Choć sanepid zakazał handlu dopalaczami, właściciel białostockiego sklepu "Zielarze z Biskupina" przy ul. Warszawskiej kontynuował wysyłkową sprzedaż używek przez internet i na telefon - twierdzi prokuratura. Wczoraj ruszył proces w tej sprawie.
Na ławie oskarżonych zasiedli 23-letni Bernard T. (właściciel sklepu) oraz jego współpracownik - 41-letni Sebastian J. Żaden z nich nie przyznał się do winy.
- Na stronie internetowej wszystkie towary zostały "wyzerowane". Nie mogłem realizować żadnych zamówień, ponieważ cały towar został skonfiskowany przez Główny Inspektorat Sanitarny - zapewniał oskarżony Bernard T. w swoich szczegółowych wyjaśnieniach - Zamówienia złożone wcześniej zostały wstrzymane.
GIS wydał decyzję o zamknięciu sklepu na początku października ub.r. Od tamtej pory "Zielarze z Biskupina" nie funkcjonują. Bernard T. uważa, że jego biznes padł z powodu nagonki na "dopalacze", podczas gdy sprzedawane przez niego kadzidełka i mieszanki ziołowe nie zagrażały niczyjemu życiu i zdrowiu, a z nielegalnymi substancjami nie miały nic wspólnego.
Zeznał też, że to jego nieformalny wspólnik, Sebastian J. dysponował numerem telefonu, pod który dzwonili kontrahenci i on przygotowywał paczki do wysyłki.
J. odmówił odpowiedzi na pytania. Stwierdził, że niezrozumiałe jest dla niego, dlaczego do sądu został skierowany akt oskarżenia za posiadanie środków, które można legalnie kupić w sklepie. Odniósł się w ten sposób do drugiego z zarzutów prokuratury - posiadania środków odurzających w postaci dopalaczy, które policja znalazła w mieszkaniu oskarżonego.
Obu mężczyznom grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?