Rapa koło Gołdapi: Z szacunkiem do grobowca!

Historia Mazur okazała się cenna, na przekór szowinistom spod Gołdapi.

To nie jakaś niemiecka organizacja - jak chciał Tomasz Liwak, szef Nadleśnictwa Czerwony Dwór - ale bliższa, bo gołdapska fundacja zajmie się ratowaniem zdewastowanej piramidy, grobowca pruskiego barona w Rapie.

Dla Jaromira Krajewskiego z Fundacji Puszczy Rominckiej ważna jest historia, bez względu na jej związki z pruską przeszłością Mazur.

Ruszyli głowami
Od kilku lat starał się on o pieniądze na odrestaurowanie zabytkowej piramidy. Bez powodzenia. Trzeba było naszej publikacji "Szkielety bez głów, władze też", żeby przyszła pomoc. Szybką reakcją wykazał się marszałek województwa warmińsko-mazurskiego Jarosław Słoma. Fundacja dostanie 4 tys. zł na dokumentację ratowania piramidy.

- Nareszcie! To zaledwie początek wielkiego projektu. Zaczynamy od szacowania kosztów, a potem zajmiemy się odrestaurowaniem grobowca. Zależy nam na przywróceniu szacunku dla miejsca pochówku rodziny Fahrenheitów. Prace będzie nadzorował konserwator zabytków - mówi Jaromir Krajewski.

A oni niech się wstydzą
Jeszcze tydzień wcześniej los zdewastowanej piramidy i ludzkich szczątków wystawionych na widok publiczny nie interesowały wójta gminy Banie Mazurskie Jana Sobuty i nadleśniczego z Nadleśnictwa Czerwony Bór Tomasza Liwaka.

- Piramida nie jest naszą własnością. Nikt z naszych przodków tam nie spoczywa. A może ludzie chcą oglądać takie widoki - mówił wójt Sobuta.

- To nie jest nasze dziedzictwo historyczne. Niech zajmie się grobowcem jakaś niemiecka fundacja - wyrażał swój stosunek do miejsca pochówku nadleśniczy Liwak.

Piramidę polecił zbudować w 1811 r. Friedrich, by pochować w nim 3-letnią córkę Ninette. Potem spoczęli w nim także inni członkowie rodu Fahrenheitów i jej fundator.