Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Selekcjonerzy dezerterzy, Paulo Sousa nie jest pierwszy. Niektórzy kończyli pracę w jeszcze bardziej spektakularnych okolicznościach

Hubert Zdankiewicz
Hubert Zdankiewicz
Paulo Sousa miał wznieść naszą kadrę na wyższy poziom, ale średnio mu to wyszło. Być może również dlatego chce odejść, nie tylko dla pieniędzy...
Paulo Sousa miał wznieść naszą kadrę na wyższy poziom, ale średnio mu to wyszło. Być może również dlatego chce odejść, nie tylko dla pieniędzy... fot. adam jankowski / polska press
Atmosfera wokół Paulo Sousy gęstnieje, a według najnowszych doniesień może nawet zostać z niczym, bo nie zechcą go w Brazylii a do Polski raczej nie ma już powrotu. Niewiele zmienia tu fakt, że Portugalczyk nie jest pierwszym selekcjonerem, który postanowił porzucić swoją reprezentację.

Najnowszy, obok Sousy, przypadek to Ronald Koeman, który latem 2020 roku opuścił reprezentację Holandii i przeniósł się do Barcelony. Sytuacja była nieco inna, bo w przeszłości był piłkarzem „Dumy Katalonii”, z którą zdobył 1992 roku Puchar Europy (obecnie Liga Mistrzów). To on zdobył zwycięską bramkę w finale z Sampdorią, a w wywiadach od dawna powtarzał, że marzy by powrócić tam pewnego dnia jako trener.

Mimo wszystko zdziwienie było spore, bo pod kierunkiem Koemana „Oranje” podźwignęli się w końcu z trwającego cztery lata kryzysu (ich reprezentacji zabrakło na Euro 2016 i na mistrzostwach świata dwa lata później). Doprowadził Holandię do finału Ligi Narodów (pokonując w grupie Francuzów i Niemców), awansował z nią na Euro 2020. Startu na przełożonej o rok z powodu koronawirusa imprezie już jednak nie doczekał. Przy okazji wyszło na jaw, że w kontrakcie miał klauzulę, umożliwiającą rozwiązanie go przed czasem i odejście. Tylko w jedno miejsce...

W ostatecznym rozrachunku nie wyszło to na dobre ani Barcelonie, ani reprezentacji Holandii, ani samemu Koemanowi. W Katalonii wytrzymał niewiele ponad rok a pożegnało go wielkie westchnienie ulgi. Kibiców i media irytowały słabe wyniki i toporna gra zespołu (czego nie można było tłumaczyć tylko dziurą w budżecie i odejściem Lionela Messiego do PSG), piłkarzy to co mówił publicznie na ich temat (zwłaszcza pomeczowym wywiadem, w którym wypalił, że z takim składem nie da się grać tiki-taki). Cierpliwość stracił w końcu nawet długo stojący po jego stronie prezydent Barcelony Joan Laporta.

A „Pomarańczowi” pod kierunkiem nowego selekcjonera (Franka de Boera) zawiedli na mistrzostwach Europy, odpadając w 1/8 finału (przed turniejem byli w gronie faworytów).

Nieco inny przypadek to Julen Lopetegui. Znacznie bardziej spektakularny, bo posadę selekcjonera reprezentacji Hiszpanii stracił na dwa dni przed jej pierwszym meczem na mundialu w Rosji. Wyszło na jaw, że zaraz po mistrzostwach obejmie Real Madryt, a konkretnie to klub ze stolicy się tym pochwalił, robiąc swojemu przyszłemu pracownikowi niedźwiedzią przysługę. Szok był tym większy, że raptem trzy tygodnie wcześniej Lopetegui przedłużył swój kontrakt z hiszpańską federacją piłkarską do 2020 roku.

Wściekły prezes RFEF Luis Rubiales nie przebierał jednak w środkach. Poparły go zresztą hiszpańskie media. „Zachowanie Lopeteguiego było skandaliczne i pozbawione klasy” - podsumował „El Mundo”. Inna sprawa, że nerwowa reakcja też odbiła się wszystkim, w dalszej perspektywie, czkawką. Hiszpania bez swojego selekcjonera (zastąpił go awaryjnie dyrektor sportowy reprezentacji Fernando Hierro) na mundialu nie zachwyciła i odpadła w 1/8 finału, a Lopetegui popracował w Realu tylko kilka miesięcy.

W Polsce najgłośniejsza, przed „wyczynem” Sousy, tego typu sytuacja miała miejsce w 2002 roku, a jej głównym bohaterem był człowiek, który go zatrudnił. Po nieudanych dla Polski mistrzostwach świata w Korei i Japonii Jerzego Engela zastąpił latem na stanowisku Zbigniew Boniek.

Popracował jeszcze krócej niż Portugalczyk, a kadra pod jego kierunkiem rozegrała tylko pięć spotkań. Bilans to: 2 zwycięstwa, 1 remis i 2 porażki. W tym jedna bardzo dotkliwa, bo 0:1 z Łotwą w Warszawie było jednym z powodów, dla których nie zakwalifikowaliśmy się do baraży o Euro 2004. A Boniek na początku grudnia podał się nagle do dymisji. Do dziś nikt tak naprawdę nie wie dlaczego. Nawet Michał Listkiewicz.

„Szeptano, że podobno syn mu chorował albo żona kazała. W drugie zupełnie nie wierzę. Wiesia jest oddana mężowi, bezproblemowa i niekonfliktowa (...) Mowy nie ma, by ktoś tak światły miał kaprys i zabronił Zbyszkowi pracy, tym bardziej takiej jak prowadzenie reprezentacji” - przypomniał po latach tamtą historię w swojej autobiografii ówczesny prezes PZPN.

A co do Sousy, to ma szanse na to, że skończy jeszcze gorzej niż Lopetegui. Do Polski po swoich ostatnich deklaracjach raczej nie ma co wracać. Oficjalnie nadal jest co prawda selekcjonerem (co podkreśla prezes PZPN Cezary Kulesza, ale sądząc po komentarzach w social mediach trudno uwierzyć, by zaufali mu ponownie piłkarze.

Najnowsze doniesienia portugalskich i brazylijskich mediów sugerują w dodatku, że może przejść mu koło nosa kontrakt z Flamengo (dla którego chce porzucić naszą kadrę). Z Benfiką Lizbona rozstaje się właśnie Jorge Jesus, który od dawna jest na szczycie listy życzeń brazylijskiego klubu. Rodak Sousy prowadził już Flamengo i został z nim mistrzem Brazylii, wywalczył również krajowy Superpuchar i Copa Libertadores. Z kolei również zainteresowany Sousą Internacional Porto Alegre w międzyczasie zatrudnił już Alexandra Medinę.

Jak to mówią - chytry dwa razy traci...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna