Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po wyborach w Krynkach wrze. Była burmistrz chce odzyskać pracę

Magdalena Kleban
Kiedyś przyjaciele, dobrzy znajomi – teraz pierwsi wrogowie w Krynkach. I to pewnie dlatego przez pierwsze dni swojego urzędowania w gminie Bogusław Panasiuk nie myślał o mieście, zimie... Gryzło go coś innego – powrót do pracy w szkole jego poprzedniczki.
Kiedyś przyjaciele, dobrzy znajomi – teraz pierwsi wrogowie w Krynkach. I to pewnie dlatego przez pierwsze dni swojego urzędowania w gminie Bogusław Panasiuk nie myślał o mieście, zimie... Gryzło go coś innego – powrót do pracy w szkole jego poprzedniczki.
Kiedyś przyjaciele, dobrzy znajomi - teraz pierwsi wrogowie w Krynkach. I to pewnie dlatego przez pierwsze dni swojego urzędowania w gminie Bogusław Panasiuk nie myślał o mieście, zimie... Gryzło go coś innego - powrót do pracy w szkole jego poprzedniczki.

Krynki mają tylko jedną szkołę, zresztą na ulicy Szkolnej. Dzieci w niej z każdym rokiem coraz mniej (choć w tym roku w zerówce udało się zebrać "aż" dwie grupy), ale szkoła, to, co się w niej działo, zawsze była "oczkiem w głowie" poszczególnych włodarzy miasta. Kończyło się to różnie - albo wydawanymi dyrekcji poleceniami dotyczącymi roszad kadrowych, albo innymi dyspozycjami.

Ale takiego zamieszania jakie jest teraz, nikt nie pamięta. Dyrektorka szykuje się do zwolnienia, nauczyciele o niczym innym nie mówią. Powód? Powrót do pracy nauczycielki Jolanty Gudalewskiej, która przez ostatnie 3 lata zajmowała stołek burmistrza. Na czas pracy w samorządzie wzięła w szkole bezpłatny urlop. W ostatnich wyborach jednak przegrała z Bogusławem Panasiukiem, notabene w przeszłości wieloletniego wójta tej miejscowości (zanim Krynki ponownie otrzymały prawa miejskie).

Tych dwoje nie ukrywa wzajemnej do siebie niechęci, choć jeszcze kilka lat temu uznawani byli za dobrych znajomych. Mąż Jolanty Gudalewskiej był sekretarzem za kadencji Panasiuka, ona sama dyrektorowała w miejscowej szkole. To wszystko teraz już przeszłość - pozostał żal i animozje. I groźba utraty pracy - jak twierdzi Gudalewska.

Niespotykanie spokojny człowiek
Obecne starcie tych dwojga to dla wielu mieszkańców Krynek najlepszy dowód na to, że nie skończyła się jeszcze kampania wyborcza. W tym mieście nie przebiegała ona spokojnie. Poszczególni zwolennicy "Jolki" albo "Bogusia" - jak ich familiarnie określano - nie szczędzili sobie wzajemnych złośliwości, kpin, a nawet oskarżeń. Przy okazji wypomniano i kilka epizodów z nie tak znowu chlubnej przeszłości, kiedy Bogusława Panasiuka zbyt mocno ponosiły nerwy. Co przy jego tegorocznym haśle: "Dobry gospodarz, spokojny człowiek" nabierało dodatkowego smaczku. W Krynkach plotkuje się o jakichś niezbyt dobrze - delikatnie mówiąc - potraktowanych interesantach. To jednak za inną sprawę stracił przed trzema laty fotel wójta. Mowa oczywiście o niesławnej awanturze sprzed czterech lat, kiedy poturbował 14-letniego chłopca. Z zeznań nastolatka przed wymiarem sprawiedliwości wynikało, że wójt napadł na niego, gdy grał w piłkę na boisku. Mężczyzna miał się rzucić na chłopaka, uderzać go kilka razy ręką po całym ciele, a nawet podduszać. Na tym się nie skończyło - ponoć były też groźby. Przed sądem Panasiuk częściowo przyznał się do winy. Tłumaczył, że się zdenerwował, gdyż 14-latek od dłuższego czasu dręczył jego syna. Zaprzeczył jednak, iż miał dusić chłopca. Zarzekał się, że... chciał go tylko wytargać za ucho.

Ale ludzie dalej go cenili. Do tego stopnia, że już po tym zdarzeniu, mimo śledztwa i procesu, Panasiuk wygrał wybory na wójta. Była to już jego trzecia kadencja. Najkrótsza, bo niedługo potem zapadło orzeczenie. I choć sąd w Sokółce wójta potraktował bardzo łagodnie i sprawę umorzył, to i tak Bogusław Panasiuk fotel wójta stracił.

I wtedy na samorządową mapę Krynek wkroczyła Jolanta Gudalewska, niegdyś bliska współpracownica i znajoma, a teraz osoba mu nieprzychylna, w opozycji do popieranego przez niego kandydata. Za jej kadencji Krynki odzyskały prawa miejskie, jednak wielu mieszkańców ciągle z wielkim sentymentem wspominało dawną władzę.

- Tyrał, leni i nieudaczników ganiał do roboty i gmina szła do przodu. Jak Jolantę zrobił na jej usilne prośby dyrekturką, a jej małżonka z litości na sekretarza wziął, to oni już wtedy pokazali jak gnoić ludzi - mówi zwolennik burmistrza.

Ale i zwolennicy Gudalewskiej swoje wiedzieli:

- Szybko niektórzy zapomnieli jak wyglądała tak zwana współpraca z wójtem - zauważa z przekąsem jego przeciwnik (prosząc o anonimowość). - Było to albo wzywanie na dywanik albo wjazd do szkoły lub przedszkola i rozliczanie. Potem było albo targanie za klapy, albo kary nagany lub próby zwolnienia dyscyplinarnego.

Wyjść i wykonać
Teraz burmistrz z wielką gorliwością zajął się wyjaśnianiem okoliczności powrotu pani Jolanty do dawnej pracy. W wielkim skrócie sprawa ostatniej afery z udziałem obecnego burmistrza i jego poprzedniczki wyglądała tak: po przegranych przez Gudalewską wyborach (i to na terenie wszystkich czterech obwodów) postanowiła ona wrócić do pracy w szkole. Od czasu wygaśnięcia mandatu do zgłoszenia się do starego miejsca pracy miała na to - zgodnie z kodeksem pracy - 7 dni. I kiedy Bogusław Panasiuk złożył uroczyste ślubowanie w sobotę, ona już w następny poniedziałek, 6 grudnia, zgłosiła się do nauczania.

Jak udało nam się ustalić, sprawa jej powrotu do szkoły była jedną z pierwszych, jakimi się zajął nowo zaprzysiężony burmistrz. Z samego rana, jeszcze przed godziną ósmą, wezwał do siebie dyrektorkę szkoły i zarzucił jej, że zbyt pochopnie podjęła decyzję o ponownym zatrudnieniu Jolanty Gudalewskiej. Sprawa jest o tyle dziwna, że nawet on sam pytany o to, jak miałaby się zachować dyrektorka - nie potrafił udzielić jednoznacznej odpowiedzi, poza zdawkowymi "że, z decyzją można było poczekać", że "stało się to za szybko".

- Nie kwestionuję kodeksu pracy, ale do tego doszło w formie dziwnej tajemnicy, takiej intryganckiej - tłumaczy swoje obiekcje burmistrz. - Jeśliby odjąć wszystkie święta, ferie, to do końca nauki zostało może z półtora miesiąca. Czy rzeczywiście już teraz trzeba burzyć spokój uczniów? Mi szkoda tylko tych dzieci, młodzieży, tego, jak to wpłynie na ich psychikę...

Na razie całe zamieszanie wpływa na psychikę osób zatrudnionych w szkole. Burmistrz wprawdzie otwarcie nie powiedział, o co chodzi, ale niesmak pozostał. Po Krynkach już rozeszła się wieść, że nie tylko, że naciskał na dyrektorkę, to jeszcze pożegnał ją słowami: "Wyjść i wykonać".

- Nie ma żadnych racjonalnych przesłanek, żebym nie mogła uczyć dzieci matematyki i fizyki, jak było to przed trzema laty, zanim odeszłam do urzędu - mówi Jolanta Gudalewska. - Działania burmistrza nie mają wcale na celu dobra dzieci. Tu chodzi o jego prywatną niechęć do mnie. O zemstę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna