Obserwując ogromne kolejki przed lodziarniami w Białymstoku można odnieść wrażenie, że sprzedawanie lodów to złoty interes. Jak się okazuje, zanim odniesiemy sukces w tej branży, musimy przejść długą drogę. Zważywszy na to, iż sezon obejmuje jedynie trzy gorące miesiące w roku, a niekiedy niesprzyjająca pogoda mocno skraca ten czas.
Na białostockich Plantach znajdują się jedne z najstarszych budek z lodami w mieście. Istnieją od dziesięcioleci i wpisały się na stałe w krajobraz parku. Każdy znajdzie coś dla siebie - lody w gałkach, z automatu, sorbety czy zimne szejki owocowe.
- Przychodzący do nas białostoczanie są w różnym wieku, nie ma na to reguły. - Mówi Kamila, obsługująca punkt na rogu ulic Akademickiej i Legionowej. - Największy ruch jest w weekendy i przy dobrej pogodzie, niestety zimą lodów u nas kupić nie można, wtedy zapraszamy na gofry.
Mało kto wie, że w głębi parku na Plantach powstał pierwszy punkt z lodami w Białymstoku. Znajduje się tam od 43 lat. Miłośnicy zimnych przysmaków mogą zjeść lody własnoręcznie przygotowywane przez właścicieli.
- Niewiele osób zastanawia się nad tym, skąd się biorą tradycyjne lody i ile wysiłku może kosztować ich przygotowanie. Wstaję o trzeciej rano i do otwarcia o dziesiątej przygotowuję masę lodową. Wbijam tysiąc jaj, całe życie można przemyśleć - stwierdza pani Aloiza, właścicielka najstarszej lodziarni.
Nie byłoby jednak tego punktu z zimnymi przysmakami, gdyby pani Aloiza nie musiała odwiedzać swojej córki w sanatorium w Józefowie. Tam zabierała ją co niedzielę do małej rodzinnej lodziarni. Zafascynowana sposobem, w jaki funkcjonowało to miejsce, nie zastanawiała się długo i postanowiła namówić męża - cukiernika - do założenia w Białymstoku podobnej działalności. - Wydzierżawiony przez nas budynek był w opłakanym stanie, jednak wspólnym wysiłkiem udało się go rozbudować i służy nam po dziś dzień. Mąż musiał też zdać specjalne czeladnicze egzaminy, to były inne czasy.
- Teraz jestem szczęśliwa - deklaruje pani Aloiza. Tak jak sobie zaplanowała 43 lata temu, w prowadzeniu firmy pomaga jej cała rodzina. - Marzenia się spełniają i pomimo, że zimą lodziarnia jest zamknięta, cały czas opłaca się ją prowadzić, zwłaszcza gdy ma się tylu stałych klientów, nawet z zagranicy! - puentuje.
Pani Kamila też nie narzeka na brak klientów. Każdego roku przed jej budką z lodami są duże kolejki. Przyciągają z pewnością urozmaicone desery lodowe i mnogość dodatków, z których można je skomponować. Nie bez znaczenia jest też bliskość klubów - Wieczorami przychodzi do nas mnóstwo osób wracających z dyskotek - stwierdza. Dobra lokalizacja dla takiego rodzaju działalności, jest więc kluczowa.
Wydaje się, że białostoccy przedsiębiorcy bacznie obserwują ten biznes i wierzą, że nadal się on opłaca - punktów z lodami w Białymstoku stale przybywa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?