Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podlaskiej gastronomii grozi zapaść. Po ogłoszeniu nowych obostrzeń schowaliśmy się w domach (ZDJĘCIA)

Olga Goździewska-Marszałek
Olga Goździewska-Marszałek
Białotockie restauracje są gotowe na drugą falę pandemii? Kto może, ratuje sie dowozami.
Białotockie restauracje są gotowe na drugą falę pandemii? Kto może, ratuje sie dowozami.
Kolejne ograniczenia związane z koronawirusem stawiają branżę gastronomiczną w trudnej sytuacji. W lokalach jest coraz mniej gości. Jeśli Białystok od soboty znajdzie się w czerwonej strefie, może być jeszcze gorzej - martwią się restauratorzy. I starają się zrobić wszystko, by zadbać o bezpieczeństwo klientów.

Odkąd Polska znalazła się w żółtej strefie, obroty w restauracjach spadają radykalnie. W lokalach może przebywać tylko jedna osoba na 4 metry kw. Dodatkowo w strefach czerwonych lokale mogą działać jedynie do godz. 22. Jednocześnie popsuła się pogoda, co wymusiło zamknięcie ogródków. Kiedy goście mają wizję siedzenia w zamknietej sali, rezygnują z jedzenia "na mieście".

- Nowe obostrzenia wywołały w ludziach niepokój. Gości jest znacznie mniej. Jeśli Białystok od soboty znajdzie się w czerwonej strefie, będzie to rzutować na podejście gości do wychodzenia z domów i przebywania w miejcach publicznych. Plus jest taki, że wzrosło nieco zainteresowanie dowozami - mówi Dawid Siniło, właściciel Pierogarnii Soodi przy ul. Jurowieckiej w Białymstoku - Nowe obostrzenia nie są dla nas uciążliwe. Problemem jest strach społeczeństwa przed zakażeniem koronawirusem, który potęgują kolejne komunikaty i przekazy medialne. Trudno jest przekonać gości, że dokładamy wszelkich starań, by lokal był bezpieczny. Nie lekceważmy pandemii - zaznacza Siniło.

Na ruch wpływa też pogoda

W jego pierograni na czas pandemii "zamieszkały" ogromne, pluszowe maskotki. Zajmują część krzeseł przy stolikach, by goście mogli zachować dystans. Poza tym każdej nocy restaurację odkaża ozonator.

- Działamy w reżimie sanitarnym. Ale nie chcieliśmy naklejać taśm i tworzyć przykrych barier. Pluszaki w subtelny sposób przypominają o zasadach funkcjonowania restauracji. Wyprowadzą się od nas wraz z końcem pandemii i przekażemy je na cele charytatywne - planuje Siniło.

Kryzys nie oszczędza nawet lokali mieszczących się w ścisłym centrum miasta. Latem, szczególnie w weekendy, trudno było znaleźć wolny stolik. Dziś świecą pustkami.

- Na mniejszy ruch może wpływać deszczowa pogoda. Ten tydzień był trudny. Jak na obroty wpłynie koronawirus dowiemy się w sobotę, kiedy znajdziemy się w czerwonej strefie - mówi Jolanta Kudrycka z mieszczącego się przy ul. Lipowej Ratuszowego. - Sytuacja nie jest jeszcze tak tragiczna jak w marcu, kiedy obroty z dnia na dzień spadły do zera. Ale niewykluczone, że wpowadzenie nowych obostrzeń wpłynie podobnie na decyzje mieszkańców o wyjściu z domu. Z czasem pomyślimy o dowozach - martwi się Kudrycka.

W Ratuszowym o konieczności zakładania maseczek i dystansie społeczenym przypominają duże plansze. Codziennie po wyjściu ostatnich gości pracownicy restauracji przez kilka godzin sprzątają salę i pozostałe pomieszczenia, by zadbać o bezpieczeństwo swoje i innych.

Kto może, inwestuje w dowozy

Szereg rozwiązań sanitarnych wprowadziły również lokale Koku Sushi. Czas wakacji wykorzystali na przygotowanie się do drugiej fali epidemii. Dopracowali system dowozów.

– Uczestniczyłem niedawno w dużym wydarzeniu skupiającym restauratorów z całego kraju. Nie było innego tematu niż covid. Straty w branży gastronomicznej są ogromne, ale staraliśmy się rozmawiać głównie o tym, co można zrobić, by się uchronić w przyszłości – mówi Mariusz Olechno, współwłaściciel Koku Sushi, sieci franczyzowej, która podczas pandemii nie straciła, a wzbogaciła się o kilka lokali. Opracowała też nowy format, będący odpowiedzią na czas ograniczeń – Koku Sushi Point, dedykowany dla rynku delivery i ograniczający koszty funkcjonowania.

Wszyscy, którym udało się utrzymać na rynku, poszli też w stronę internetu i sprzedaży na wynos. Tworzyli nowe aplikacje online, systemy lojalnościowe. Duże marki, np. KFC czy McDonald’s zainwestowały w kioski dotykowe do zamówień.

– W czasie prosperity nie wszyscy szukali nowych dróg dojścia do gości, bo biznes się kręcił. Z miesiąca na miesiąc rosły obroty i to trochę usypiało – diagnozuje sytuację sprzed pandemii Mariusz Olechno. – Usypiało ambicje, czujność, stopowało chęć rozwoju. I kiedy wszystko się zatrzymało, ci którzy inwestowali w komunikację w internecie i realizowali dowozy, dalej mogli robić swoje. W Koku też zintensyfikowaliśmy działania, wzmocniliśmy dział delivery i marketing i dlatego wyszliśmy z tej sytuacji obronną ręką. Natomiast ci, którzy przespali czas social mediów, musieli nagle nadrabiać zaległości. Na portalach internetowych i w mediach społecznościowych widoczne jest to nagłe gastro wzmożenie. Wiele marek próbuje wzmocnić swój brand i przebić się przez szum i całą masę ofert dostępnych w sieci - komentuje Olechno.

Zobacz też:

Osteria Wino & Smak to nowa restauracja w Białymstoku. Zastąpiła Paletę Smaków

Osteria Wino i Smak to nowa restauracja w Białymstoku. Z wło...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Podlaskiej gastronomii grozi zapaść. Po ogłoszeniu nowych obostrzeń schowaliśmy się w domach (ZDJĘCIA) - Kurier Poranny

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna