Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poród w domu. Tak urodził się Kosma

Urszula Ludwiczak [email protected]
-  Kosma urodził się w domu, przy porodzie był jego tata, Grzegorz - mówi Monika, mama chłopca. - Kolejne dziecko też chcemy urodzić razem, w domu.
- Kosma urodził się w domu, przy porodzie był jego tata, Grzegorz - mówi Monika, mama chłopca. - Kolejne dziecko też chcemy urodzić razem, w domu.
Monika zawsze wiedziała, jak będzie wyglądać jej poród. - Nie wyobrażałam sobie, że moje dziecko urodzi się w szpitalu - mówi. - Chciałam rodzić w domu. I tak się stało. 15-miesięczny Kosma to jedno z pierwszych dzieci w naszym regionie, które przyszły na świat w domu. Ale wkrótce takich przypadków może być dużo więcej...

Dwa tygodnie temu weszły w życie nowe standardy opieki okołoporodowej w Polsce. Jeden z zapisów pozwala, by przyszłe mamy same wybierały miejsce, gdzie ich dziecko ma przyjść na świat. To prawne usankcjonowanie porodów domowych, chociaż na ich refundację przez NFZ trzeba jeszcze trochę poczekać.

W Polsce porody domowe to ciągle rzadkość. Na Podlasiu, jak dotąd, urodziło się w ten sposób tylko kilkoro dzieci. Tymczasem np. w Holandii w domu przychodzi na świat co trzeci maluch. I chociaż takie narodziny mają równie wielu zwolenników, co przeciwników, wkrótce także w naszym kraju mogą stać się popularne.

Bezpieczeństwo to podstawa

Monika Prokopiuk z Supraśla urodziła Kosmę w domu ponad rok temu, gdy jeszcze o takich porodach mało kto mówił.

- Zanim jeszcze zaszłam w ciążę, wiedziałam, że o ile ciąża będzie prawidłowa, będę rodzić w domu - mówi Monika. - Tu czuję się bezpiecznie. Poczucie bezpieczeństwa to kardynalna zasada, przy podejmowaniu wszelkich wyzwań. A poród jest wyzwaniem, dla mnie psychicznym, bo to psychika odgrywa kluczową rolę podczas przebiegu porodu.

Monika przyznaje, że zaufania do szpitali nie ma, nie chciała też być traktowana przedmiotowo przez personel medyczny.

- Wiedziałam, że jeśli ciąża jest prawidłowa, poród to nie jest stan chorobowy i chciałam urodzić bez ingerencji medycznych - wyjaśnia. - Zależało mi też na tym, aby odczuć siły swojego organizmu i aby moje dziecko odczuło siłę swojego organizmu. O tym się zapomina, ale to ono wykonuje większy wysiłek podczas porodu niż matka, ale ma też taki napływ adrenaliny, który daje mu siły do walki na całe życie. I chciałam dać szansę swojemu dziecku, by walczyło o swoje życie. Chciałam też rodzić z mężem, nie tylko w jego asyście, jak to dzieje się w szpitalu.

Mąż Moniki, Grzegorz podzielał jej zdanie. Dlatego gdy tylko okazało się, że będą mieli dziecko, zaczęli przygotowywać się do porodu domowego.

- Oglądaliśmy razem filmy o takich wydarzeniach, mąż wspierał mnie we wszystkim - opowiada Monika. - Ja od początku byłam pod opieką lekarzy. Regularnie wykonywałam badania, musiałam być pewna, że wszystko jest w porządku.

Lekarz, który prowadził ciążę, wiedział, że Monika szykuje się do domowego porodu i nie miał nic przeciwko. O zamiarach przyszłej mamy wiedziały też położne ze szkoły rodzenia. Ale w naszym regionie nie ma żadnego lekarza ani położnej, które zajmują się przyjmowaniem takich domowych porodów. Nie jest to bowiem proste, wymaga ogromnego doświadczenia i doskonałego wyposażenia, a także nawiązania współpracy z najbliższym szpitalem, gdzie w razie potrzeby mogłaby trafić matka lub dziecko.

Położna jechała z Mazur

Monika taką położną znalazła na Mazurach.
- Przed porodem widziałyśmy się dwa razy, pani Ala zwracała szczególną uwagę na moje wyniki i upewniała się, czy wiem co robię i na pewno tego chcę - wspomina Monika.
Poród zaczął się dokładnie w terminie określonym przez lekarza. Był 27 stycznia 2010 roku, godz. 23.
- Była zima, minus 25 stopni, śniegu po pas - opowiada Monika. - Położna dojechała po kilku godzinach. Ale stale byłyśmy w kontakcie.

Niestety, poród nie był łatwy. Okazało się, że dziecko było okręcone pępowiną za szyje i rączkę, przez co akcja porodowa stawała.

- W szpitalu pewnie zdecydowano by o cesarskim cięciu. Dla mnie najważniejsze było wsłuchanie się w swoje ciało i to, co mówi mi dziecko. A dziecko dawało mi znać, że wszystko jest ok, tętno było nienaganne - mówi Monika. - Kosma musiał się tylko sam przekręcić, bo rodził się twarzyczkowo. Czekaliśmy aż zrobi te pół obrotu. W końcu po 20 godzinach Kosma się urodził. Zdrowy, dostał 10 punktów w skali Apgar.

Poród odbywał się całkowicie naturalnie, bez znieczulenia i przyspieszaczy. Monika mogła chodzić, stać, odpoczywać. - Mogłam też jeść, pić, był też czas na śpiewanie - wspomina. - Cały czas był ze mną Grześ. Przytulał, całował, pomagał chodzić, wspierał słowem. Rodziłam z nim na kolanach. Trzymał mnie za rękę. Pomagał też położnej. I to on przywitał dziecko, z płaczem radości. Kosma od razu trafił do mnie na brzuch, był bardzo zmęczony. Dopiero potem go zważyliśmy i zmierzyliśmy.

Był to tzw. poród lotosowy. Zgodnie z jego zasadami, dziecku nie odcina się pępowiny, ale czeka, aż sama naturalnie odpadnie. - Chcieliśmy aby wszystkie komórki krwi przepłynęły do synka. I tak się stało. Potem Grzegorz tylko oderwał uschniętą pępowinę - opowiada Monika. - A łożysko spaliliśmy w piecu.
Położna została z rodziną jeszcze dwa dni, doglądała dziecka i mamy, pomagała.

Niesamowita więź

Grzegorz wie, że narodzin Kosmy nie zapomni do końca życia. - Trochę się denerwowałem, ale chciałem to przeżyć. Nic mi się nie stało - śmieje się dzisiaj. - Nie miałbym pewnie takiego komfortu w szpitalu, gdzie ktoś by mi mówił, co mam robić.

I dodaje, że po tych przeżyciach ma niezmierny szacunek do wszystkich kobiet, które urodziły dziecko. A ze swoja żoną czuje niesamowitą więź.

- Były osoby, które mnie straszyły, ale to na mnie nie wpływało - wspomina Monika. - Większość osób boi się, że coś może się stać przy takim porodzie domowym. Ja mam odwrotne myślenie, że coś może stać się w szpitalu. Ale nigdy nikomu nie powiem: rodź w domu. Każdy sam podejmuje decyzję.
Kosma chowa się bardzo dobrze, jest zdrowy, pełen energii. - To człowiek walki, nigdy nie daje za wygraną - śmieje się Monika. - Ja jestem z tego dumna, bo to znaczy że będzie sobie radził w życiu. A mi zależało, aby był silny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna