Żona współrządzącego miastem radnego dostała posadę w ratuszu. To nie pierwszy podobny przypadek w Suwałkach. - Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca - uważa Grzegorz Gorlo, radny z opozycyjnego klubu. - Mandat nie jest po to, aby czerpać z niego korzyści.
Radny: O nic nie prosiłem.
W suwalskim pośredniaku, na koniec listopada ub.r., zarejestrowanych było 659 osób z wyższym wykształceniem.
- Czekam na pracę od ponad roku - mówi Justyna Klej, absolwentka dwóch kierunków - zarządzania oraz filologii angielskiej. - Niestety, nie ma żadnych ofert.
Wygląda na to, że tylko krewni miejscowych decydentów nie mają problemu ze znalezieniem posady.
Ostatnio np. w miejskim ratuszu została zatrudniona żona Krzysztofa Tumialisa z PO. To współrządzący miastem przedsiębiorca, który zasiada w samorządzie pierwszą kadencję. Dla jego żony znaleziono miejsce w wydziale strategii i rozwoju. Poza konkursem.
- Umowę zawarto na czas określony - mówi Jarosław Filipowicz, rzecznik prasowy ratusza. - Jedna z urzędniczek jest na zwolnieniu lekarskim i musieliśmy znaleźć zastępstwo. A w takiej sytuacji nie ma obowiązku ogłaszania konkursu.
Radny Tumialis dziwi się podejrzeniom o nepotyzm. Zapewnia, że nawet w najmniejszym stopniu nie zabiegał u prezydenta o tę posadę.
- Wcześniej żona pracowała w Parku Naukowo-Technologicznym - mówi. - Dostała tam posadę, choć jeszcze nie zasiadałem w samorządzie. Potrafi bardzo dobrze przygotowywać projekty i dlatego została zaangażowana. Zresztą, cv żony leżało w urzędzie miasta od roku. Nie wyobrażam sobie, żebym miał o coś prosić.
Muszą gdzieś pracować
To nie jedyny przypadek, kiedy krewni miejscowych decydentów otrzymują pracę w ratuszu, albo podległych mu spółkach. Np. żona zastępcy prezydenta Marka Buczyńskiego została zatrudniona w podległym mu Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej. Też poza konkursem. Dyrekcja placówki twierdziła, że na to stanowisko nie było chętnych. "Prezydentowa" podobno wypisuje decyzje o przyznanych przez ośrodek świadczeniach.
W miejskich instytucjach pracują aż dwie osoby z rodziny również koalicyjnego radnego Stanisława Sieczkowskiego. Syn jest naczelnikiem wydziału finansowego w ratuszu, natomiast żona pracuje w Ośrodku Sportu i Rekreacji.
- Ludzie powinni gdzieś pracować - uważa radny.
I dodaje, że z posadami swoich najbliższych nie ma nic wspólnego.
- Syn posiada bardzo dobre kwalifikacje - podkreśla. - Z tego co słyszałem, przełożeni mają o nim dobre zdanie. Ja na pewno nie załatwiałem mu tej pracy. Ale cieszę się, że ją otrzymał.
Specjalistką od kadr w podległej miastu spółce "Targowiska Miejskie" jest natomiast żona innego radnego - Sławomira Szeszki. On również kolejną już kadencję współrządzi Suwałkami.
- Trudno się dziwić, że takie sprawy budzą wątpliwości mieszkańców - uważa Mariola Szczypiń, radna PiS. - Przy zatrudnianiu powinny liczyć się przede wszystkim kompetencje, a nie znajomości. Pozostaje mieć nadzieję, że w tych przypadkach tak właśnie było.
Koneksje? Absolutnie!
Jarosław Filipowicz przypomina, że przy naborze na stanowiska kierownicze za każdym razem władze miasta ogłaszają konkursy. Są one podawane do publicznej wiadomości. Rozstrzygnięcia - także.
- Komisje nikogo nie faworyzują, nie patrzą na nazwiska - zapewnia rzecznik urzędu. - Na przykład syn radnego Sieczkowskiego wygrał konkurs, ponieważ posiada bardzo dobre kwalifikacje. Jako jedyny miał uprawnienia audytora, które wymagają zdania egzaminu w Ministerstwie Finansów.
Filipowicz przekonuje, że także w przypadku pozostałych osób liczyły się wyłącznie kwalifikacje.
- Żadne koneksje nie są brane pod uwagę - mówi rzecznik.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?