Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Orłowski: Sytuacja jest bardzo trudna, bo rzadko się zdarza tak ciężki kryzys, jak obecnie

Andrzej Matys
Andrzej Matys
prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny globalnej firmy PwC
prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny globalnej firmy PwC Archiwum
U nas w piątek po południu przedsiębiorca jest zaskakiwany informacją, że od soboty zamyka lokal albo, że nie będzie mógł sprzedawać chryzantem, które wyhodował. Ale już w poniedziałek od innego ministra lub wicepremiera usłyszy, że oni chętnie spotkaliby się z firmami, żeby poznać ich zdanie. Tymczasem mleko już się wylało – mówi w rozmowie z "Kurierem Porannym" prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny globalnej firmy PwC.

Gdy rozmawialiśmy w listopadzie zeszłego roku, pytałem o prognozy gospodarcze na 2020 rok powiedział pan, że jeśli nie będziemy zbytnio szaleli z konsumpcją, to nasza gospodarka może nadchodzący kryzys przetrwać. Jak jest teraz, gdy mamy pandemię?

Tego kryzysu, który zdarzył się na skutek pandemii nikt nie mógł prognozować. To nie jest kompletna niespodzianka, bo coś takiego może się zdarzyć, natomiast nie dało się wyliczyć, że pandemia będzie. Rzeczywiście mamy zupełnie inną sytuację i w pewnym sensie wszystkie problemy, o których mówiłem, że mogą się pojawić, zbladły przy pandemii. Jeśli rok temu bardzo poważnie obawiałem się, że nasza gospodarka rozwijająca się w tempie 4 proc. w tym roku spowolni do poniżej 3 proc. to tak naprawdę będziemy mieli 5 proc. spadku. To wszystko blednie przy skutkach pandemii, ale żyjemy w trochę innym świecie. Wiadomo, że taka rzecz mogła zdarzyć się w dowolnym momencie i zdarzyła się akurat teraz, więc musimy sobie radzić z jej konsekwencjami.

Można już pytać, czy jako gospodarka byliśmy do jakiegokolwiek kryzysu przygotowani?

Do takiego kryzysu, jak ten nikt na świecie nie był przygotowany. Oczywiście trudno nawet przewidywać, żeby świat całymi latami był gotowy na spotkanie z pandemią, która przychodzi raz na kilkadziesiąt lat. Nie ma natomiast wątpliwości, że mogliśmy przygotować się do tego znacznie lepiej. W szczególności mówię tu o służbie zdrowia, która całymi latami byłą zaniedbywana, politycy woleli wydawać pieniądze na kupowanie głosów, a nie na służbę zdrowia. Prawie półtora roku temu napisałem w jednym z felietonów (gdy padły kolejne propozycje wypłacania pięćsetek w gotówce), że każdy polski polityk, który miałby odrobinę uczciwości i byłby zdecydowany zwiększyć wydatki państwa, powinien te pieniądze przeznaczyć na służbę zdrowia. Jak wiadomo politycy mieli inny pomysł na co przeznaczyć pieniądze i służbę zdrowia mamy, jaką mamy. Co więcej, gdy już za cenę lockdownu, kupiliśmy pół roku (między majem a październikiem) na przygotowanie jej...

Czytaj również: XVII edycja Podlaskiej Złotej Setki Przedsiębiorstw "Kuriera Porannego". Poznaj zwycięzców prestiżowego rankingu! 11.12.2020

... to kompletnie tego nie wykorzystaliśmy, żeby nie powiedzieć, że zmarnowaliśmy ten czas.

Tak, a najważniejsza rzecz jest taka, że musimy wprowadzić niesłuchanie kosztowne zamykanie gospodarki tylko z jednego powodu. Z obawy, że służba zdrowia nie będzie w stanie przyjąć tylu zakażonych pacjentów, iloma trzeba się będzie zaopiekować. To jest trochę tak, że covid nie jest jakąś chorobą niesłychanie groźną i śmiertelną. To choroba dość zaraźliwa, ale w sumie podobna do grypy. Taka większa grypa i tak długo, jak długo jesteśmy w stanie zapewnić wszystkim chorym odpowiednią opiekę (w tym respiratory dla najbardziej potrzebujących) możemy z covidem jakoś sobie radzić. Krótko mówiąc, im sprawniejszą mielibyśmy służbę zdrowia tym zamknięcie gospodarki musiało by być mniejsze. Tymczasem mamy służbę zdrowia jaką mamy i skoro nawet te kupione pół roku nie zostało wykorzystane na jej poprawę dzisiaj musimy niemalże zamykać gospodarkę. Zachorowań mamy mniej niż w krajach Europy Zachodniej, ale też nasza służba zdrowia nie jest wydolna i nie jest w stanie opiekować się zwiększoną liczbą pacjentów.

A jest niewydolna, bo żaden rząd nie próbował naprawiać służby zdrowia systemowo, bo zawsze były to jedynie działania doraźne, na fragmentach większej całości.

Dokładnie tak. Ostatnim rządem, który próbował to robić był rząd Jerzego Buzka w 1999 roku. Trzeba jednak powiedzieć, że próba dotknięcia służby zdrowia sprawiła, że niemal wszyscy się na ten rząd obrazili. Wiadomo, ze to nie było łatwe, a ta reforma nie była dobrze przygotowana, ale potem przez 20 lat wszyscy obchodzili służbę zdrowia szerokim łukiem uważając, że będą to zmarnowane pieniądze. Żadna z ekip rządzących nie przeprowadziła żadnych reform i nie wzmocniła służby zdrowia. No i dziś mamy tego efekty tyle, że zmarnowane ostatnie pół roku obciąża tylko obecny rząd.

W ramach tych wszystkich tarcz, które rząd ogłasza, państwo ogłasza, że mocno pomaga różnym branżom i działom gospodarki, ale nagle okazuje się, że ich spora część tego wsparcia nie ma. Mogą ten wywołany pandemią kryzys przetrwać czy niekoniecznie?

Sytuacja jest bardzo trudna, bo rzadko się zdarza tak ciężki kryzys, jak obecnie. A jeszcze część sektorów ma administracyjne zakazy bądź ograniczenia działalności. Państwo pomaga i ta pomoc wobec potrzeb przedsiębiorców jest niewystarczająca, ale w stosunku do możliwości państwa jest gigantycznym wysiłkiem. Muszę jednak powiedzieć, że nakłada się na to bardzo dużo nieudolności w tej pomocy. Wszyscy pamiętamy nagłą decyzję o zamknięciu cmentarzy czy o zamknięciu restauracji w piątek wieczorem, gdy restauracje miały już kupione produkty na weekend, które się zmarnowały. To jest taka głupota, nieudolność, która powoduje gwałtowne zwiększanie kosztów biznesów. No i mamy też pomysły i decyzje podejmowane przez urzędników, a potem okazuje się, że np. zapomniano o czymś, albo godziny dla seniorów egzekwuje się w szkolnym sklepiku. Albo urzędnicy ministerialni siadają i wymyślają coś po czym okazuje się, że zapomnieli, że jest taka branża, owaka i jeszcze inna. I każda z nich ponosi straty związane z covidem. Właśnie stąd brało się to mnożenie tarcz antykryzysowych na wiosnę.

Bo kolejne tarcze to były poprawki do tych wydanych tak niedawno, że nawet nie zdążyły wejść w życie, a już wymagały modyfikacji.

Dokładnie. To było łatanie dziur w poprzednich tarczach. Czyli że tarczę obronną skonstruowano, ale zapomniano o wielu firmach, które też mają problemy i potem trzeba było te legislacyjne dziury łatać. Oczywiście jest sposób radzenia sobie z tym, który pozwala realizować zalecenia epidemiologów, bo jeśli oni mówią, że coś trzeba zrobić to trzeba. Nawet jeśli to bolesne. Nie trzeba natomiast powiększać kosztów. Sposób działania stosowany we wszystkich cywilizowanych krajach jest bardzo prosty: rząd konsultuje się z biznesem i przedstawia wymogi. To nie muszą być długie konsultacje, ale prowadzone z wyprzedzeniem. Rząd przedstawia, jakie są wymogi, ustala co można zrobić, a jeśli jest konieczność zamknięcia są ustalane warunki zamknięcia danej branży. I na tym polega współpraca obud stron, które w efekcie prowadzi do ograniczenia kosztów. Biznesowi znacznie łatwiej powiedzieć w jaki sposób to samo osiągnąć mniejszym kosztem. Tylko że u nas to w ten sposób nie działa. U nas w piątek po południu przedsiębiorca jest zaskakiwany informacją, że od soboty zamyka lokal albo, że nie będzie mógł sprzedawać chryzantem, które wyhodował. Ale już w poniedziałek od innego ministra lub wicepremiera usłyszy, że oni chętnie spotkaliby się z firmami, żeby poznać ich zdanie. Tymczasem mleko już się wylało. To zły sposób działania, przy czym nie oskarżam rządu o głupotę. Biurokracja rządowa nie zna specyfiki działania firm, nie ma recept na wszystko. Gdy się współpracuje z przedsiębiorstwami może się okazać, że wystarczy zastosować mniej uciążliwe restrykcje. A jeśli firmę trzeba zamknąć można ustalić w jaki sposób to zrobić i kiedy, żeby np. w sobotę nie tracić żywności kupionej w piątek.

Panie profesorze, Podlaskie to głównie przemysł rolno-spożywczy. Czy ta branża ucierpi mocniej z powodu pandemii czy też nie?

Bardzo trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie, bo różne są rynki i sytuacje. Generalnie, przemysł w Polsce jest stosunkowo łagodnie dotknięty skutkami pandemii w porównaniu np. z hotelarstwem czy gastronomią. A już przemysł rolno-spożywczy jest chyba tym, z którym wirus obszedł się najłagodniej. To zależy od sektora. Ci, którzy specjalizują się w dostawach do restauracji gotowych produktów, zamknięcie odczują mocno. Ci którzy sprzedają żywność w detalu prawdopodobnie nie odczują tego wcale lub tylko w niewielkim stopniu. A może się też zdarzyć, że niektórzy będą mieli dodatkowe dochody. Oczywiście wszyscy muszą się liczyć z kosztami dodatkowymi (związanymi z np. pobytem w górach). Jeśli mówimy o samym popycie to przemysł rolno-spożywczy nie jest przez pandemię zbyt mocno doświadczony. Natomiast agroturystyka już znacznie bardziej. Jest np. trochę przypadkowe, ponieważ trzeba się zastanowić, które brandy są szczególnie dotknięte przez restrykcje sanitarne. Generalnie myślę, że województwo podlaskie ma strukturę gospodarki, która nie jest specjalnie nastawiona na zysk i nieszczególnie narażona na szczególnie wielkie straty. Straty oczywiście będą, ale są w kraju gorsze sytuacje niż u was.

Prof. Orłowski: Sytuacja jest bardzo trudna, bo rzadko się zdarza tak ciężki kryzys, jak obecnie
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Prof. Orłowski: Sytuacja jest bardzo trudna, bo rzadko się zdarza tak ciężki kryzys, jak obecnie - Kurier Poranny

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna