Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pożar cystern w Białymstoku. Podsumowanie (raport). Grzyb ognia niczym po wybuchu bomby atomowej (wideo, zdjęcia)

Mateusz Bielski, Urszula Bisz [email protected]
Pożar cystern w Białymstoku.Grzyb ognia niczym po wybuchu bomby atomowej.  Tak wyglądało niebo nad Hetmańską, gdy eksplodowała cysterna. Poniedziałek, tuż po godzinie 7.
Pożar cystern w Białymstoku.Grzyb ognia niczym po wybuchu bomby atomowej. Tak wyglądało niebo nad Hetmańską, gdy eksplodowała cysterna. Poniedziałek, tuż po godzinie 7.
Przedstawiamy kompletną relację z wczorajszego wydarzenia. Przeczytaj relacje, to co opowiadają mieszkańcy, eksperci. Obejrzyj wideo i zdjęcia.
Katastrofa w Bialymstoku. Zderzenie dwóch pociągów

Katastrofa w Białymstoku

Pożar cystern w Białymstoku. Podsumowanie

Huk był potworny. Obudził mieszkańców nie tylko osiedla Zielone Wzgórze. Nad Białymstokiem pojawił się łuk ognia. O 5.31 strażacy dostali sygnał, że na torach w okolicach tunelu Fieldorfa "Nila" pali się cysterna z gazem. W całym mieście rozległ się dźwięk syren. Do miejsca katastrofy ruszyli strażacy z każdej białostockiej jednostki. Gdy dotarły pierwsze z zastępów, okazało się, że zagrożenie jest olbrzymie. W ogniu stanęło 17 cystern (ponad 200 tys. msześc.) z łatwopalnymi substancjami.

Zagrożenie było olbrzymie

Zaledwie 500 metrów od pożaru mieszkańcy Zielonych Wzgórz z nieświadomością zagrożenia patrzyli na czarny dym i płomienie ognia nad torowiskiem. Ale wstrząsająca informacja szybko obiegła Białystok. Wczoraj rano na torach najechały na siebie dwa składy towarowe - składający się z 32 cystern wiozących olej napędowy i półprodukty do produkcji benzyny (pojawiły się też informacje o bardzo niebezpiecznej substancji o nazwie toluen) i przewożący gaz propan-butan i złom.
W ogniu stanęło kilkanaście wagonów. Płonęły też obie lokomotywy. Na szczęście maszyniści nie odnieśli poważnych obrażeń.

Jedna z cystern wybuchła tuż po zderzeniu się pociągów, druga po godz. 7, gdy na miejscu pracowali już ratownicy. Gdyby doszło do kolejnych wybuchów i reakcji łańcuchowej, rozmiar zniszczeń byłby niewyobrażalny. Dodatkowym zagrożeniem było 15 kolejnych cystern stojących nieopodal pożaru. Aby je odciągnąć, trzeba było sprowadzać lokomotywę spalinową z Małkini. Elektryczne lokomotywy nie mogły dojechać, ponieważ nie było napięcia w sieci trakcji.

Bohaterstwo strażaków

Strażacy pracowali w bardzo wysokiej temperaturze, w specjalnych skafandrach i aparatach tlenowych. Przez blisko dwie godziny nie byli w stanie określić rozmiaru zniszczeń. Dym unoszący się nad miejscem katastrofy i temperatura ognia były zbyt wielkie.

Z cysterny wyciekał olej, który w wysokiej temperaturze natychmiast się zapalał. Strażacy starali się opanować ogień i schłodzić wagony, żeby zapobiec kolejnej eksplozji. W każdej chwili mogli zginąć. Ale walczyli z ogniem bez wytchnienia.

Ogrom pożaru przerastał jednak siły rzucone na pierwszą linię walki. Błyskawicznie więc zapadła decyzja o ściągnięciu pomocy dla białostockich strażaków. Na miejsce katastrofy dojeżdżały jednostki z Moniek, Grajewa, Łomży, Suwałk. Nadjechali też ratownicy z województw warmińsko-mazurskiego i mazowieckiego. Zmobilizowani zostali również strażacy z woj. lubelskiego.

Katastrofa zablokowała ruch na torach. Pociągi w kierunku Warszawy i Ełku zostały wstrzymane. Zamknięto najnowszą część ulicy Hetmańskiej, którą jeździły tylko wozy ratownicze. Ruchem drogowym w pobliżu katastrofy kierowali policjanci. O bezpieczeństwo dbali też strażnicy miejscy oraz funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei.

Pożar cystern w Białymstoku. Śledczy sprawdzą czy katastrofy nie dało się uniknąć.

Zderzenie dwóch towarowych pociągów nie tylko sprowadziło wielkie zagrożenie dla mieszkańców Białegostoku, ale też zablokowało ruch na kolejowych torach.

Dlaczego doszło do katastrofy? Odpowiedzią na to pytanie zajmą się prokuratura i przedstawiciele Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych. Wczoraj wszczęto śledztwo w sprawie katastrofy w ruchu kolejowym zagrażającej zdrowiu lub życiu ludzi i mieniu o wielkiej wartości.

Kto zawinił?

Do czasu ich ustaleń, nie będzie wiadomo dokładnie, co było przyczyną tragedii. Ze wstępnych informacji wynika, że maszynista pociągu Orlen KolTrans nie zatrzymał się przed sygnałem "Stój" na semaforze. Wjechał na skład PKP CARGO i w jednej z cystern nastąpiło rozszczelnienie, samozapłon, a następnie eksplozja materiału ropopochodnego.

Ogień objął cysterny i dwie lokomotywy oraz sąsiadujący z miejscem wypadku budynek nastawni, który spłonął doszczętnie. Przyczyną wypadku mogło być zignorowanie semafora, albo jego złe ustawienie przez kogoś nieuprawnionego. Dopuszczana jest też możliwość złego działania urządzenia.

Wiadomo, że maszynista z pociągu PKP CARGO to 55-latek, od ponad 20 lat prowadzący pojazdy spalinowe i elektryczne. Dopiero zaczynał pracę po tygodniowym wypoczynku. O maszyniście lokomotywy Orlen KolTrans wiadomo jedynie, że był zatrudniony z firmy podwykonawczej.

Jak teraz jechać?

- Stacja Białystok odprawia już pociągi w kierunku Czeremchy - poinformował wczoraj Jan Kwasowski, rzecznik prasowy Marszałka Województwa Podlaskiego. - Pasażerowie w kierunku Ełku mogą wsiadać na stacji Białystok Starosielce, a do Sokółki w Wasilkowie.

Spółka Przewozy Regionalne wspólnie z Urzędem Marszałkowskim uruchomiła autobusową komunikację zastępczą.

Rzecznik PKP PLK, Krzysztof Łańcucki poinformował, że istnieje możliwość, by dzisiaj kilka pociągów wyjechało i dojechało do Białegostoku z kierunku Warszawy i Ełku przez specjalny łącznik na stacji towarowej Białystok. Nie jest to jednak pewne.

- Jest za wcześnie, żeby powiedzieć kiedy trasa będzie całkowicie przejezdna - mówi Andrzej Kierman, rzecznik PKP PLK w Białymstoku - Całą noc będziemy pracowali, żeby tą trasę udrożnić, ale nie można określić, ile czasu zajmie uprzątnięcie miejsca wypadku i naprawa uszkodzonego torowiska i trakcji elektrycznej.

Całą noc mieli też pracować strażacy, którzy przepompowują substancje łatwopalne z cystern, które były objęte pożarami. Akcja miała trwać aż do dzisiaj.

Jak przekonuje Jarosław Matwiejuk, podlaski poseł z sejmowej komisji spraw wewnętrznych, tej tragedii dało się uniknąć. Już w maju wystosował on interpelację do ministra infrastruktury w sprawie przewozu niebezpiecznych substancji przez Białystok. W odpowiedzi dowiedział się, że przewóz ten jest śledzony i monitorowany.

Pożar cystern w Białymstoku. Paweł Ostrowski, rzecznik prasowy białostockich strażaków. W najgorszej sytuacji byli ci, którzy przyjechali jako pierwsi

Białostoccy strażacy pracowali jako pierwsi na miejscu katastrofy. Co zobaczyli, gdy tam przyjechali?
- Jako pierwsza przybyła Jednostka Ratowniczo-Gaśnicza nr 4 z ul. Transportowej. Na miejsce zadysponowano też wszystkie ciężkie samochody z Białegostoku. Dowódca pierwszego zastępu, który przyjechał na miejsce, stwierdził, że zadymienie i płomienie są zbyt duże, by do nich podejść. Dlatego zwrócono się o sprowadzenie o wiele większych sił sprzętu i ludzi. Komendant miejski powiadomił wojewódzkiego. Następnie zwrócono się do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego.

Jakie było realne zagrożenie wobec mieszkańców i strażaków?

- W związku z tym, że w cysternach, które rozerwały wybuchy, znajdowało się paliwo, a nie toluen, zagrożenie było mniejsze i mieszkańcy byli bezpieczni. Jeżeli chodzi o strażaków, ryzyko jest zawsze. Na pewno w najgorszej sytuacji byli, ci którzy pracowali na miejscu jako pierwsi. Gdy przyjechała większa ilość strażaków i sprzętu, z czasem byliśmy na wygranej pozycji.

Ugaszenie pożaru, to jednak nie koniec tej akcji...

- Teraz jest najgorsza część działań, ponieważ nadal nie jest bezpiecznie, a trzeba przepompować substancje łatwopalne z cystern znajdujących się na torowisku. Nigdy wcześniej nic takiego nie robiliśmy, nawet w ramach ćwiczeń, bo jest to takie działanie, którego nie dało się przewidzieć. Teraz dopiero trzeba wymyślić, jak to zrobić.

Pożar cystern w Białymstoku. Mieszkańcy os. Zielone Wzgórza: Nie dało się oddychać

Kiedy na ul. Hetmańskiej płonęły cysterny z łatwopalnymi materiałami, mieszkańcy białostockiego osiedla Zielone Wzgórza przeżyli chwile grozy. Ich domy znajdowały się zaledwie kilkaset metrów od miejsca wypadku. Najbliżej była jednak Szkoła Podstawowa nr 44 przy ul. Rumiankowej. Dyrekcja zdecydowała się odwołać zajęcia.

- Wcześnie rano konserwator był już w szkole, kiedy usłyszał bardzo głośny wybuch. Gdy spojrzał przez okno, zobaczył ogromny pożar i natychmiast zawiadomił dyrekcję - opowiada Walentyna Półjanowicz, dyrektor placówki. - Od razu podjęliśmy decyzję, żeby odsyłać dzieci do domu, kiedy tylko będą przyprowadzane przez rodziców. Zajęcia się nie odbyły. Uznaliśmy, że tak będzie najbezpieczniej dla uczniów.

Ogień był ok. 400 m. od szkoły, w której uczy się ponad 520 dzieci. Wiatr wiał prosto na budynek a zadymienie ok. godz. 7 było bardzo gęste.

- W salach na drugim piętrze można było wyczuć dym - opowiada Półjanowicz. - Gdyby któreś dziecko otworzyło okno albo spędziło więcej czasu na zewnątrz, to mogłoby się źle skończyć.

Dzisiaj zajęcia w szkole mają odbywać się normalnie.
Zaraz po wybuchu strażacy polecili mieszkańcom okolicznych osiedli trzymać zamknięte okna. 3 budynki mieszkalne zostały ewakuowane.

- Zamknęliśmy okna, ale i tak było czuć okropny swąd - opowiada Joanna Bór, mieszkająca przy ul. Rumiankowej. - Niektórzy znieśli to gorzej. Wiem, że moja sąsiadka zwymiotowała od duszącego dymu, kiedy musiała na chwilę wyjść na zewnątrz.

- Widziałem pożar z daleka, a można było dostrzec języki ognia wzbijające się w niebo - opowiada Aleksander Kurłowicz. - Na całym osiedlu śmierdzi spalenizną. Ale i tak mieszkańcy mieli dużo szczęścia, że nic więcej nie wybuchło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna