Białostoccy lekarze w ubiegłym tygodniu przyszyli odciętą dłoń mężczyźnie. Pan Jan stracił ją, gdy ciął drewno przy domu.
Zabiegu nie chciało się podjąć kilka polskich szpitali. Tylko nasi lekarze zdecydowali się zaryzykować i zoperować pacjenta.
To był wypadek
Jan Łagowski spod Otwocka doskonale pamięta tamten dzień. To była środa, 29 października...
- Ok. godz. 12.30 zacząłem ciąć drewno na krajzedze - opowiada mężczyzna. - Już przed godz. 16 została sama końcówka, dopychałem prawą ręką kawałki gałęzi i desek, gdy się poślizgnąłem. To był moment. Ręka się osunęła i została wciągnięta w maszynę. Ciachnęło mi dłoń, tuż za nadgarstkiem. Szybko ścisnąłem bluzą ranę i pobiegłem do domu, miałem jakieś 50 metrów.
Na szczęście w domu była żona i syn pana Jana. Wezwano karetkę z Otwocka. - Syn od razu pobiegł po odciętą dłoń. Włożył ją do woreczka foliowego. Ja ściskałem rękę przy ranie, żeby krew nie leciała - opowiada mężczyzna. - Na szczęście karetka szybko przyjechała. Lekarze pytali nas, czy nie mamy w domu lodu, ale nie było, to wzięli sól, żeby w niej zabezpieczyć odciętą dłoń.
Pogotowie zawiozło mężczyznę do szpitala do Otwocka. Okazało się jednak, że tamtejsi lekarze nie podejmą się zabiegu przyszycia dłoni. Wezwano śmigłowiec ratunkowy i przetransportowano pana Jana do Warszawy. Tam w szpitalu opatrzono mu rękę i zaczęto szukać placówki, która podjęłaby się operacji.
- Dzwonili po całej Polsce, ale wszędzie mówiono, że nie podejmą się zabiegu, bo nie ma gwarancji, że się uda - mówi pan Jan. - Dopiero gdy zadzwoniono do Białegostoku, okazało się, że tutejsi lekarze zaryzykują.
Mężczyznę przewieziono śmigłowcem do białostockiej Kliniki Ortopedii i Traumatologii Uniwersytetu Medycznego. Ok. godz. 22 trafił na stół operacyjny.
Zabieg trwał 5 godzin
- Gdy się obudziłem po operacji, już na sali, od razu spojrzałem na rękę, patrzę, jest - mówił kilka dni po zabiegu pan Jan.
- Czuję w dłoni takie prądy, jest ciepła. To chyba znaczy, że krew dochodzi. Lekarze wprawdzie mówią, że najbliższe dni będą decydujące, okaże się, czy zabieg się udał w stu procentach. Mam nadzieję, że tak będzie. Bo jak tu żyć bez prawej ręki, jak ja lewą nic zrobić nie umiem, nawet się podpisać. Wierzę, że ręka się przyjmie, że będę potem chociaż palcami ruszał, choć rehabilitacja może trwać i dwa lata. Białostoccy lekarze jako jedyni dali mi nadzieję.
Wiele przeciwwskazań
Lekarze przyznają, że operacja była trudna. Nie dość, że piła ucięła rękę, to jeszcze dłoń była mocno poparzona, ponieważ dostała się między rozgrzaną tarczę a element obudowy. Zabieg polegał na stabilizacji kości łokciowej i promieniowej płytkami, zespoleniu mikrochirurgicznym naczyń tętniczych oraz żylnych, naprawieniu nerwów, które są najbardziej istotne dla funkcji ręki oraz przeciętych mięśni.
- Na razie trudno powiedzieć, czy operacja zakończy się pełnym sukcesem - mówi prof. Jan Skowroński, kierownik Kliniki Ortopedii i Traumatologii UMB. - Ręka była bowiem nie tylko obcięta, ale też zmaltretowana przez piłę i oparzona. Do tego jest to pacjent starszy, ok. 70-letni, a w takim wieku naczynia mają już zmiany miażdżycowe.
Z tych powodów pewnie inne ośrodki odmawiały przyjęcia tego pacjenta, wiele było tu bowiem przeciwwskazań. Za ok. dwa tygodnie od zabiegu, gdy naczynia się wygoją, będzie można stwierdzić, czy wszystko w zakresie krążenia wróciło do normy.
Białostoccy lekarze operację przyszycia obciętych kończyn czy palców wykonują kilka razy w roku od 30 lat. Mają na swoim koncie wiele sukcesów. - Mamy doświadczenie w tego typu zabiegach, naszymi osiągnięciami chwalimy się głównie na kongresach medycznych - mówi prof. Skowroński. - Ale pewnie gdyby tamtej nocy nasi lekarze byli zajęci przy innym zabiegu, też odmówiliby pomocy.
Pacjent miał to szczęście, że gdy do nas zadzwoniono, dyżurni akurat nie operowali, mieli chwilę wytchnienia, byli pod telefonem i podjęli się tego zadania. Do tego dyżur pełnił akurat mikrochirurg.
Zdaniem profesora, pacjent miał szczęście, że znalazł się ośrodek, który podjął się zabiegu. Bo choć w Polsce jest kilka placówek, które zajmują się replantacją, nie ma jednak ostrych dyżurów replantacyjnych czy centralnego punktu informacji o tym, gdzie akurat jest wolny stół i można operować.
A taki system znacznie ułatwiłby udzielanie szybkiej i skutecznej pomocy poszkodowanym pacjentom. W przypadku obcięcia kończyny liczy się bowiem czas, w jakim taki pacjent trafi do odpowiedniego ośrodka i zacznie się operacja.
Nie pierwszy raz
- Ten przypadek nie jest pierwszy, kiedy to właśnie nasi lekarze ratują życie i zdrowie pacjentowi, którego nie chcieli przyjąć w innych ośrodkach - dodaje Bogusław Poniatowski, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.
- Takie operacje, których nikt nie chciał się podjąć, zdarzają się nam dość często. Ten pacjent był wyjątkowo ciężkim przypadkiem, z wieloma przeciwwskazaniami. Większość ośrodków woli nie ryzykować.
Białostoccy lekarze m.in. nieraz ratowali z sukcesem utraconą męskość. W klinice urologii zabiegi przyszywania obciętych genitaliów odbywały się już kilka razy. Ostatnio w marcu ub.r. trafił tu mieszkaniec Małopolski, który obciął sobie przyrodzenie.
Niestety, mężczyzna miał pecha. Najpierw helikopter, którym leciał, z powodu złej pogody musiał wylądować, potem karetka, którą miał kontynuować podróż, nagle się zepsuła. Dlatego trafił na stół zbyt późno od chwili wypadku i lekarze mogli mu już tylko opatrzyć ranę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?