Prawie 134 tys. zł rocznie, jakie posłowie mają na prowadzenie swoich biur, pensje pracowników, dojazdy itd., są bardzo różnie wydawane przez parlamentarzystów z Białegostoku. Jedni uważają, że to... za mało, a utrzymanie biur jest przeżytkiem. Inni, na szczęście, wydają najwięcej właśnie na pracowników, którzy pomagają osobom, zwracającym się do posłów o pomoc.
Jacek Żalek z PO najchętniej zrezygnowałby z prowadzenia biur poselskich.
- To wynika bardziej z przyjętych standardów, a nie rzeczywistej konieczności i możliwości posłów - szczerze wyznaje poseł. - Zresztą, większość tych, którzy do nas trafiają, to osoby zdesperowane, które bardziej potrzebują wsparcia niż pomocy. Jak ja mam problem z miastem, to idę do prezydenta, jak w sądzie - szukam adwokata. A czasy, kiedy telefon od posła mógł coś zmienić, już minęły.
Poseł, zamiast na biura, wolałby wydawać na...
- Wolałbym np. mieć więcej pieniędzy na ludzi, którzy dbaliby o mój wizerunek w mediach - przyznaje poseł Żalek.
Jego starszy stażem kolega, szef podlaskich struktur PO Robert Tyszkiewicz ma zupełnie inne zdanie. Na pracowników swego biura wydaje grubo ponad połowę rocznego budżetu.
- Wykonywanie mandatu posła to praca na rzecz wyborcy, a kontakt z nim - naszym podstawowym obowiązkiem - mówi. - Pracownicy biura mają często pierwszy kontakt z wyborcami, udzielają im porad, ale i pomagają nam w pracy, przygotowują ekspertyzy.
Z kontaktu z wyborcami nie zamierza też rezygnować Eugeniusz Czykwin.
- To nasz obowiązek - mówi krótko. A odnośnie innych wydatków dodaje: - Posłowie nie są kategorią zbyt lubianą, ale biorąc pod uwagę nasze obowiązki, to koszty nie są zbyt duże.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?