnych filmów, ani nie przystawiał pistoletu do głowy.

Więc jak było?

- Miałam chłopaka, jeździłam do niego, on do mnie przyjeżdżał - opowiada Patrycja. - Był taki normalny. Rodzice go znali, lubili. Jego rodzice znali mnie…

Ale poznała przypadkiem Roberta. Zakręcił jej w głowie swoją dojrzałością i mądrością. Wprowadziła się do niego. Znaczy się, uciekła z domu.

- Ale było fajnie tylko przez kilka dni - mówi Patrycja. - Potem Robert zaczął mnie gwałcić, nie pozwalał wychodzić z mieszkania i bił. Czym popadnie, nawet nogą od stołu…

Była cała opuchnięta i w siniakach, więc tym bardziej nie wypuszczał jej z domu. Kiedy zaniepokojeni rodzice dzwonili, co się z nią dzieje, mówiła, że jest kilkanaście kilometrów stąd i wszystko gra.

- Tak mi kazał Robert - tłumaczy.

Potem nawet nie rozmawiała, tylko odpowiadała SMS-ami. Raz Robert bardzo się zaniepokoił. Kiedy przyszedł SMS od koleżanki Patrycji - że jak sama nie wróci do domu, to ona przyjedzie po nią ze znajomym policjantem. Właśnie aspirantem S.

Robert bał się, że to popsuje mu małżeńskie plany. - Ja nie chciałam, ale on na siłę mnie do USC zaciągnął i umówił ślub na 12 lutego - podkreśla. - A jak wróciliśmy do domu, to powiedział, że zależy mu, żeby mnie ubezwłasnowolnić.

Potem z najdrobniejszymi szczegółami wymyślił historię o zboczonych prześladowcach Patrycji i rozpisał ją na kartkach.

- Kazał mi się tego nauczyć na wyrywki - mówi dziewczyna. - Jak się pomyliłam albo o czymś zapomniałam, to mnie bił. Aż przestałam robić błędy…

15 stycznia otępiałą z przerażenia Patrycję wsadził do samochodu i wykręcił numer do nto, aby zdemaskować rzekomą mafię sutenerów.

Tylko po co to wszystko? Patrycja nie wie. Tylko przypuszcza, że Robert chciał wrobić jej rodziców i aspiranta S., żeby nie mogli mu już przeszkodzić w jego planach. Bo kto po takich oskarżeniach kiwnąłby palcem w obronie Patrycji?

Dlaczego nie przyszło jej do głowy, wtedy w redakcji i na policji, w bezpiecznym miejscu, żeby przerwać tę maskaradę i powiedzieć prawdę?

- On mnie paraliżował swoją obecnością - tłumaczy Patrycja. - Wiedział o tym, dlatego robił wszystko, żeby być przy mnie.

Scena VII: ucieczka

Dwa miesiące wcześniej, 15-29 stycznia. Po powrocie z Opola Robert triumfuje, dziewczyna jest na skraju obłędu.

- Błagałam, płakałam, żeby mnie wypuścił - opowiada. - Że nikomu o niczym nie powiem. Ale wtedy jeszcze bardziej się wściekał.

Nie wierzyła już, że kiedykolwiek się od niego uwolni. A jednak. 20 stycznia Robert idzie na pogrzeb sąsiada. Patrycja zdobywa się na odwagę i wyskakuje przez okno. Łapie okazję i jedzie do domu. Rodzina wiezie ją do lekarza na obdukcję, a potem na policję. Opowiada dokładnie, co ją spotkało i wraca szczęśliwa, że jest już wolna. Myli się.

- Kiedy cztery dni później wyszłam wieczorem do koleżanki, podjechał Robert, uderzył mnie, wrzucił do samochodu i zawiózł do siebie - opowiada. - Nie powiedziałam mu, że byłam na policji, bo bałam się, że wtedy zrobi mi krzywdę.

Patrycja za ucieczkę zbiera bicie. Ale jest już zdeterminowana. 29 stycznia korzysta z okazji, że przez chwilę jest sama w mieszkaniu i znów wyskakuje przez okno. Akurat przed nadjeżdżający samochód. Kierowca widzi bosą i pobitą dziewczynę, dzwoni na policję. Tym razem nie kończy się na przyjęciu zawiadomienia. Dzień później Robert siedzi.

Scena VIII: dramat matki

W wielkim domu, w wielkim pustym mieszkaniu siedzi samotna kobieta. Na stole niezapłacone rachunki.
- To wszystko jego - mówi matka Roberta. - On w kryminale, a płacić trzeba. Za prąd, gaz, wodę, za telefony.

Skąd ja na to wszystko wezmę... I jeszcze to - pokazuje małą kartkę z numerem telefonu. - Wczoraj przyniósł to jakiś facet. Mam tam zadzwonić i załatwić mu adwokata. Do adwokata to się chodzi z pełną kasą, a ja teraz, po tej podwyżce, mam 931 zł renty...

Kobieta widywała pobitą Patrycję. Nocami słyszała, jak dziewczyna płacze w mieszkaniu Roberta, na parterze.

- Posiniaczona cała była. Limo podbite, guz na głowie, ręce i nogi sine - opisuje. - A on się szczycił, że młodą babę ma. Jak ten z rządu, no... Marcinkiewicz.

Rozgoryczona opowiada o synu, który od najmłodszych lat zawodził najbliższych. O dwóch żonach, które bił. O trójce swych wnucząt, a jego dzieci, które nigdy nie czuły ojcowskiej miłości. I na koniec o mężu, którego rodzony syn też kiedyś pobił i wyrzucił na podwórko. - Jak umierał, przestrzegał, bym Robertowi nic nie dawała...

Nie posłuchała, urządziła synowi mieszkanie. Teraz żałuje.

- Ta mała mówiła mi z płaczem, że jej ojciec pije i chciała przed tym uciec - opowiada. - I na kogo trafiła... Ona się go potwornie bała. Mówiła, co kazał, to było ukartowane. A ja tu teraz sama siedzę i też się boję. Bo jego kumple kręcą się po mieście.

Scena IX: finał się kręci

Robert nie przyznaje się do żadnego z postawionych mu zarzutów. Z uporem twierdzi, że wszystko, co mówili z Patrycją 15 stycznia, to prawda. Znaczy się, teraz Patrycja kłamie.

- Niedawno ktoś zadzwonił na moją komórkę - mówi Patrycja. - Jakiś męski głos poradził, że lepiej dla mnie będzie, jak odwołam te ostatnie zeznania i potwierdzę pierwsze. Powiedziałam, że mam telefon na podsłuchu i rozłączyłam się. Więcej już nie dzwonił…

Co na to wszystko jej rodzice? Właściwie trudno powiedzieć, bo niewiele wiedzą.

- Prosiłam panią prokurator, żeby im nic nie mówiła - przyznaje Patrycja. - Bo mieliby do mnie straszny żal. Wątpię, żeby mi to wybaczyli po prostu… Mieszkam u nich, utrzymują mnie i… Jest mi ciężko z tym, co zrobiłam…

Jest tak szczera, mówiąc patrzy prosto w oczy.

- Teraz to mówię prawdę, jak było naprawdę - przekonuje.

Robertowi grozi nawet 12 lat więzienia. Jeśli sąd uzna go za winnego. Jeśli Patrycja podtrzyma zeznania.

Tylko aspirant S. śpi spokojnie. Bo nie ma pojęcia, że ktoś chciał go wplątać w intrygę, a jego, w tajemnicy, prześwietlili do spodu policjanci z BSW.

PS Imiona bohaterów zostały zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna