Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Republika Ściborska

Rafał Rusiecki [email protected]
Bieszczady Mazur, tak mówi o okolicach swego gospodarstwa Dariusz Morsztyn. Dzięki jego staraniom w Ściborkach koło Bań Mazurskich powstało najmniejsze państwo świata. Republika Ściborska ma czterech mieszkańców i żelazne zasady.

Przewracają turystykę do góry nogami. W programie atrakcji wczasowicz nie znajdzie u nich alkoholu, tytoniu, czy mięsnych posiłków. Zabraniają również używania na swoim gospodarstwie wulgaryzmów. Państwo Morsztynowie mieszkający w Ściborkach koło Bań Mazurskich postanowili stworzyć swoistą enklawę. Ten pomysł kiełkował dość długo w ich umysłach, ale dopiero po przeprowadzce w najdzikszy rejon Mazur zdecydowali się go zrealizować. Wspólnie powołali do życia Republikę Ściborską. Nazywają ją "miejscem pozytywnych energii".
Do 12-hektarowej Republiki najlepiej jest dojechać od strony Węgorzewa (30 km) albo od Gołdapi (35 km). Stąd już tylko rzut beretem do granicy kraju z Obwodem Kaliningradzkim. Młode państewko otacza niezurbanizowana okolica. Ze wschodu na gospodarstwo Morsztynów spoglądają Lasy Skaliskie. Po zachodniej stronie wznoszą się Góry Klewińskie. W okolicy można spotkać zupełnie opustoszałe mazurskie chaty, a nawet całe wsie. Gdzieniegdzie z wysokiej trawy wystaje zaniedbany krzyż, który kiedyś stał na rogatkach polnych dróg. Rzadkością nie są tutaj wilki. Jelenie zrzucają swoje poroże tuż obok nielicznych gospodarstw zamieszkanych jeszcze przez ludzi.
- Myślę, że w czwórkę koni nikt by mnie nie zaciągnął w inne miejsce w Polsce - śmieje się Dariusz Morsztyn, pomysłodawca i założyciel Republiki Ściborskiej. - Tutaj po raz pierwszy mam możliwość zrealizowania swojego marzenia. W okolicznych wsiach mieszkają "prawdziwi" ludzie, którzy nadal hodują zwierzęta. Wielu z nich wciąż podróżuje wozami konnymi. Co najważniejsze, architektura tych miejscowości nie poddała się próbie czasu i została niezmieniona.
Idea zrodziła się w dalekich Tatrach
Morsztyn jest założycielem i Wodzem Naczelnym Stowarzyszenia Harcerski Ruch Ochrony Środowiska im. św. Franciszka z Asyżu. Działając w harcerstwie, zapoznał się z biografią Andrzeja Małkowskiego, twórcy polskiego skautingu. Właśnie od niego przejął ideę powołania do życia małego państewka. Małkowski w 1914 roku dążył do utworzenia pierwszej formy niepodległego państwa polskiego w Tatrach. Miała to być Rzeczpospolita Podhalańska. Jego próby zniweczyło jednak odkrycie przez zaborcze wojska magazynu broni pod Nosalem. W okresie wojny oznaczało to karę śmierci. Rodzina Małkowskich zmuszona została do ucieczki z kraju. Z Zakopanego przedostali się do Wiednia, a następnie do Stanów Zjednoczonych. Skazany na wygnanie Andrzej zmarł kilka lat później na obczyźnie. Razem z nim obumarł pomysł założenia małego państewka.
Bez mała wiek później ambitnego przedsięwzięcia podjął się Dariusz Morsztyn. Długo szukał odpowiedniego miejsca. Próbował w Ubliku pod Orzyszem, jednak tam nie mógł znaleźć odpowiedniego klimatu dla swojego pomysłu.
Na Mazurach zaczyna brakować przyrody nienaruszonej przez człowieka
- Tamta część Mazur jest już zupełnie zagospodarowana turystycznie - przekonuje Dariusz Morsztyn, człowiek o wielu pasjach i zainteresowaniach. - Wszędzie można napotkać tabliczki z napisami: teren prywatny - wstęp wzbroniony. Trudno przejść również tuż nad brzegiem jeziora, bo zagradzają je wszelkiego rodzaju płoty. Poza tym w dużym procencie mieszkają tam ludzie o niskim poziomie kultury. Taka fala była nie do zniesienia. Niemały wpływ na naszą przeprowadzkę miała również przegrana kampania na rzecz utworzenia Orzyskiego Parku Krajobrazowego.
Decyzja mogła być tylko jedna - przeprowadzka. Rodzina Morsztynów zdecydowała się szukać ustronnego miejsca. Znalazła je w Ściborkach, które otaczają urokliwe kompleksy leśne. Wszystkim od razu przypadła do gustu. Żona głowy rodziny - Justyna oraz dwójka ich pociech - 2,5-letni Oleś i 5-letni Jaś, postanowili zamieszkać właśnie tutaj. Zaraz potem można było wprowadzić w życie plan o założeniu własnego państewka. Nie zapomnieli o ideach, które przyświecały Andrzejowi Małkowskiemu i postanowili zrealizować jego pomysł daleko na północy Polski.
Już od początku wiadomo było, że Republika Ściborska musi kierować się swoistymi zasadami. Nie wolno więc w niej spożywać alkoholu. Nie wolno tutaj palić tytoniu. Należy również wystrzegać się wulgarnych słów. Jakby tego było mało, Morsztynowie jako wegetarianie nie chcieli, aby w ich państewku jadło się mięso.
- W naszym kraju dominuje turystyka biesiadna - wyjaśnia pomysłodawca Republiki Ściborskiej. - Turyści wyjeżdżają nad jeziora, kupują ze sobą masę jedzenia oraz dwie skrzynki piwa i nie ruszają się z miejsca. Aktywni wczasowicze to u nas zdecydowana mniejszość. Właśnie tacy ludzie trafiają do nas. Ludzie, którzy wciąż szukają czegoś nowego, czegoś zupełnie innego. Nawet jeśli nasza oferta nie trafia do 90 procent społeczeństwa, to i tak warto się tym zajmować. Ci nieliczni są dla nas dużo bardziej potrzebni.
Ciekawskich nie brakuje
Żelazne zasady panujące w ściborskim państewku nie przypadają więc do gustu wszystkim. Trudno jednak w to uwierzyć, kiedy tuż przed bramą do domu Morsztynów parkuje dziennie po kilkanaście samochodów. Do leżącej na północnym krańcu Mazur Republiki zjeżdżają ciekawscy z całego kraju, od Bałtyku aż po mocno uprzemysłowiony Śląsk i Tatry.
Przyjezdnych już na początku witają tablice informacyjne zachęcające do odwiedzenia Republiki. Nie mogło też zabraknąć pomalowanych na biało-czerwono słupów granicznych. Po ich przekroczeniu trafia się w zupełnie inne miejsce. Założyciele państewka rozciągniętego na 12 hektarach dopięli swego i 14 lipca oficjalnie otworzyli granice.
- Chcemy, żeby ta formuła przetrwała jak najdłużej - tłumaczy Dariusz Morsztyn. - Mamy dużo znajomych o podobnych przekonaniach. Trudno jest znaleźć miejsce wolne od tytoniu. Dla mnie jest to nie do wytrzymania. Palacz nie jest w stanie tego zrozumieć i często się będzie podśmiewywał. Trzeba się nieźle naszukać, żeby znaleźć miejsce, w którym można zjeść wegetariańskie potrawy. Często zdarzało mi się dostać sałatkę warzywną, w której były na przykład skwarki.
Wybrali drogę pod prąd
Morsztynowie podkreślają, że nie robią nic złego. Chcą jedynie stworzyć miejsce, które będzie pozytywnie nastrajało innych. Przyznają jednak, że na tego typu pomysłach nie zarabia się dużo. Z pewnością mniej niż ci, którzy serwują swoim klientom alkohol i mięsne jadło.
- Możemy to zorganizować w indiańskim stylu - zastanawia się twórca Republiki Ściborskiej. - Rozłożymy stoły, zrobimy biesiadę bez żadnych ograniczeń. Przyniesiemy gościom mięcho i okrasimy to wielką ilością alkoholu. Ale nie tędy droga. Nie chcemy kompromisów. Robimy prekursorską rzecz. Robimy coś zupełnie odwrotnego.
Pomysłem bezalkoholowych i beztytoniowych imprez zaczynają się zarażać inni właściciele lokali gastronomicznych. Zaprzyjaźniony z Republiką Ściborską obiekt już zamienił swoje zasady i jak się okazało, nie musi narzekać na brak klientów.
Ściborki to nie tylko twarde zasady. Można tutaj również przyjrzeć się z bliska kulturze staropolskiej. W granicach Republiki znajduje się między innymi mazurska chata z unikatową na skalę kraju perełką. Zachowała się w niej tzw. "czarna izba", czyli pomieszczenie kuchenne bez okien. Zabito ją deskami tuż przed wyjazdem byłych gospodarzy domostwa i tak dotrwała nienaruszona do naszych czasów. Właśnie tutaj ma powstać muzeum ze zbiorami dorobku kulturalnego okolicznej ludności. Pierwszym eksponatem będą wykopane 200 metrów od domu skamieliny rogu renifera.
Oprócz typowo mazurskich przedmiotów można się również zapoznać z kulturami tubylczymi: eskimoskimi i indiańskimi. Ich prezentacja dostępna jest na specjalnie przystosowanym do tego strychu stodoły. Turyści mogą sprawdzić swoje umiejętności strzeleckie celując z łuku do tarcz lub rzucając toporkiem. Zamiast namiotu mogą spędzić noc w jednym z kilku tipi. W takiej scenerii najszybciej nauczą się indiańskiego tańca i śpiewu. Miłośników Dzikiego Zachodu czekają lekcje płukania złota. Natomiast ci, którzy chcą odwiedzić Republikę zimą, mogą zwiedzić okolice Ściborek jadąc w zaprzęgu złożonym z 12 psów.
- Zawsze lubiłem rzeczy elitarne - przyznaje Dariusz Morsztyn, nauczyciel wychowania fizycznego, mors, indianista oraz biegacz długodystansowy. - Turystyka na Mazurach w okresie zimowym praktycznie nie istnieje. Latem zarabia się tutaj największe pieniądze. We wrześniu zamyka się ośrodki na klucz, spuszcza wodę z kaloryferów i wraca się dopiero w kwietniu. Republika Ściborska nie jest jedynie pomysłem komercyjnym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna