Płonące sadze w kominie omal nie doprowadziły do pożaru budynku w Knyszynie. Groźniejszy pożar wybuchł w Zubolu k. Trzciannego. Strażacy zmagali się z żywiołem do rana. Takie same nieszczęście wydarzyło się w Mońkach. Przyczyną tych nocnych pożarów było nagromadzenie się sadzy w kominach.
- Skandaliczne jest to, że właściciele domów łączą przewody dymowe z kanałami wentylacyjnymi. Ten brak wyobraźni może spowodować śmiertelne zatrucie tlenkiem węgla - mówi Cezary Grygo.
Strażacy zauważyli, że zimowe pożary wywołują ci, którzy zapomnieli o konserwacji kominów. Fachowcy przypominają o czyszczeniu dymników co najmniej dwa razy w roku. Przepisy prawa budowlanego precyzują zaś, że "właściciel lub zarządca domu ma obowiązek co najmniej raz do roku sprawdzić stan techniczny przewodów dymowych i wentylacyjnych".
Kominiarze-przebierańcy
Taką czynność może wykonać jednak tylko osoba z kwalifikacjami potwierdzonymi przez izbę rzemieślniczą.
- Gdzie szukać prawdziwego kominiarza? - pytają moniecczanie. - Są tylko przebierańcy, którzy chodzą od domu do domu z życzeniami i kominiarskimi kalendarzami, za opłatą "co łaska".
- Firmy kominiarskie upadły, bo nie ma zapotrzebowania na te usługi - odpowiada Stanisław Linko, kierownik Cechu Rzemiosł Różnych w Mońkach.
W Urzędzie Miejskim dowiedzieliśmy się jednak, że usługi takie wykonuje jeszcze Edward Pawłowski.
Ostatni na dachu
Odwiedziliśmy ostatniego kominiarza w Mońkach.
- Jestem najstarszym czynnym zawodowo kominiarzem na Podlasiu. Po dachach chodzę od 1971 roku - pochwalił się 60-letni mężczyzna.
Pawłowski nie zawiesza swojej działalności i choć ma niewiele pracy, to nadal czuje się potrzebny ludziom.
- Miałem być mechanikiem samochodowym, ale poszedłem w "termin" do mistrzów kominiarstwa. Wtedy przepisy nakazywały ośmiokrotne czyszczenie kominów w roku. To był bzdurny przepis, ale płacono nam bez względu na to, czy weszliśmy na dach, czy nie. Zarabiało się świetnie, na dzisiejsze pieniądze miałbym miesięcznie 5 tys. zł. Teraz nie ma takiego obowiązku i ludzie zapominają o swoim bezpieczeństwie, a ja "wyciągam" najwyżej 500 zł - mówił kominiarz-weteran.
Kominiarze dzielą niebezpieczne sadze na pyliste, smoliste i maziste. Ich rodzaj i ilość zależy od właścicieli domów, którzy nie rozumieją procesu palenia się węgla, drewna i innego opału.
Duch pieca
- Zwykle ładuje się do pieca masę opału i zamyka wszystkie drzwiczki, żeby piec trzymał "duch" do rana. Niepełne spalanie powoduje odkładanie się niebezpiecznej mazi w kominie. Sadza potrafi całkowicie zatkać komin, a jak już zapali się, to nie ma ratunku - tłumaczył kominiarz.
Specjaliści od kominów używają do pracy tzw. sztorcówki (szczotka na długim drucie) oraz "pompy" (szczotka zwana "gwiazdą" na linie, obciążona kulą).
- Spadałem z dachu już ze 20 razy, ale kominiarz jest jak kot, spada na "cztery łapy". Nie połamałem się jeszcze przy tej robocie. Namnożyło się za to oszustów. Kupi taki na rynku mistrzowskie papiery i zwodzi kominiarskimi życzeniami. Oni psują nam opinię - stwierdził z żalem Pawłowski. - Prawo do noszenia cylindra ma tylko mistrz, uczniowie zaś paradują po dachach w keplikach. A za guzik trzeba chwytać się na szczęście, ale nie za swój, tylko za kominiarski - żartował ostatni kominiarz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?