Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samochody zmienia jak rękawiczki

Dorota Naumczyk
Fiat 1100 z 1937 r. zwraca uwagę kolorem i niezwykłymi kierunkowskazami, które przy skręcaniu wysuwają się z boków auta i mrugają czerwonymi światełkami. Opel z 1930 r. zaś ma taki klakson jak... "muczenie” krowy.
Fiat 1100 z 1937 r. zwraca uwagę kolorem i niezwykłymi kierunkowskazami, które przy skręcaniu wysuwają się z boków auta i mrugają czerwonymi światełkami. Opel z 1930 r. zaś ma taki klakson jak... "muczenie” krowy. A. Zgiet
Słowik miał już w swoim życiu tyle samochodów, ile ma lat. A przeżył już 56 wiosen. Jednak jego ulubione auta są od niego dużo, dużo starsze. Bordowy opelek zaraz będzie obchodził 80. urodziny. Landrynkowy fiat zaś już skończył 70 lat.

Kiedy Słowik jedzie swoim opelkiem ulicami Białegostoku, nie ma osoby, która by się za nim nie obejrzała. Robi większe wrażenie niż piękna kobieta.

Bo i jest co podziwiać: opelek odrestaurowany jak się patrzy, błyszczy świeżutkim, bordowokremowym lakierem. A do tego jak trąbi! Jego klakson wydaje niezwykły dźwięk, który jako żywo przypomina... ryczenie krowy.

- Takie właśnie dźwięki wydawały samochody produkowane w latach 30-tych XX wieku. Czasami można je jeszcze usłyszeć w przedwojennych filmach - wyjaśnia Czesław Słowikowski, nazywany Słowikiem.

A jego opel P4 został wyprodukowany w roku 1930. Pan Czesław, odnawiając go, włożył całe serce i długie godziny pracy w to, żeby jak najmniej było w nim nowoczesności. Uparł się nawet na trawę morską do wypełniania siedzeń - tak, jak to robiono przed laty - zamiast współczesnych gąbek.

- Dlatego teraz w opelku jeździ się w podskokach, tak, jakby się siedziało na sprężynowym tapczanie - śmieje się Słowik.

W garażu Czesława Słowikowskiego stoi jeszcze jedno motoryzacyjne cacko - fiat 1100 z 1937 roku. Trudno go nie zauważyć, bo pomalowany jest na czerwonolandrynkowy kolor. A kiedy skręca, z boków wysuwają się czarne skrzydełka-kierunkowskazy i mrugają czerwonymi światełkami. To również relikt motoryzacji z lat 30.

- Ale jaki piękny, prawda?- zachwyca się pan Czesław. Tym fiatem to mogę jechać nawet w dłuższą trasę, np. na jakiś motoryzacyjny zlot. Ale opelkiem to jeżdżę już tylko po Białymstoku, bo więcej jak 50 km/h to staruszek nie pojedzie...

No i nie ma też mowy, żeby ktoś inny - poza panem Czesławem - mógł usiąść za jego kierownicą.

- Model ten ma bowiem bardzo skomplikowaną skrzynię biegów: biegi zmienia się na tzw. podwójnym wysprzęgleniu, bo nie ma synchronizatorów - wyjaśnia Słowik.

Opelek jest zresztą wpisany do rejestru pojazdów zabytkowych - informuje o tym nawet specjalny znaczek na rejestracji pojazdu. Dla pana Czesława oznacza to tyle, że nie może go wywieźć za granicę, bo jest on... dobrem narodowym.

- Trzeba by zdobywać specjalne zezwolenia, a gdybym go za granicą sprzedał, musiałbym zapłacić państwu polskiemu pięć razy więcej niż jest wart - wyjaśnia.
A ile jest wart? Tego już pan Czesław nie chce zdradzić. Dla niego, bowiem, to auto jest absolutnie bezcenne. Choć na jego podwórku stoją jeszcze inne samochody i kilka motorów.

- Ja jestem kolekcjonerem, a nie handlarzem - wyjaśnia. - Prawdziwy kolekcjoner swoich zabawek nie sprzedaje, tylko przekazuje potomstwu.

Co rok to prorok

Motoryzacją interesuje się, odkąd pamięta.

- Jak tylko nogi zaczęły mi dosięgać do pedałów, a ręce do kierownicy, zacząłem jeździć na rowerze - wspomina. - Pamiętam pierwszy rower, który kupili mi rodzice: słynny polski rower Popularny. Ale zaraz potem zacząłem każde swoje kieszonkowe odkładać na motorower: Simsona. Kupiłem go już w VII klasie podstawówki - wbrew woli rodziców.

Z roku na rok jego pasja rozkwitała. W swoim garażu miał wszystkie pojazdy dostępne na rynku RWPG. Dziesięć lat temu zaś kupił sobie simsona SR2, takiego samego jak ten, którego miał w 1966.

- Żeby przypominał mi o korzeniach mojej motoryzacyjnej pasji - tłumaczy.
Pierwszy samochód zaś kupił sobie w roku 1970. Był to angielski standard 8. Od tamtej pory samochody zmieniał jak przysłowiowe rękawiczki.

- Miałem ich tyle, ile mam lat - śmieje się. - A stuknęło mi już 56 wiosen. Samochody zmieniam co roku, ale np. w tym roku miałem już cztery: i peugeota, i renaulta, i mercedesa, i toyotę.

Zawsze jednak kupuję samochody używane. I zawsze, gdy przyprowadzam takie auto do domu, żona śmieje się, że ma mnie na pięć dni z głowy. Wie, że tyle czasu będę siedział w garażu, żeby doprowadzić samochód do stanu używalności.

Nic bowiem nie daje mi tyle szczęścia, jak moment, kiedy stary samochód znowu odpala i rusza. Wtedy czuję się jak ktoś, kto dał mu drugie życie. To jak przesunięcie w czasie. Skok o całą epokę w przeszłość.

Bo historia kołem się toczy

Zresztą, tyczy się to nie tylko zabytkowych aut. Spacer po podwórku Czesława Słowikowskiego to jak niezwykła podróż w czasie. Stolik przed domem został zbudowany na metalowej konstrukcji starej maszyny do szycia. W garażu stoją zabytkowe motory, na półkach piętrzą się piękne zegary i stare radia, telefony i lampy naftowe, a ściany aż uginają się od zabytkowych rejestracji samochodowych.

Wszędzie porozstawiane są kaski, koła, felgi, kanistry od benzyny, opony. Co więcej, w niektórych oponach wkomponowane są nawet zabytkowe zegary...

- Historia kołem się toczy - pan Czesław powtarza co kilka minut. - Lubię przedmioty z duszą i przyjaźnię się z ludźmi, którzy mają podobne pasje.

Razem z nimi w 1993 r. założył w Białymstoku Stowarzyszenie Moto Retro. Co roku organizują kilkudniowe Zloty Pogoni.

- I kiedy tak jedziemy przez kilka dni podlaskimi szosami w szpalerze zabytkowych aut, to, rzeczywiście, jakby czas przeszły się do nas uśmiechał - rozmarza się Czesław.

I cieszy się, że z roku na rok na ulicach naszego kraju przybywa zabytkowych pojazdów.

- Teraz takie samochody robią się modne. Coraz więcej osób je kupuje! - mówi. - Tylko w ostatnim roku w stolicy Podlasia pojawiło się 15 zabytkowych aut, a będzie ich jeszcze więcej. Ot, chociażby mój znajomy, też kolekcjoner, ściąga właśnie na statku z USA zabytkowego rolls-royce'a z limitowanej serii.

I prawdę mówiąc, już się nie mogę doczekać, kiedy będę mógł się tym cackiem przejechać. A jazda zabytkowym autem to coś pięknego... Wszyscy zwracają uwagę na piękny pojazd z poprzedniej epoki. A kiedy jadę współczesnym samochodem, to żeby ktoś był łaskaw mnie dostrzec, chyba musiałbym go stuknąć...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna