Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomóżmy odbudować dom Kazika! [ZDJĘCIA]

BAK
Pruszanka Stara Był zamożnym biznesmenem. Ale los mu wszystko zabrał. Zchorowała jego żona, interes padł, a niedawno spłonął mu dom...

Nie tylko mieszkańcy Pruszanki czy okolicznych miejscowości znają Kazimierza Niemyjskiego. Jest znany w całej okolicy, bo swego czasu można go było spotkać na każdym targu.

Zajmował się bowiem sprzedażą maszyn i akcesoriów służących do produkcji rolnej. I z każdym, kto był zainteresowany sprzętem lubił porozmawiać, posłużyć dobrą radą. Z czasem zaczął handlować z firmami zza wschodniej granicy. Dzięki temu spotykał się m.in. z Łukaszenką, patriarchą moskiewskim Cyrylem, a na ścianie jego domu wisi podziękowanie od Leonida Kuczmy, bo pomagał jednemu z przedszkoli na Donbasie.

- Interesy układały się dobrze, więc i znajomości były - mówi Kazimierz Niemyjski. - Jak trzeba było żonie serce zoperować, to Religa to robił. Jak oko mi się wylało, to leczyli je specjaliści światowej sławy. Co prawda nie widzę na to oko, ale nie mam sztucznego. Mam naturalne. Wołgą w tym czasie jeździłem, a ludzie o syrenkach czy małych fiatach marzyli. Miałem łaskę u ludzi, ale jak się później okazała, nie miałem łaski u losu.

Los dla pana Kazimierza był srogi i okrutny. Najpierw żona miała wylew i pogrążyła się w ciężkiej chorobie, potem pojawiły się problemy prawne w firmie i jej kryzys finansowy. Kazimierz Niemyjski i jego syn na jakiś czas trafili nawet do aresztu. W tym czasie członkowie ich rodziny rozgrabili wszystko, co zostało z ich firmy.

Jak głosi popularne polskie porzekadło - nieszczęścia chodzą parami. Jednak w przypadku pana Kazimierza można z powodzeniem stwierdzić, iż do niego zawitały całą sforą. 30 marca, kiedy z synam smacznie spali, w ich domu wybuchł pożar.

- Zapaliło się prawdopodobnie od instalacji elektrycznej - mówi Kazimierz Niemyjski. - Próbowałem gasić i przez to cały bok mam poparzony. Strażacy przyjechali i siedem godzin wodę lali. Poddasze spłonęło całkowicie, sufity w domu są uszkodzone, ściany również. Prawdopodobnie fundamenty także zostały naruszone. Ubezpieczenie było, ale panie! Oni tylko kombinują, jak poszkodowanemu najmniej zapłacić. Straty szacuję na około 250 tys. złotych. Nie wiemy nawet, za co się zabrać.

Jak przyznaje Niemyjski, nawet księża w kościołach podczas kazań ogłaszają, iż potrzebna jest pomoc, ale ludzie nie wiedzą komu pomagać, bo tu co drugi to Niemyjski.

Sołtys ze wsi trochę posłużył pomocą, bracia Grzybowscy z Brańska pomagali, ale to wszystko za mało.

- Przydałyby się jakieś kobiece ręce, bo żona ciągle przebywa w szpitalu w Łapach - mówi pan Kazimierz. - To wszystko trzeba jakoś uprzątnąć. No i przede wszystkim dach wymienić. Do tego z kolei trzeba męskich rąk. Pracy jest niemało.

Ale oprócz zdolnych męskich rąk potrzebne są również materiały budowlane. Przede wszystkim belki, krokwie, łaty. Nie wiadomo, czy nie przyjdzie naprawiać ścian.

- Dobrze, że jest sprzyjająca aura, można pootwierać okna i wywietrzyć dom - dodaje Kazimierz Niemyjski.

Faktycznie w całym domu czuć gryzący zapach spalenizny.

- Ważna jest każda pomocna dłoń - mówi pan Kazimierz. - Zdaję sobie sprawę, że tylu ludzi mnie zna, ale nie wszyscy wiedzą, że los tak mnie potraktował. Mam nadzieję, że dzięki mediom ludzie dowiedzą się o mojej tragedii i przyjdą mi z pomocą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna