Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samobójstwa w regionie. Ratunku! Zaraz będę się wieszał

Helena Wysocka
Ludzie informują o samobójczych planach, bo są pełni paradoksu. Chcą i jednocześnie nie chcą się zabić. A w takiej sytuacji o ich życiu może przesądzić byle drobiazg.
Ludzie informują o samobójczych planach, bo są pełni paradoksu. Chcą i jednocześnie nie chcą się zabić. A w takiej sytuacji o ich życiu może przesądzić byle drobiazg. Archiwum
Marcina policjanci szukali całą noc. Bo groził, że się zabije. A Krzysztofowi zdjęli pętlę z szyi. On też zadzwonił na numer alarmowy i powiedział, że zbrzydło mu życie.

Co roku w naszym regionie ponad 200 osób próbuje popełnić samobójstwo. Cześć desperatów swoje plany zdradza rodzinie, przyjaciołom, albo policji. Woła o pomoc, albo chce coś ugrać. - To ludzie pełni paradoksu, bo i chcą skończyć ze sobą, i nie chcą - uważa Bogdan Wieczorek, psychiatra z Suwałk.

Chcą, bo nie radzą sobie z problemami, buntują się, są niezadowoleni z tego, co dzieje się w ich otoczeniu, albo z tego, co osiągnęli. Czasem czują się odtrąceni, niepotrzebni, niechciani.

- Oceniam tak: jeśli człowiek nawet przez chwilę ma myśli samobójcze, to znaczy, że dotyka go jakiś problem - dodaje Wieczorek. - A jeśli tak, to drobiazg może przesądzić o jego życiu bądź śmierci.

Raz zdążą, raz - nie

Krzysztof mieszka w podaugustowskiej wsi. Nie pracuje, ma 23 lata i raczej marne perspektywy na dostatnie życie. Wprawdzie rodzice posiadają niewielkie, kilkuhektarowe gospodarstwo rolne, ale kokosów z tego nie ma. I trudno się dziwić, bo rolników częściej widać w monopolowym sklepie, niż w polu.

- W tym domu nie raz nie ma co włożyć do garnka - opowiadają we wsi. - Bieda aż piszczy.

Niedawno Krzysztof chciał ze sobą skończyć. Postanowił zabić się w swoim domu. W betonowy strop wbił metalowy hak, a na nim zawiesił gruby sznur. Taki, którym od lat krępował nogi krowie, gdy chciał ją wydoić. Ale wcześniej zadzwonił na policję. Powiedział jak się nazywa, gdzie mieszka i co planuje. Dodał, że będzie wieszał się w piwnicy. Tej, do której prowadzą betonowe schody, od strony podwórka. Kilkanaście minut później, gdy policyjny radiowóz na sygnale wpadł na posesję, Krzysztof właśnie zakładał pętlę na szyję. Funkcjonariusze przecięli sznur i odwieźli desperata do szpitala psychiatrycznego. Lekarze obserwowali go przez kilka dni, a później wypisali do domu. Można się było spodziewać, że za jakiś czas historia się powtórzy.

- To nie była pierwsza próba samobójcza tego pana - potwierdza Paweł Jakubiak, oficer prasowy augustowskiej komendy. - Interweniowaliśmy już trzykrotnie! Na szczęście, za każdym razem zdążyliśmy.

Parę razy wzywał policjantów także mieszkaniec podsejneńskiej wsi. Miał około 40 lat, mieszkał samotnie. Pracował, nieźle zarabiał. We wsi mówią, że brakowało mu tylko ptasiego mleka, no i szczęścia do kobiet. W okolicy nie mógł znaleźć sobie żony, choć bardzo się starał.

- Jak tylko którąś przywiózł do domu, to oskubała go z pieniędzy i zostawiła - opowiada starsza kobieta z sąsiedztwa. - Za ufny był. Myślał chyba, że jak sam jest uczciwy, to inni też nie potrafią skrzywdzić.

Brak panny, czy jakiś inny niedostatek spowodował, że Krzysztof zrobił się markotny. Mówił sąsiadom, że żyć mu się nie chce, że nie chce siedzieć w czterech ścianach. A z drugiej strony sam stronił od ludzi.

Trzy, czy cztery razy stawiał na nogi sejneńską policję: - Dzwonił i informował, że odbierze sobie życie - wspomina Ewa Bednarska z komendy w Sejnach. - Wskazywał miejsce, gdzie się znajduje. Dyżurny zagadywał go, rozpytywał co się dzieje, a w międzyczasie wysyłał patrol...

Za każdym razem policjanci odwozili desperata na komendę, albo do szpitala, gdzie spędzał najczęściej jedną noc. Ale historia sejnianina nie ma happy-endu. Którejś nocy funkcjonariusze zajechali za późno. Trudno powiedzieć dlaczego. Może był korek na drodze, a może nie było wolnego patrolu... Fakt, że nie zdążyli pomóc.

Tragicznie zakończyła się też historia mężczyzny, który w jednym z aresztów w naszym regionie odbywał kilkuletnią karę więzienia. Znudziła mu się cela i wymyślił sobie, że poleży trochę w szpitalu. Ale to nie było takie proste. Na zawołanie bowiem trudno jest zachorować. Wykombinował więc, że podejmie próbę samobójczą (w takich przypadkach zawsze zabierają na szpitalny oddział - dop. aut.) tuż przed codziennymi oględzinami celi. Pewnego dnia przygotował się i czekał. Wszystko miał policzone, co do minuty! Gdy usłyszał zgrzyt klucza w zamku, założył pętlę na szyję. Pech chciał, że strażnik nie otworzył drzwi, jak to zwykle czynił, bo... ktoś do niego zadzwonił. Gdy kilka minut później wszedł do celi, więzień był już martwy.

- Można powiedzieć, że doskonały, jakby mogło się wydawać, plan zawiódł - dodaje Wieczorek. - Jego skutki były tragiczne.

Szukali igły w stogu siana

Marcin pochodzi z Białegostoku. W stolicy Podlasia ma pracę, mieszkanie i narzeczoną, o którą jest piekielnie zazdrosny. Z tego też powodu często dochodzi między nimi do sprzeczek. Sylwestrową noc mieli spędzić u znajomych. I wszystko byłoby dobrze, gdyby kobieta ubrała się skromnie. Ale uparła się, że założy kusą, błyszczącą sukienkę. Marcin się wkurzył, trzasnął drzwiami i wyszedł z domu. Chwilę później wysłał do kobiety smsa: więcej mnie już nie zobaczysz. Jadę do Augustowa, skończę ze sobą.

Partnerka natychmiast przekazała tę wiadomość dyżurnemu białostockiej policji, a ten postawił na nogi funkcjonariuszy w grodzie nad Neckiem.

- Krążyliśmy ulicami miasta, zaglądaliśmy w bramy i do pubów - wspominają policjanci. - To było szukanie igły w stogu siana. Mężczyzna miał wyłączony telefon. Nie mieliśmy nawet pewności, czy faktycznie dojechał do Augustowa, czy też bawi się w rodzinnym mieście.

Ale mimo to, akcja trwała całą noc. Nad ranem jeden z funkcjonariuszy postanowił „wskoczyć” do domu po cieplejsze ubranie. Poszukiwania miały być kontynuowane.

- Idąc bulwarami zauważyłem wysokiego mężczyznę - wspomina. - Chwiał się na nogach, był kompletnie pijany. W ręku trzymał butelkę z resztkami alkoholu. Przypominał zaginionego, więc go zagadnąłem.

Nie stronił od pogawędki. Przyznał, że jest białostoczaninem i że chce się zabić. Ale nie natychmiast, bo wcześniej musi dopić alkohol. Oczywiście, ani nie opróżnił butelki, ani nie wskoczył do lodowatej Netty, bo wylądował w augustowskiej komendzie.

Z powodu kłótni samobójstwo chciał też popełnić, a przynajmniej tak zapowiadał, suwalczanin Rafał. Jego partnerka zaalarmowała policję. Ale nie miała pojęcia, dokąd zraniony narzeczony się udał.

- Skontaktowaliśmy się z tym mężczyzną telefonicznie i ustaliliśmy, że przemieszcza się w kierunku Bakałarzewa - wspomina Eliza Sawko z KMP w Suwałkach. - Podjęliśmy poszukiwania.

Nie były łatwe. Rafał wyłączył telefon, trudno było ustalić, gdzie się znajduje. Po kilku godzinach policjanci zorientowali się, że jest w rejonie Olecka. Do poszukiwań zostali więc włączeni tamtejsi policjanci. A kolejnego dnia rano okazało się, że mężczyzna telefonuje z okolic Gołdapi. Więc i tamci mundurowi zaczęli rozglądać się za desperatem. A ten jakby zapadł się pod ziemię. Czy w końcu się znalazł?

- Po kilkunastu godzinach poszukiwań... sam przyszedł na komendę - śmieją się funkcjonariusze. - Krzyczał, żebyśmy przestali go nękać i bez przerwy wydzwaniać. Groził, że nas załatwi.

Jest jak bomba z opóźnionym zapłonem. I Kiedyś wybuchnie

Szczęśliwie zakończyła się też historia ełczanina, który kilka miesięcy temu powiadomił dyżurnego policji, że połknął duże ilości tabletek. - Mężczyzna po tej wiadomości natychmiast się rozłączył i nie odbierał kolejnych telefonów - opowiada Agata Kulikowska de Nałęcz z KPP w Ełku.

Dyżurny nie ustępował. W końcu, po wielu próbach udało mu się połączyć z desperatem, ale ten nie był skłonny do zwierzeń. Nie chciał powiedzieć, ani gdzie mieszka, ani jakie tabletki zażył. - Policjant nie dawał mu spokoju. Uspokajał, nie chciał dopuścić do tego, by ów pan zasnął - dodaje rozmówczyni. - Jednocześnie ustalał, gdzie mężczyzna może się znajdować.

W końcu udało się go namierzyć. Gdy dotarli do domu ełczanina, ten był już nieprzytomny. Policjanci udzielili mu pierwszej pomocy i wezwali karetkę pogotowia, która odwiozła mężczyznę do szpitala. Opuścił go kilka dni później.

- To stereotyp, że osoba, która informuje o samobójczym planie nie chce go zrealizować - mówi Bogdan Wieczorek. - Moim zdaniem, tego typu deklaracja to stan nagły. Trudno jest oszacować, na ile jest poważny. Dlatego do każdego przypadku trzeba podchodzić bardzo serio.

Psychiatra mówi, że człowiek z myślą samobójczą jest jak tykająca bomba z opóźnionym zapłonem. Nigdy nie wiadomo, kiedy wybuchnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna