Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ratownicy ruszyli na granicę: Nasza misja to: Bogu na chwałę, ludziom na ratunek!

Joanna Bajkiewicz
Joanna Bajkiewicz
FB Grupa Ratownicza Nadzieja
Rozmowaz ks. Radosławem Kubłem, proboszczem parafii pw. Bożego Ciała w Łomży, założycielem Grupy Ratowniczej Nadzieja.


Mieszkańcy Łomży bardzo zaangażowali się w pomoc Ukrainie. W parafii Bożego Ciała również, prawda? Proboszcz dostawał nawet listy od parafian, że chętnie przyjmą pod swój dach uchodźców...

Oczywiście, że mieszkańcy Łomży mają wielkie serca, tak jak i wszyscy Polacy. W naszej parafii, tak jak i w innych, od razu zorganizowaliśmy zbiórkę pieniędzy, ale wstrzymaliśmy się od zbierania rzeczy. Nasze doświadczenie uczy, że najpierw trzeba rozpoznać dokładnie potrzeby i wtedy działać.

Pomagać można na odległość, np. zbierając dary, czy środki finansowe, ale ksiądz wraz z Grupą Nadzieja bez wahania ruszył z pomocą na samą granicę.

Dokładnie, posiadając potężne narzędzie pomocowe w postaci Grupy Ratowniczej Nadzieja jesteśmy w stanie działać bezpośrednio w rejonach kryzysu. Nadzieja to ludzie, sprzęt, pojazdy i przede wszystkim kontakty, systemowe umocowanie w ratownictwie i strukturach bezpieczeństwa w naszym kraju. Wykorzystaliśmy te możliwości w czasie pierwszego wyjazdu. Dzięki bezpośrednim kontaktom z Komendą Miejską Policji w Przemyślu, przy współpracy z Wydziałem Prewencji Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku, wiedzieliśmy, że w danej chwili jesteśmy potrzebni w Przemyślu.

Ambulans ratunkowy Grupy Nadzieja – wraz z pięcioma ratownikami – ruszył na kolejowe przejście graniczne . Z jakim planem?

Jako Grupa Ratownicza zajmujemy się przede wszystkim tym, co umiemy robić najlepiej. To medyczne czynności ratunkowe i pierwsza pomoc. Oczywiście w drogę zabraliśmy sporo medykamentów i środków higienicznych, ale głównie myśleliśmy o pomocy medycznej osobom przybywającym na dworzec. I to się udało zrealizować. Rzeczywiście, ta pomoc okazała się niezwykle cenna.

Co zastaliście na miejscu?

Wielu wolontariuszy, w zdecydowanej większości byli to wtedy mieszkańcy Przemyśla. Istniał także rozwinięty przez PCK punkt medyczny, który wsparliśmy naszymi ratownikami i karetką. Dzięki współpracy z policją znaleźliśmy się w samym centrum wydarzeń. Karetka stanęła bezpośrednio na peronie, gdzie kończyły swój bieg pociągi z Ukrainy.

Komu pomagaliście przez te dwie doby, które tam spędziliście?

Osobom przybywającym do Przemyśla. Były to głównie osoby starsze oraz matki z dziećmi. Umęczone wielogodzinną wędrówką do pociągu, a potem kilkunastoma godzinami jazdy... Był to smutny widok. My udzieliliśmy pomocy medycznej, ale ogromną pracę wykonywali wolontariusze, którzy dwoili się i troili, aby nakarmić, ubrać czy nawet przeprowadzić osoby z pociągu do hali dworca. Wspaniale zachowywali się funkcjonariusze różnych służb państwowych, którzy z wielkim poświęceniem przenosili na swoich rękach czy wózkach osoby mające problemy z poruszaniem się. To spotkanie ludzkiego nieszczęścia z ludzką dobrocią było wzruszające i wręcz wstrząsające. Charakterystyczne było to, że osoby, które przybywały do Przemyśla, posiadały tylko najbardziej potrzebne rzeczy. Kolejarze ukraińscy nie pozwalali pakować do pociągów wózków inwalidzkich czy dziecięcych. Dzięki temu w składzie przewidzianym dla 500 osób przyjeżdżało około 2000. Skutkiem było jednak to, że matki czy inwalidzi po wyjściu z pociągu – nie posiadając tzw. transportu podręcznego – stawali się bezradni. Na dworcu istniał więc ogromny ruch wszelakiego rodzaju wózków. Przyjeżdżały z całej Polski i natychmiast były rozchwytywane przez uchodźców. Taką też zbiórkę zorganizowaliśmy po powrocie z naszej pierwszej misji i za drugim razem w naszych pojazdach pojechała na granicę niemal setka wózków.

Wtedy na granicę pojechała już nie jedna karetka, a kilka...

Drugi wyjazd poprzedziliśmy rozpoznaniem sytuacji na miejscu. Tutaj prowadzimy bezpośrednią współpracę z grupami ratownictwa Polskiego Czerwonego Krzyża. Po konsultacjach zdecydowaliśmy się na wyjazd bezpośrednio na granicę do Korczowej oraz Budomierza. Sprzęt pomocowy zostawiliśmy na dworcu w Przemyślu, a dwa pojazdy udały się na zabezpieczenie medyczne przejść granicznych. Początek tych działań był mocny – zaraz po przybyciu do Korczowej mieliśmy czterdziestominutową resuscytację mężczyzny z Niemiec, który wraz z kolegami jechał zawieźć pomoc do Ukrainy. Resuscytacja niestety nie udała się, mimo wsparcia kolejnych dwóch karetek. W jej trakcie zdarzyła się ciekawa historia. Niedaleko naszego zespołu znalazła się siostra zakonna. Ponieważ walczyliśmy na zewnątrz, bo człowiek leżał na skraju drogi przy sznurze stojących przed przejściem aut, mogła podejść i klęknąć niedaleko naszego zespołu. Gdy zakończyliśmy czynności i powoli pakowaliśmy sprzęt, siostra chciała przejść obok. Zapytałem ją, o co się tak modliła. Powiedziała, że prosiła Boga, żeby ten człowiek nie umarł bez obecności księdza. Kiedy jej powiedziałem kim jestem, a byłem w mundurze ratownika, nie mogła wyjść ze zdumienia. Powiedziałem też, że rozgrzeszyłem tego człowieka warunkowo, to znaczy, że jeśli by chciał za życia skorzystać z tej łaski, to teraz została mu warunkowo udzielona. Postawa tej siosty pokazuje, że zawsze trzeba mieć nadzieję, nawet wbrew nadziei. Te słowa to kwintesencja tego wszystkiego, co się teraz dzieje z nami, z Ukrainą i światem. Trzeba mieć nadzieję. Podobnie pocieszająco w tych okolicznościach przebłyskiwały drobne gesty miłości i poświęcenia. Wolontariusze próbujący rozweselić smutne dzieci, policjanci – w pełnym rynsztunku – noszący na rękach niepełnosprawne osoby, a nawet spotkanie na peronie naszej ratowniczki i jej chłopaka, również wychowanka ostrołęckiej Nadziei, strażaka służącego obecnie w Krakowie. Nie mogli w tym roku pójść razem na studniówkę, a spotkali się przy pomaganiu potrzebującym. Wzruszające i dające nadzieję.

Grupa Nadzieja wróciła z Ukrainy, ale będzie pomagać dalej, prawda?

Będzie. Włączyliśmy się do wyposażenia ambulansu wysłanego przez jedną z białostockich firm do Kijowa, zbieramy pieniądze, za które kupujemy środki medyczne i wysyłamy je sprawdzonym kanałem do Lwowa. Obecnie staramy się także pomagać osobom znajdującym się na terenie województwa podlaskiego, zwłaszcza w ośrodkach prowadzonych przez Caritas. Nasze karetki i busy nieustannie transportują z granicy osoby mające problem z poruszaniem się - inwalidów czy kobiety w stanie błogosławionym. Takich kursów już kilka wykonaliśmy.

Jest też zbiórka finansowa. Każdy może wpłacać datki na konto stowarzyszenia.

Każdy kto chce może nas wesprzeć, ale jakoś szczególnie nie upominamy się o pieniądze. 15 lat istnienia Nadziei nauczyło mnie, że jeśli Bóg chce, żebyśmy gdzieś pomogli, to wszystko, co jest nam potrzebne, otrzymamy. Przecież to na Bożą chwałę i ratunek ludziom, więc możemy być o wszystko spokojni.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna