Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Randki przez internet. Umówiła się z narzeczonym swojej przyjaciółki

Izabela Krzewska
„Znam kilka par, które poznały się przez internet i są szczęśliwe. Nie ma reguły, że spotyka się tam tylko desperatów lub sponsorów!“ - pisze na forum dla kobiet karolinka86.
„Znam kilka par, które poznały się przez internet i są szczęśliwe. Nie ma reguły, że spotyka się tam tylko desperatów lub sponsorów!“ - pisze na forum dla kobiet karolinka86. Pixabay
„Nie czekaj aż Święty Mikołaj spełni Twoje życzenia! Ty najlepiej znasz swoje wymagania“ - zachęca jeden z internetowych portali randkowych. Poznajmy historie kobiet, które wzięły los w swoje ręce i zaczęły szukać partnerów w sieci. Dla jednych skończyło się to nauczką, dla innych - happy endem.

Marta poznała przez internet miłego chłopaka. Jednak kiedy umówiła się z nim na randkę, okazało się, że to... narzeczony jej przyjaciółki. Aśka zaś musiała za swoją randkę słono zapłacić. Bo mężczyzna, z którym spotkała się w kawiarni, czmychnął bez słowa. Miłość życia udało się natomiast znaleźć Agacie. Ale okazał się nią dopiero dziesiąty, poznany w internecie facet. Szczęście mieli też Danusia i Marek...

Żeglują przez życie

Danuta ma 54 lata. Uznana doktor ginekologii z prywatnym gabinetem. Ma pieniądze i prestiż, ale po śmierci męża zaczęło jej brakować u boku partnera. Cztery lata temu postanowiła więc zarejestrować się na jednym z internetowych portali randkowych. Obawiając się, że trafi na łowcę majątku, w wymaganiach zaznaczyła, że szuka mężczyzny o wysokim statusie materialnym. - Ale najważniejsze i tak było poczucie humoru i inteligencja. Szukałam człowieka, z którym będę chciała rozmawiać - tłumaczy białostoczanka.

Odezwało się dwóch panów. Obaj z drugiego końca Polski. Spotkali się w połowie drogi, w Warszawie. Nie zaiskrzyło. Ale Danka się nie zrażała. W końcu odezwał się Marek z Gdyni. Kiedy się spotkali, czuli, jakby się znali od zawsze. Do tego okazało się, że „książę z bajki” ma na Mazurach zakład produkujący łodzie. I oczywiście uwielbia żeglować.

- Dzięki niemu przypomniałam sobie o mojej młodzieńczej pasji - mówi Danka. - Teraz przynajmniej dwa razy w roku wypływamy na żagle na Morze Śródziemne. Mam nadzieję, że będziemy tak żeglować razem przez całe życie...

Po dwóch latach randkowania Danuta i Marek zdecydowali się na ślub. Wcześniej podpisali intercyzę. I oboje podkreślają, że są szczęśliwi.

Apetyt mu dopisywał

„Znam kilka par, które poznały się przez internet i są szczęśliwe. Nie ma reguły, że spotyka się tam tylko desperatów lub sponsorów!“ - pisze na forum dla kobiet karolinka86. - „Wielu ludzi jest teraz zabieganych, zapracowanych i nie mają czasu, by wyjść i poznać kogoś... A internet to szansa“.

Podobnie uznała 40-letnia Joanna z Białegostoku. Zachęcona opowieściami o miłościach z internetu, i ona postanowiła założyć konto na znanym portalu randkowym. Facet, z którym się umówiła w najlepszej białostockiej cukierni, robił świetne wrażenie...

- 45 lat, biznesmen, tak się przynajmniej przedstawił - wspomina Joanna. - Nie dość, że elegancki, przystojny, dobrze wykształcony inżynier po politechnice, to jeszcze doskonały rozmówca. Spodobał mi się!

I miał gest. Kiedy usiedli do stolika, proponował Aśce kolejne dania, desery, piwo. Skromnie odmawiała, poprzestając na kawie i lodach. Przystojniakowi apetyt jednak dopisywał. Pomiędzy kęsami tarty i kolejnych deserów konwersowali sobie swobodnie. Po około dwóch godzinach zadzwoniła komórka mężczyzny. Ten odebrał. Wydawało się, że z trudem mu się rozmawia. Problem z zasięgiem, gwar w kawiarni... 45-latek gestem przeprosił Joannę i odszedł od stolika, by dokończyć telefoniczną rozmowę na zewnątrz. Tak się przynajmniej kobiecie wydawało. Jednak po kilkunastu minutach, gdy nie wracał, zorientowała się, że po prostu zostawił ją z pokaźnym rachunkiem do opłacenia.

- Widocznie nie byłam w jego typie, więc się zmył... naciągacz! - opowiada wciąż nieco rozgoryczona Joanna. - Tak się sparzyłam, że darowałam sobie kolejne randki przez portal.

Na miłość trafiła dopiero na dziesiątej randce

Gdyby również Agata od razu dała za wygraną, pewnie dziś nie byłaby w szczęśliwym związku z Łukaszem. Zanim jednak trafiła na miłość swego życia, spotkała się z dziewięcioma innymi facetami. A wszystko zaczęło się blisko rok temu.

- Zaliczyłam awans w pracy, rozwijałam się zawodowo, a na gruncie prywatnym - posucha - opowiada 32-letnia białostoczanka.

Pracuje w korporacji. Otwarta, inteligentna, zaradna, towarzyska, z pokaźnym gronem znajomych i przyjaciół. Ciągle otoczona ludźmi, ale wciąż samotna. I choć bliscy dziwili się, czemu taka fajna dziewczyna nie ma faceta, jakoś nikt w swatkę się nie bawił. Przełomowym momentem dla Agaty była śmierć ojca. - Pomyślałam wtedy, że czas ucieka. Młodsza nie będę, a chciałabym założyć rodzinę - mówi.

Postanowiła już nie czekać biernie na „drugą połówkę”. Zarejestrowała się na portalu randkowym. Umieściła swoją charakterystykę, zdjęcie. Sama nikogo nie zaczepiała. Pierwszy odezwał się do niej pan o nicku „Żołnierz”. Pochodził z południa woj. podlaskiego, ale stacjonował w jednostce w Białymstoku. Zaczęli do siebie pisać. Przez jego pracę długo nie mogli się spotkać. Stało się to dopiero po miesiącu wymiany SMS-ów. Randka była fajna, ale żołnierz na kolejną już nie zaprosił.

- Stwierdziłam, że nie był zainteresowany. Nie powiem, zabolało - mówi Agata. - Potem pisałam jeszcze z paroma facetami. Ale bez efektu „wow”. Zdarzali się też poszukiwacze przygód erotycznych. Mnie to nie interesowało. Wycofałam się na pewien czas z randkowania. Miałam zresztą intensywny okres w pracy. Po jakiś dwóch miesiącach zarejestrowałam się na innym portalu. Po niezbyt udanym doświadczeniu z żołnierzem zdecydowałam: mniej pisania, szybkie spotkania. Żeby szybko zweryfikować oczekiwania, selekcjonować kandydatów, nie robić sobie nadziei...

I tak zaczęło się intensywne randkowanie. Z kolejnymi poznanymi w sieci panami spotykała się nawet dwa razy w tygodniu. Za każdym razem z innym.

- Jeden z nich zaprosił mnie do parku - wspomina białostoczanka. - Spotkaliśmy się przy budce z lodami, ale nawet nie zaproponował, że mi kupi... Spacerowaliśmy, zadawał mnóstwo pytań. Sam o sobie mówił niewiele. Powiedział tylko, że kibicuje Jagiellonii. Ale kiedy zapytałam, czy był ostatnio na meczu, okazało się, że na mecze nie chodzi, bo... za bardzo nie ma z kim. Był taki wycofany, bez zainteresowań, pasji. Nie takiej osoby szukałam. Rozeszliśmy się. Po randce sama poszłam sobie kupić loda -śmieje się 32-latka.

„Kandydat numer osiem” też zapisał się w jej pamięci. - Jeszcze na etapie SMS-ów zapytał mnie... ile ważę. Nie dowiedziałam się, jakie ma to dla niego znaczenie. Gdy się spotkaliśmy, okazało się, że jest bardzo niski. Kompleks chciał chyba przysłonić kasą. Zabrał mnie na obiad. Miał gest. Był jednak opryskliwy wobec kelnerki. A jak mnie odwiózł do domu, to chyba liczył, że za ten obiad będę się z nim całować... Nic z tego!

Kolejnej randki oczywiście nie było. Za to mężczyznę numer „siedem“ Agata wspomina z sympatią. Zabawny, miły. Mieszkał poza Białymstokiem. Gdy zaprosił ją do siebie na wieś, pomyślała: chętnie odpocznę. Na miejscu poznała jego znajomych, rodziców, gadali jak starzy znajomi... I na tym poziomie znajomość się zatrzymała.

Byli też tacy, którzy umawiali się na randki i... nie przychodzili. Jeden z nich tłumaczył, że auto mu się zepsuło i nie mógł przyjechać. Później się nie odezwał. Pan „dziewiątka” był prawie idealny. Facet z technicznym wykształceniem (plus), fajnie się z nimi pisało (plus). Jednak kiedy zrobił Agacie awanturę, że spóźniła się pięć minut, a później wciąż mówił o polityce i narzekał na władzę - zapaliła się jej czerwona lampka. W mailu napisał, że jest fajna. Agata odparła coś w stylu „bądźmy w kontakcie”.

- Po „narzekaczu” stwierdziłam, że odzywają się do mnie jacyś dziwni faceci i postanowiłam sama wyszukać kandydatów - mówi. Napisała do trzech, odezwało się dwóch. Jeden miał wyjazdową pracę i spotkanie nie doszło do skutku. Drugim był Łukasz.

Zwróciła na niego uwagę, bo zamieścił na portalu zdjęcie z górami w tle, górami, które Agata uwielbia. Umówili się w restauracji. - Gdy zbliżałam się, widziałam jak drepcze w kółko czekając na mnie. Urzekło mnie to i rozczuliło.

Randka trwała 5 godzin. Czas minął nie wiadomo kiedy. - Wiedziałam od razu, że będzie kolejna - mówi 32-latka. Kulturalny, szarmancki, o czarującym uśmiechu, fajnym poczuciu humoru. Lubi podróże, szanuje swoją rodzinę. - Jestem zaradna, ale przy nim nie muszę udowadniać, że jestem supermenką - podkreśla Agata.

Z Łukaszem spotyka się od pół roku. Już mają plany na wspólne święta. Część spędzą u Agaty, część u rodziny Łukasza. Na pytanie: czy to ten jedyny, Agata odpowiada: żadne z nas nie szuka już nikogo. Zlikwidowaliśmy swoje konta na portalu. Czy ma jakieś rady dla innych?

- Miłość sama nie zapuka do drzwi. Dawno nie widziałam przystojnych listonoszy czy inkasentów - żartuje. -Warto szukać, nie poddawać się, i nie opuszczać poprzeczki wobec mężczyzn. Gdzieś czeka ten jedyny.

Imiona bohaterek zmieniliśmy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna