Jak wskazują eksperci, kilkadziesiąt lat temu silniki rzeczywiście potrzebowały rozgrzania zanim auto ruszyło w drogę przy ostrym mrozie. M.in. dlatego, że oleje miały wysoką lepkość i nie zawsze wystarczającą płynność dostosowaną do niskich temperatur. Troska o kondycję silnika była więc jak najbardziej uzasadniona. Dodatkowo układ wentylacji nie pozwalał skutecznie usunąć pary czy szronu z szyby, więc bezpieczniej było rozgrzać wnętrze i odparować wilgoć przed jazdą.
To jednak przeszłość, zwłaszcza jeśli mówimy o samochodach wyprodukowanych po 2000 roku. Wyposażone w układ wtryskowy, katalizator, a często filtr cząstek stałych wręcz nie przepadają za rozgrzewaniem na postoju. Po uruchomieniu silnika warto odczekać kilka sekund, by olej rozprowadzić po całym układzie. Na przykład tyle, ile zajmuje zapięcie pasów. Ponadto obecnie układy wentylacji z klimatyzacją szybko i sprawnie załatwiają problem parowania szyb.
- Długie rozgrzewanie silnika na postoju w samochodach z wtryskiem i elektronicznym zapłonem nie ma żadnego uzasadnienia – mówi Adam Lehnort, ekspert sieci ProfiAuto. – Silnik dużo szybciej i przede wszystkim w optymalnych dla niego warunkach rozgrzeje się w czasie jazdy. Natomiast faktem jest, że nim osiągnie temperaturę roboczą, nie warto ostro przyspieszać. Należy dać mu kilka minut, choć zimą najlepiej wcale tego nie robić – dodaje ekspert.
Polski przemysł motoryzacyjny, szanse i zagrożenia - debata
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?