Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sfałszowane mapy i podpisy. Przekręt na przekręcie

Tomasz Kubaszewski [email protected]
Ateny są jedną z tych miejscowości, które inspektorzy NIK wzięli pod lupę. – Prawo powinno być równe dla wszystkich, bez względu na to, kto kim jest – mówi radny Jan Bujkowski. – A w naszej gminie różnie z tym bywało.
Ateny są jedną z tych miejscowości, które inspektorzy NIK wzięli pod lupę. – Prawo powinno być równe dla wszystkich, bez względu na to, kto kim jest – mówi radny Jan Bujkowski. – A w naszej gminie różnie z tym bywało.
Gdziekolwiek inspektorzy NIK zajrzeli, tam coś znaleźli.

To się po prostu w głowie nie mieści - mówi radny Jan Bujkowski. - Różne rzeczy słyszało się o poprzednim wójcie i jego ekipie, ale czegoś takiego to się nie spodziewałem. Do ludzi zaczyna też docierać, że za błędy urzędników wszyscy będą musieli płacić. Bo przecież pierwszy wniosek o wypłatę odszkodowania już jest.

Złożyła go pewna mieszkanka Białegostoku, która ma działkę w Kopanicy. Kilka lat temu ówczesny wójt, Marek Motybel, wydał decyzję o warunkach zabudowy dotyczącą domu letniskowego. Kiedy sąsiedzi zorientowali się, co się dzieje, złożyli skargę do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Kolegium najpierw niczego złego w całej sprawie nie dostrzegło.

Sąsiedzi za wygraną jednak nie dawali. Przedstawili dokumenty, z których jasno wynikało, że obiekt znajduje się za blisko jeziora. A w tym przypadku przepisy nie dają żadnego pola do interpretacji - ma być minimum 100 metrów. Za drugim razem wysokie kolegium więc poległo. Na nic zdała się skarga do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.

Właścicielka dysponowała jednak nie tylko decyzją wójta, ale też pozwoleniem na budowę wydanym w grudniu 2010 r. przez starostę augustowskiego. Wszystko to okazało się nieważne. Bynajmniej nie z winy kobiety. Dlatego teraz domaga się, by gmina Nowinka zapłaciła jej 520 tys. zł. Bo, jak się okazuje, na tej działce praktycznie niczego zbudować się nie da.

Jezioro zniknęło z mapy

Inspektorzy NIK pojawili się w gminie jesienią ubiegłego roku. Sprawdzali, jak przestrzegane jest prawo na terenach objętych ochroną przyrody. A to 85 procent terenu gminy. Turyści nie tylko chętnie tutaj przyjeżdżają, ale też chcą budować domy letniskowe.

Niemal cała wieś Ateny, to jedno wielkie daczowisko. Podobnie jest w Danowskich, Kopanicy, Tobołowie i Walnem. Swoje posiadłości ma tu wiele znanych i wpływowych w regionie osób. Są tacy przedstawiciele lokalnych władz, którzy wręcz pielęgnują tego typu sytuacje. Bo nigdy w sumie nie wiadomo, kto i do czego może się człowiekowi przydać.

Tak było za komuny, tak jest i obecnie. W przypadku białostoczanki, która domaga się od gminy odszkodowania, inspektorzy ustalili, że nawet mapy sporządzone przez gminnych urzędników nie odpowiadały rzeczywistości. Z jednej strony jezioro... zniknęło w ogóle. Jeżeli jeziora nie ma, problem odległości między domem a linią brzegową przestaje istnieć.

Pracownicy NIK skontrolowali 28 podobnych decyzji wydanych od 2003 r. W każdej z nich coś znaleźli. W dodatku w obiegu prawnym znajdowały się różne dokumenty dotyczące tych samych nieruchomości - inne w gminie, inne w starostwie powiatowym. Jeden z domów znajdował się 25 metrów od jeziora, inny rozrósł się ponad wszelkie pozwolenia.

Przepisy dopuszczają stawianie bliżej linii brzegowej jedynie tych obiektów, które przeznaczane są na cele rybackie. Allbo obiektów gospodarczych, gdzie ma się odbywać np. na suszenie sieci. Tymczasem w jednej ze wsi powstała okazała nieruchomość mieszkalna 35 metrów od brzegu. W salonie znajduje się ponoć elegancki kominek. Miejscowi ironizują, że pewnie tutaj właśnie suszone są sieci.

Nie wiem, jak to się stało

W swoim raporcie inspektorzy wskazali na cztery osoby, które temu wszystkiemu są winne. Są to: były wójt, były sekretarz gminy, pracownik zajmujący się sprawami budowlanymi oraz architekt odpowiedzialny za przygotowanie projektów decyzji. Ten ostatni występował w imieniu urzędu i równocześnie projektował niektóre nieruchomości. Żadnej kolizji w tym jednak nie dostrzegał. Podobnie jak gminni urzędnicy, którzy zajmowali się sprawą rozbudowy nieruchomości należącej do wójta.

Decyzję podpisał po prostu sekretarz gminy. Przepisy mówią natomiast wyraźnie, że w takich sytuacjach cały urząd musi się wyłączyć.

- Nikt mi nie podpowiedział, że trzeba się wyłączyć i przekazać sprawę do innej gminy - zeznał z rozbrajającą szczerością inspektorowi NIK wójt Motybel, sprawujący swoją funkcję w gminie Nowinka przez kilkanaście lat.

Zdziwiony był też poszczególnymi decyzjami podległych mu urzędników. Jak twierdził, miał do nich zaufanie, więc nie wgłębiał się w szczegóły tego, co podpisuje. Zakwestionował zresztą autentyczność swojego podpisu na niektórych dokumentach. "Na 90 procent" - stwierdził. Zapewnił, że komu, jak komu, ale jemu szczególnie zależało, by w gminie domów letniskowych nad samym jeziorem nie stawiać.

Architekt, który z urzędem też nie ma już nic wspólnego, zwala z kolei wszystko na innych. Na takich mapach pracował, jakie mu dostarczano. Były sekretarz, który znalazł zatrudnienie w innej gminie też, generalnie, problemu nie widzi. A spec od budownictwa? Części spraw nie pamięta, na niektóre pytania odpowiada natomiast: "Nie wiem, jak to się stało".

Swoje ustalenia NIK zamierza skierować do prokuratury. Bo do wyjaśnienia pozostaje nie tylko to, kto odpowiada za łamanie prawa, ale też, dlaczego tak się działo. Czy za decyzjami urzędników kryje się wyłącznie ich niekompetencja, czy też może coś jeszcze.

Będzie referendum

Marek Motybel, który od czasu przegrania w 2010 roku wyborów na stanowisko wójta nie sprawuje już w gminie żadnych funkcji, cieszy się w gruncie rzeczy, że sprawą zajmie się prokuratura. Bo w obiektywizm kojarzonego, jak twierdzi, z PIS-em NIK-u specjalnie nie wierzy. On natomiast kojarzony jest z PO. Resztę trzeba więc sobie dopowiedzieć...

Radny Jan Bujkowski jest jednak całkiem odmiennego zdania: - W tym, że dom jest 50 metrów od brzegu, a nie 100 nie ma żadnej polityki - zauważa.

Marek Motybel sądzi również, że zamieszanie wokół raportu NIK jest efektem wojny, jaka trwa w gminie od dłuższego czasu między jego zwolennikami a tymi, którzy opowiadają się za nową panią wójt Dorotą Winiewicz.

- Tu się trzeba brać do roboty dla dobra gminy, a nie wszczynać ciągłe awantury - uważa.
Tymczasem już za tydzień mieszkańcy Nowinki wezmą udział w referendum dotyczącym odwołania gminnej rady. Chodzi tak naprawdę o zrobienie porządku ze zwolennikami byłego wójta. - Skutki ich rządów będziemy ponosić pewnie jeszcze wiele lat - mówi Bujkowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna