Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąsiad zagląda mi kamerą w okna, czyli o granicach prywatności

Izabela Krzewska
- Odkąd sąsiad zainstalował kamerę, musieliśmy szczelnie zakleić okna - mówią państwo Lucyna i Andrzej Janel
- Odkąd sąsiad zainstalował kamerę, musieliśmy szczelnie zakleić okna - mówią państwo Lucyna i Andrzej Janel Andrzej Zgiet
- Nie pisałam się na udział w reality show - mówi Lucyna Baczewska-Janel. Sprawę zgłosiła na policję. - Ja tylko chcę chronić swoją posesję i rodzinę - tłumaczy sąsiad Krzysztof Zaremba. Konflikt między mieszkańcami dwóch domów trwa od lat. Co jakiś czas spotykają się w sądzie.

Wieś położona jest kilka kilometrów od Białegostoku. Żwirowa uliczka na skraju lasu. - Otoczenie jest piękne, jak na Mazurach. Zawsze marzyliśmy o takim domku z ogródkiem - mówi Lucyna Baczewska-Janel. - Miało być sielsko, anielsko... Kupiliśmy działkę z rozpoczętą budową domu. Ale, jak się później okazało, z trudnym sąsiadem w pakiecie...

Państwo Janel blisko 10-arową posesję kupili zimą 2005 r. Gdy śnieg stopniał, uprzątnęli działkę. Opowiadają, że zaraz potem przy ogrodzeniu od strony posesji pana Zaremby, zaczęły pojawiać się śmieci. Później ruszyła seria kolejnych podejrzanych zdarzeń.

- W nocy sąsiad umyślnie włączał swój zraszacz i moczył nasze ściany. Przez rok nie mogliśmy położyć na domu elewacji! - wspomina pani Lucyna. - Albo przyjeżdżamy na działkę, a tu przy płocie leżą skórki od bananów, a na moich oczach sąsiad z uśmiechem na ustach wyrzuca psie odchody z szufelki ...

Lucyna opowiada, jak przyłapała sąsiada na gorącym uczynku, kiedy ten przez otwór w ogrodzeniu przeciągnął szlauch i zalewał ich podwórko. Na jej widok, próbował szlauch wciągnąć, ale go przytrzymała i wezwała policję. Nie pierwszy i nie ostatni raz.

Część spraw trafiała do sądów. Od 2008 r. było ich na pewno kilka, a rozpraw dziesiątki. Była m.in. sprawa o odprowadzanie wód opadowych, o złośliwe wystawianie przy płocie własnej posesji wiadra z psimi odchodami...

- To była stara farba - tłumaczy w rozmowie z nami sąsiad Krzysztof Zaremba. - Poza tym, jaka w tym logika? Przecież to mnie bardziej doskwierałby smród.

W końcu do ustawienia wiader przyznał się... brat Krzysztofa, a tym samym sąd oczyścił sąsiada z zarzutów. Tym bardziej, że Krzysztof udowodnił, że w tym czasie był w Białymstoku.

Ale na tym sąsiedzkie zatargi się nie zakończyły.- Państwo Janel mieli kolejne pretensje. A to że celowo kieruję na ich dom dym z paleniska, a to że mój pies nie szczepiony, że palimy śmieci, że nie mamy kosza, że martwą mysz wrzuciliśmy na ich posesję... - wymienia jednym tchem pan Krzysztof. - Ci ludzie pozywają nas o wszystko i do wszystkich: na policję, straż pożarną, inspekcję budowlaną... Przegrywają w pierwszej instancji, odwołują się i znów przegrywają. Może to świadczyć o tym, że nie dowierzają sądom, uważając, że prawo powinno zawsze stać po ich stronie.

Obie rodziny przez lata sporów zgromadziły stosy teczek z dokumentacją. W 2011 r. państwo Janel złożyli skargę, że sąsiad wybudował wiaty zbyt blisko ich domu (sprawa jest w NSA) i składuje w nich drewno niezgodnie z przepisami przeciwpożarowymi.

- Wiaty zostały wybudowana legalnie - oświadcza żona Krzysztofa, Ewa Zaremba.

Co do składowania opału: ani komenda miejska, ani wojewódzka nie zauważyły naruszenia przepisów. Sprawa otarła się aż o Komendę Główną Straży Pożarnej, która ostatecznie uznała, że jednostki jej podległe faktycznie nie wzięły pod uwagę "ustalenia parametru gęstości obciążenia ogniowego", na podstawie którego określane są odległości między obiektami. A to miało zasadniczy wpływ na rozstrzygnięcie sprawy. Pan Zaremba w końcu zabrał opał.

- Wszyscy na wsi dookoła trzymają drewno w wiatach, prócz mnie - ironizuje 50-latek. Broniąc się przed zarzutami, w piśmie do strażaków sugerował, że w takim razie powinno się kontrole przeprowadzić u każdego mieszkańca tej wsi. - Może nie są świadomi zagrożenia jakie stwarzają - dodaje Krzysztof Zaremba.

Jako że najlepszą obroną jest atak, i z jego strony zaczęły w końcu płynąć donosy na najbliższych sąsiadów. A to, że nastoletni syn państwa Janel jest zdemoralizowany i jeździ samochodem bez prawa jazdy. A to, że sąsiedzi ukradli szmatę, którą była osłonięta jego wiata. A to, że pani Lucyna stwarza zagrożenie pożarowe, bo chodzi z zapalonym papierosem przy jego ogrodzeniu, a w pobliżu wiat wyrzuca niedopałki. Jednak wszystkie sprawy kończyły się umorzeniem. Po kościach rozeszła się też sprawa zniszczenie aparatu fotograficznego, które 55-letniej sąsiadce zarzucił Krzysztof Zaremba.

- Szłam wzdłuż płotu z 12-letnim wtedy synem, gdy pan Zaremba nagle wynurzył się zza ogrodzenia nad naszymi głowami (jego posesja leży na nasypie - przyp. red.) i robił mi zdjęcia, a jego żona rzucała w nas kamieniami. Każda matka w obliczu takiej sytuacji zachowuje się jak zwierzę. Zasłoniłam syna i sypnęłam piaskiem - relacjonuje pani Lucyna.

Oczywiście wersja tych zdarzeń jest, według sąsiadów, zupełnie inna. Prokuratura umorzyła jednak dochodzenie. W odpowiedzi za zażalenie podkreśliła, że kobieta nie zrobiła tego umyślnie, broniła dziecka. Całe to zdarzenie Mateusz Janel mocno przeżył.

- Przestraszyłem się mocno, płakałem. Potem długo nie chciałem przyjeżdżać na działkę, chodziłem do psychologa - opowiada 18-letni dziś licealista.

Wspomina też sceny, kiedy jako dziecko bawił się na podwórku i był bez powodu wyzywany przez Ewę Zarembę od durniów i idiotów. Sam też był świadkiem, jak złośliwy sąsiad włączał zraszacz, kiedy jego mama akurat pieliła przy ogrodzeniu chwasty.

- Mama została oblana wodą, a on się śmiał. Robił to celowo - nie ma wątpliwości Mateusz.

Państwo Janel podkreślają, że lista tego typu niewybrednych "żartów" jest dużo dłuższa. Chociażby jak ten, gdy pan Andrzej stał na rusztowaniu, wykonując prace wykończeniowe domu, a pan Zaremba kilkukrotnie wyłączał mu prąd (mieli wówczas wspólne przyłącze energetyczne w skrzynce przed posesją). W końcu zainwestowali i zrobili odrębne przyłącze.

- W dobę po zainstalowaniu nowych drzwi garażowych znaleźliśmy w nich wgłębienie, jakby po rzucie kamieniem. Tej sprawy też nie zgłaszaliśmy na policję. Bo jakbyśmy tak chodzili ze wszystkim, to i my, i policja by w końcu oszalała - zaznacza pan Andrzej.

Państwo Janel jeszcze na stałe we wsi nie mieszkają, bo dom wciąż nie jest wykończony. Jednak około 3 lat temu postanowili zainstalować kamery.

- Gdyby sytuacja była normalna, nikt by sobie tym głowy nie zawracał - mówi Janel.

I dodaje, że sąsiad w dalszym ciągu zachowuje się prowokacyjnie, "przewiesza" się przez ogrodzenie, obserwuje, podgląda.

- Chce mnie wykończyć psychicznie! - skarży się pani Lucyna. - Wybiera chwile, kiedy jestem sama, i tak patrzy, bez słów.

Krzysztof Zaremba z zaskakującą szczerością przyznaje: - Tak, jestem w końcu u siebie. Nie mam zamiaru przed nikim się chować, schodzić z drogi - podkreśla.

On i jego żona twierdzą, że to sąsiedzi obrzucają ich niewybrednymi epitetami. A żeby chronić swą prywatność przed okiem ich kamer, musieli zasadzić tuje.

- Krzewy już były dość wysokie, kiedy instalowaliśmy monitoring - ripostuje pani Lucyna. - Od naszej strony sąsiedzi nie mają okien. Na naszych kamerach widać może róg ich podwórza. Nic więcej!

To prawda. Widzieliśmy obraz z wszystkich kamer państwa Janel. Ustawione są na pas trawnika między domami, na ogród za nieruchomością (widać jedynie tył wiaty sąsiada) oraz na wejście na posesję Janelów.

Rodzina Zarembów jednak postanowiła nie być dłużna. Pod koniec kwietnia br. zainstalowali... własną kamerę - tyle że od strony domu Janelów. Kamera zawisła pod samym szczytem dachu i przekazuje panoramiczny obraz 360 stopni.

- My od strony domu pana Zaremby mamy okna naszego salonu, a na górze - łazienkowe. Musieliśmy okleić je szczelnie folią. Bo nie pisałam się na udział w żadnym reality show! - kwituje pani Lucyna. Złożyła już na komisariacie w Choroszczy zawiadomienie w sprawie bezprawnego i uporczywego naruszania prywatności jej i jej rodziny.

Krzysztof Zaremba na iPadzie pokazuje nam obraz ze swojej panoramicznej kamery. Jest skierowana na podjazd i tył ogrodu. Przyznaje jednak, że może jednym kliknięciem zmienić zakres kamery i obejrzeć całą posesję. Ale - jak twierdzi - nie ma takiego zamiaru.

- Jak dla mnie, to pani Lucyna może chodzić po swoim domu w majtkach na głowie. Nie interesuje mnie to. Ja chcę mieć święty spokój - mówi Ewa Zaremba. - Mam dosyć oskarżania nas o rzeczy, których nie zrobiliśmy. Chcemy się czuć bezpiecznie. A nie tak jak teraz. Ktoś śledzi nasz każdy krok, by później donieść do wszystkich możliwych instytucji. Nie możemy dać się zastraszyć.

I tłumaczy, że na ich posesji zaczęły dziać się dziwne rzeczy: - Między deski powtykany jest gruz i glina, a na podjeździe leżą odchody. Skąd mogę wiedzieć, że do rynny, z której spływa woda do zbiornika do podlewania ogrodu i warzyw, ktoś nie wsypie trucizny?! - zastanawia się pan Krzysztof. Chodzi o rynnę przy granicy działek. Zagrożenie traktuje na tyle poważne, że przymierza się do zainstalowania wzdłuż rynien kolejnych kamer.

Pani Lucyna tylko prycha: - No to teraz będziemy obserwowani z każdej strony!

Jedni sąsiedzi twierdzą, że są złośliwie nękana, drudzy, że są nękani przez fałszywe oskarżenia. - Ich skargi ich nie wynikają z dbałości o bezpieczeństwo lub prawo tylko ze zwykłego braku umiejętności współżycia oraz z zazdrości i mściwości - mówi Zaremba.

Państwo Janel zastrzegają, że nigdy wcześniej nie mieli problemów z sąsiadami.

- To bardzo spokojni ludzie. Znam panią Lucynę od 6. roku życia. Zawsze mogłam na nią liczyć - przyznaje 34-latka z Białegostoku, gdzie wciąż mieszkają państwo Janel.

- To fajni ludzie. Mam nadzieję, że wytrwają i nie sprzedadzą działki. Szkoda by było - mówi mieszkająca po drugiej stronie ich nowego domu 55-latka.

Dodaje, że o zachowaniu pana Zaremby wie tylko z relacji pani Lucyny. Z kolei sąsiadka z drugiej strony ulicy, wyraźnie zaznajomiona z Zarembami, nie chce komentować sprawy. - Nie znam tej drugiej rodziny - tłumaczy.

- Gdyby ktoś chciał kupić naszą działkę, i moglibyśmy odzyskać zainwestowane pieniądze, nie wahalibyśmy się ze sprzedażą ani chwili - przyznaje Lucyna Janel.

- A gdyby tylko sąd mi pozwolił, postawiłbym trzymetrowy mur i to by rozwiązało problem - mówi Krzysztof Zaremba.

Imiona i nazwisko drugiej rodziny zmieniliśmy.
Nie ma przestępstwa. Po przeprowadzeniu czynności sprawdzających policjanci z komisariatu w Choroszczy wydali postanowienie o odmowie wszczęcia dochodzenia. Powód? Brak znamion przestępstwa. Obraz z kamery Zaremby swym zasięgiem obejmuje granice jego posesji: od płotu do bramy.

Dr hab. Agnieszka Malarewicz-Jakubów, prof. UwB z Katedry Prawa Cywilnego uważa, że prawo nie nadąża za rzeczywisto-ścią i nie ma konkretnych przepisów dotyczących monitoringu wizyjnego w przestrzeni publicznej i prywatnej. - Państwo Janel mogliby wejść na drogę powództwa cywilnego o zaniechanie naruszeń i starać się o ewentualnie o zadośćuczynienie za naruszenie prywatności. Takie sprawy są jednak trudne dowodowo. Ale gdy sprawa trafia do sądu, kamera jest sprawdzana przez specjalistę pod kątem tego, co rejestruje i czemu ma to służyć - twierdzi pani profesor.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna