Kiedy Słowik jedzie swoim opelkiem ulicami Białegostoku, nie ma osoby, która by się za nim nie obejrzała. Robi większe wrażenie niż piękna kobieta.
Bo i jest co podziwiać: opelek odrestaurowany jak się patrzy, błyszczy świeżutkim, bordowokremowym lakierem. A do tego jak trąbi! Jego klakson wydaje niezwykły dźwięk, który jako żywo przypomina... ryczenie krowy.
- Takie właśnie dźwięki wydawały samochody produkowane w latach 30-tych XX wieku. Czasami można je jeszcze usłyszeć w przedwojennych filmach - wyjaśnia Czesław Słowikowski, nazywany Słowikiem.
A jego opel P4 został wyprodukowany w roku 1930. Pan Czesław, odnawiając go, włożył całe serce i długie godziny pracy w to, żeby jak najmniej było w nim nowoczesności. Uparł się nawet na trawę morską do wypełniania siedzeń - tak, jak to robiono przed laty - zamiast współczesnych gąbek.
- Dlatego teraz w opelku jeździ się w podskokach, tak, jakby się siedziało na sprężynowym tapczanie - śmieje się Słowik.
W garażu Czesława Słowikowskiego stoi jeszcze jedno motoryzacyjne cacko - fiat 1100 z 1937 roku. Trudno go nie zauważyć, bo pomalowany jest na czerwonolandrynkowy kolor. A kiedy skręca, z boków wysuwają się czarne skrzydełka-kierunkowskazy i mrugają czerwonymi światełkami. To również relikt motoryzacji z lat 30.
- Ale jaki piękny, prawda?- zachwyca się pan Czesław. Tym fiatem to mogę jechać nawet w dłuższą trasę, np. na jakiś motoryzacyjny zlot. Ale opelkiem to jeżdżę już tylko po Białymstoku, bo więcej jak 50 km/h to staruszek nie pojedzie...
No i nie ma też mowy, żeby ktoś inny - poza panem Czesławem - mógł usiąść za jego kierownicą.
- Model ten ma bowiem bardzo skomplikowaną skrzynię biegów: biegi zmienia się na tzw. podwójnym wysprzęgleniu, bo nie ma synchronizatorów - wyjaśnia Słowik.
Opelek jest zresztą wpisany do rejestru pojazdów zabytkowych - informuje o tym nawet specjalny znaczek na rejestracji pojazdu. Dla pana Czesława oznacza to tyle, że nie może go wywieźć za granicę, bo jest on... dobrem narodowym.
- Trzeba by zdobywać specjalne zezwolenia, a gdybym go za granicą sprzedał, musiałbym zapłacić państwu polskiemu pięć razy więcej niż jest wart - wyjaśnia.
A ile jest wart? Tego już pan Czesław nie chce zdradzić. Dla niego, bowiem, to auto jest absolutnie bezcenne. Choć na jego podwórku stoją jeszcze inne samochody i kilka motorów.
- Ja jestem kolekcjonerem, a nie handlarzem - wyjaśnia. - Prawdziwy kolekcjoner swoich zabawek nie sprzedaje, tylko przekazuje potomstwu.
Co rok to prorok
Motoryzacją interesuje się, odkąd pamięta.
- Jak tylko nogi zaczęły mi dosięgać do pedałów, a ręce do kierownicy, zacząłem jeździć na rowerze - wspomina. - Pamiętam pierwszy rower, który kupili mi rodzice: słynny polski rower Popularny. Ale zaraz potem zacząłem każde swoje kieszonkowe odkładać na motorower: Simsona. Kupiłem go już w VII klasie podstawówki - wbrew woli rodziców.
Z roku na rok jego pasja rozkwitała. W swoim garażu miał wszystkie pojazdy dostępne na rynku RWPG. Dziesięć lat temu zaś kupił sobie simsona SR2, takiego samego jak ten, którego miał w 1966.
- Żeby przypominał mi o korzeniach mojej motoryzacyjnej pasji - tłumaczy.
Pierwszy samochód zaś kupił sobie w roku 1970. Był to angielski standard 8. Od tamtej pory samochody zmieniał jak przysłowiowe rękawiczki.
- Miałem ich tyle, ile mam lat - śmieje się. - A stuknęło mi już 56 wiosen. Samochody zmieniam co roku, ale np. w tym roku miałem już cztery: i peugeota, i renaulta, i mercedesa, i toyotę.
Zawsze jednak kupuję samochody używane. I zawsze, gdy przyprowadzam takie auto do domu, żona śmieje się, że ma mnie na pięć dni z głowy. Wie, że tyle czasu będę siedział w garażu, żeby doprowadzić samochód do stanu używalności.
Nic bowiem nie daje mi tyle szczęścia, jak moment, kiedy stary samochód znowu odpala i rusza. Wtedy czuję się jak ktoś, kto dał mu drugie życie. To jak przesunięcie w czasie. Skok o całą epokę w przeszłość.
Bo historia kołem się toczy
Zresztą, tyczy się to nie tylko zabytkowych aut. Spacer po podwórku Czesława Słowikowskiego to jak niezwykła podróż w czasie. Stolik przed domem został zbudowany na metalowej konstrukcji starej maszyny do szycia. W garażu stoją zabytkowe motory, na półkach piętrzą się piękne zegary i stare radia, telefony i lampy naftowe, a ściany aż uginają się od zabytkowych rejestracji samochodowych.
Wszędzie porozstawiane są kaski, koła, felgi, kanistry od benzyny, opony. Co więcej, w niektórych oponach wkomponowane są nawet zabytkowe zegary...
- Historia kołem się toczy - pan Czesław powtarza co kilka minut. - Lubię przedmioty z duszą i przyjaźnię się z ludźmi, którzy mają podobne pasje.
Razem z nimi w 1993 r. założył w Białymstoku Stowarzyszenie Moto Retro. Co roku organizują kilkudniowe Zloty Pogoni.
- I kiedy tak jedziemy przez kilka dni podlaskimi szosami w szpalerze zabytkowych aut, to, rzeczywiście, jakby czas przeszły się do nas uśmiechał - rozmarza się Czesław.
I cieszy się, że z roku na rok na ulicach naszego kraju przybywa zabytkowych pojazdów.
- Teraz takie samochody robią się modne. Coraz więcej osób je kupuje! - mówi. - Tylko w ostatnim roku w stolicy Podlasia pojawiło się 15 zabytkowych aut, a będzie ich jeszcze więcej. Ot, chociażby mój znajomy, też kolekcjoner, ściąga właśnie na statku z USA zabytkowego rolls-royce'a z limitowanej serii.
I prawdę mówiąc, już się nie mogę doczekać, kiedy będę mógł się tym cackiem przejechać. A jazda zabytkowym autem to coś pięknego... Wszyscy zwracają uwagę na piękny pojazd z poprzedniej epoki. A kiedy jadę współczesnym samochodem, to żeby ktoś był łaskaw mnie dostrzec, chyba musiałbym go stuknąć...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?