Prąd w urzędach zaczyna być niczym towar deficytowy. Samorządy oszczędzają w obawie przed karami

- Bardzo ciężko jest wprowadzić jakąś dyrektywę, bo nie zrobimy przecież tak, że przez 15 minut nie będziemy palić światła. Dlatego poprosiłem pracowników o zdroworozsądkowe podejście. To proste rzeczy, jak np. gaszenie światła po skorzystaniu z toalety czy gotowanie wody w czajniku dla więcej niż jednej osoby. Kiedy jednak wpłyną faktury za styczeń, porównamy je z ubiegłym rokiem i jeśli okaże się, że słabo wychodzi nam takie oszczędzanie, to będziemy myśleć nad czymś innym - mówi Jarosław Borowski, burmistrz Bielska Podlaskiego.

W samorządach rozpoczęło się wielkie oszczędzanie. Od 1 grudnia 2022 r. obowiązują bowiem przepisy, które nakazują jednostkom sektora finansów publicznych oszczędzanie energii elektrycznej. O ile w grudniu ub.r. chodziło o 10 proc. średniorocznego zużycia energii elektrycznej w latach 2018-19, tak teraz celem jest 10 proc. oszczędności w całym 2023 r. w stosunku do 2022 r. Za niewywiązanie się z obowiązku są przewidziane kary - maksymalna to 20 tys. zł.

Bardzo krytycznie na temat przymusowych oszczędności wypowiada się Związek Gmin Wiejskich RP. Podnosi, że drastyczne rozwiązania ograniczające zużycie prądu mogą skutkować brakiem zachowania właściwych standardów warunków pracy, spowodować składanie skarg przez pracowników do Państwowej Inspekcji Pracy czy też rezygnację z pracy. Z kolei niewłaściwe oświetlenie ciągów komunikacyjnych może doprowadzić do pogorszenia bezpieczeństwa, zagrażając życiu i zdrowiu użytkowników.

- Zejście ze zużyciem energii o 10 proc. w stosunku do roku poprzedniego będzie trudne choćby ze względu na pandemię, która była w 2022 r. - zauważa burmistrz Borowski. - Wtedy część pracowników była przecież na pracy zdalnej w domach, więc choćby z tego powodu miniony rok jest nieporównywalny - dodaje.

W przeciwieństwie do niego, na zdrowy rozsądek w kwestii oszczędzania nie liczy burmistrz Kolna. Andrzej Duda wydał zarządzenie, w którym zobowiązał urzędników do konkretnych oszczędności. Lista obejmuje m.in. zakaz ładowania w pracy prywatnych telefonów komórkowych, używania farelek czy grzałek, jak i gotowania w czajnikach elektrycznych zbędnej ilości wody.

- Jeśli naładujemy telefon komórkowy w domu, to bateria przez osiem godzin na pewno wytrzyma. Oczywiście o ile nie będziemy korzystać z internetu. Na pewno też nie wolno wykorzystywać urządzeń grzewczych do podgrzewania pomieszczeń. Mamy ogrzewanie miejskie i z tego powinniśmy korzystać. Należy też patrzeć na czas używania komputerów. Wtedy kiedy one są bezwzględnie potrzebne, to muszą być używane - tłumaczy burmistrz Andrzej Duda.

Sekretarz gminy Łomża, Dorota Pazik mówi, że choć specjalnego rozporządzenia w sprawie oszczędzania nie ma, wszyscy starają się być zdyscyplinowani.

- Bardzo pilnujemy zużycia prądu, bo obawiamy się kar - przyznaje. - Dbamy chociażby o to, żeby na korytarzach paliło się tylko co drugie światło czy o to, aby na weekend wyłączać z gniazdek cały sprzęt, zostawiając tylko niezbędne serwery.

- Pewnie, że oszczędzamy, bo trzeba, ale łatwo nie jest - nie ukrywa Paweł Mikłasz, wójt gminy Kuźnica. - Nie odetniemy przecież pracowników od komputerów, bo muszą pracować. A jeżeli ktoś gdzieś mówi, że pracownicy pracują na komputerach tylko do określonej godziny, a później tylko w papierowych dokumentach, to już jest jakaś parodia.

On, jak i wielu innych samorządowców, oszczędności na prądzie szuka np. w oświetleniu ulicznym. Jedni w ogóle wyłączają lampy w godzinach nocnych, inni tylko zmniejszają w tym czasie natężenie światła.