Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przed nami kanonizacja Jana Pawła II. Trzy lata temu przeżywaliśmy jego beatyfikację

Podczas uroczystości beatyfikacyjnych na placu św. Piotra zebrało się ponad 1,5 miliona wiernych. Na kanonizacji będzie ich pewnie jeszcze więcej.
A. Kaszuba
W niedzielę 27 kwietnia, po trzech latach od beatyfikacji, znowu będę na Placu Św. Piotra w Rzymie. Tym razem, aby uczestniczyć w kanonizacji Jana Pawła II. Doskonale pamiętam tamte chwile z 2011 roku. i emocje, jakie towarzyszyły obecnym w Rzymie Polakom. Teraz też ich pewnie nie zabraknie.

To był wielki dzień dla Polski, ale i całego świata. Nasz papież, Polak, został błogosławionym. I to zaledwie kilka lat po śmierci. 1 maja 2011 roku tłum wiernych, także z Podlasia, przybył do Watykanu, aby usłyszeć tę wiadomość na własne uszy.

Na beatyfikację pojechałam z wiernymi z parafii Matki Kościoła w Białymstoku, z księdzem proboszczem Leonem Gregorczykiem. Jako dziennikarka miałam zaszczyt relacjonować tamte wydarzenia. Wspomnienia do dziś są żywe.

Radość mimo trudów podróży

W 50-cio godzinną podróż wyruszyliśmy o 4 rano.
- Oto jest dzień, który dał nam Pan - radośnie wyśpiewywali pielgrzymi, ciesząc się, że w udziale przypadnie im tak ważny nie tylko w życiu każdego z nich, ale także w dziejach kościoła dzień. Najmłodszy pielgrzym miał zaledwie kilka lat, najstarszy - kilkadziesiąt.
- Jedziemy podziękować Bogu za to, że dał nam Jana Pawła II - mówił wówczas ks. Leon Gregorczyk.

Niemal przez całą trasę w autokarze nie ustawała modlitwa, śpiew, rozważania nad słowami Jana Pawła II. Nikt nie był tu przypadkowo. - Na co dzień mieszkamy w różnych miastach, mamy różne sprawy, żyjemy szybko, ale dziś chciałyśmy zwolnić i wspólnie przeżyć tak niesamowite wydarzenie - mówiły pochodzące z Białegostoku Anna, Milena i Natalia Dawidowskie.

Kiedy nasza pielgrzymka dotarła do Rzymu był wczesny ranek. Niektórzy z pielgrzymów po raz pierwszy byli za granicą. Od razu uderzył nas widok setek tysięcy ludzi na ulicach, tłok na stacjach kolejowych i metra, ale i znajome polskie barwy biało-czerwone oraz portrety Jana Pawła II na każdym rogu. Rzym rozbrzmiewał wszystkimi językami świata, ale co najdziwniejsze, mimo różnych kolorów skóry, narodowości, wyznań i wszechogarniającego ścisku, nie było czuć ani grama nerwowości. Starsze panie, które w Białymstoku wygoniłby z kościoła rastamanów z bębnami, tam przyklaskiwały im i uroczo kołysały się w rytm południowych melodii.

- Tak wyrażają swoją miłość do Boga - mówiła Renata Mielcarek, która jeszcze kilka godzin wcześniej na stacji benzynowej pod Rzymem patrzyła "spod byka" na czarnoskórych Francuzów, którzy robili zakupy.

I nagle ktoś zauważył napis na fladze: "Bielsk Podlaski." Już po kilkunastu sekundach około pięćdziesięcioosobowa grupa przecisnęła się na sąsiednią ulicę i razem z młodymi pielgrzymami śpiewała "Abba Ojcze". Widać było, że i ta młodzież nie spała, może nie dojadła, ale nie było słychać słowa skargi na zmęczenie.

- Jest super. Błagałam mamę, żebym mogła tu przyjechać. Jest to dla mnie mega ważne - mówiła 16-letnia wtedy Karolina Ruszczyk. - Nie zawsze w życiu postępuję zgodnie z przykazaniami, ale dziś czuję, że chcę być lepszym człowiekiem. Tak właśnie czuję.
Nikogo nie dziwiło, że ci szesnasto-, czy osiemnastolatkowie bez grymasu na twarzy śpią na trawnikach, skwerach, czy pod straganami. Ale i starsi dzielnie znosili niewygodę i nocleg na zimnej, mokrej (przez dwa dni non stop padał deszcz) i twardej ziemi.
- Tutaj nawet dzieci nie płaczą - wskazywała na swoje kilkuletnie wnuki jakaś starsza pani.

Modlitewne czuwanie

Całą noc, przed beatyfikacją na przyległych do placu św. Piotra uliczkach trwało modlitewne czuwanie.

Od godziny 5.30 wpuszczano pielgrzymów do środka. Pierwsi, którzy tam dotarli, całą noc spali i modlili się na pobliskich ulicach. Na karimatach, kocach, często na kartonach i zwykłych reklamówkach czekali, aby dać świadectwo, że Jan Paweł II był naprawdę święty.
Rankiem 1 maja, mimo kropiącego deszczu, ludzie wchodzili do Watykanu nadal z modlitwą i uśmiechem na twarzy. Na placu św. Piotra zebrało się ponad 1,5 miliona wiernych. Do godziny 10 odliczano minuty. I wtedy pojawił się kolejny znak. Na niebie, po dwóch dżdżystych dniach pojawiło się słońce. O godzinie 10, gdy rozpoczynała się msza beatyfikacyjna, na niebie nie było już ani jednej chmury. Kiedy na plac wjechał Benedykt XVI w papamobile słychać było szepty w różnych językach. Wszystkie oznaczały to samo: to już, to już za chwilę.

I coś poruszającego w tym świadectwie było. Jako dziennikarka miałam zaszczyt relacjonować z Rzymu zarówno pogrzeb, jak i beatyfikację Jana Pawła II. Nigdy wcześniej, ani później nie widziałam tylu ludzi, którzy znosili trudy podróży, noce pod gołym niebem, często głód, niedospanie, z uśmiechem na twarzy. Ich życzliwe gesty wobec siebie, donośna modlitwa i śpiew niosły ze sobą może naiwną, ale nadzieję, że świat może być inny, lepszy…

Był śmiech i łzy

Rozpoczęła się uroczystość, ale był problem, bo kiedy przedstawiano sylwetkę Jana Pawła II, co kilka chwil rozbrzmiewały gromkie brawa. Największe wybuchły, kiedy odczytano, że w audiencjach papieża Polaka wzięło udział ponad 17 milionów wiernych. Wtedy w górę poleciał przywieziony przez Portugalczyków balon, który kilka dni powiewał nad Watykanem. A na nim napis "Deo grazias" (Bogu dzięki).
Kiedy Benedykt XVI ogłosił, że Jan Paweł II został błogosławionym, cały plac ożył. Nastoletni pielgrzymi z Bielska zaczęli skakać, ich koleżanki z Sokółki najpierw ściskały się ze śmiechem, a później z łzami, a Renata Mielcarek z białostockiej parafii na kolanach głośno dziękowała Bogu.

- Boże, dzięki, że dożyłam tego dnia. Boże dzięki - powtarzała jak mantrę. Z jej oczu płynęły łzy.

- Oj babcia nie płacz - tłumaczył jej wnuczek. - Toż Jan Paweł II na ciebie patrzy z góry. On w niebie się cieszy, a ty beczysz.

Emocje były tak wielkie, że ciężko było utrzymać ciszę nawet podczas czytania ewangelii. Przy cytacie ze św. Mateusza "Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli", niektórzy musieli zatykać sobie usta, żeby nie krzyknąć w przypływie radości.

- Swoim świadectwem wiary, miłości i odwagi apostolskiej, pełnym ludzkiej wrażliwości, ten znakomity syn narodu polskiego pomógł chrześcijanom na całym świecie, by nie lękali się być chrześcijanami, należeć do Kościoła, głosić Ewangelię. Jednym słowem: pomógł nam nie lękać się prawdy, gdyż prawda jest gwarancją wolności - zwracał się do wiernych Benedykt XVI.

Chociaż msza skończyła się tuż po południu, to jeszcze do późnych godzin pielgrzymi z całego świata, w tym z Polski ustawiali się w kilkusettysięcznej kolejce do wrót Bazyliki św. Piotra, gdzie wystawiono trumnę ze szczątkami błogosławionego.

- Przed powrotem do domu chcemy mu oddać jeszcze raz cześć. I nieważne, że będziemy tu stać do jutra - mówili oczekujący w kolejce Helena i Paweł Ambroziewicz z Moniek.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna