- Zobaczyłem, że takiego wypadku żadna z osób nie mogła przeżyć. Żeby to stwierdzić, nie potrzebowałem od swoich ludzi żadnych raportów - mówi dla "Super Expressu" płk. Andriej Aleksandrowicz Miedwiediew, który jako pierwszy dotarł na miejsce katastrofy Tu-154M i kierował pracą służb prowadzących akcję.
To on jaki pierwszy dotarł na miejsce katastrofy. Mówi, że strażacy i ratownicy, z którymi pracował spisali się na medal. Nikt nie mdlal, każdy profesjonalnie podeszedł do wykonywania swoich obowiązków.
- To było coś strasznego. Telefony dzwoniły, a my w tym czasie wynosiliśmy zwłoki z polany przeoranej rozdartym kadłubem samolotu. To rodziny chciały zapytać, jak minął lot. A my już pracowaliśmy - czytamy na www.se.pl.
"Super Express" dotarł również do Romana Krjukowa, strażaka, który jako jeden z pierszych znalazł sie nie miejscu katastrofy.
- Byłem kilka razy na pustym dziś miejscu katastrofy. Myślałem o tym, co się zdarzyło. Wiem, że w samolocie znajdowali się bardzo ważni dla waszego państwa ludzie. Ale ja wynosiłem stamtąd przede wszystkim czyjeś mamy i tatusiów - mówi "Super Expressowi" Krjukow.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?