Kilka kilometrów od centrum Białowieży, przy tzw. Drodze Browskiej, zginęło przed laty z rąk Niemców wielu mieszkańców Hajnówki, Białowieży i okolicznych wsi. Dziś jest kłopot ze zgromadzeniem pieniędzy na utrzymanie znajdujących się tam mogił.
- Lokalna władza je zaniedbuje. Nie możemy doprosić się pomocy - twierdzi społeczna opiekunka grobów Nadzieja Kicel, która w tragedii sprzed lat straciła czworo bliskich.
Zarzuty te odpiera wójt gminy Białowieża. - Groby i cmentarze wojenne pozostają pod opieką państwa, a nie samorządu - podkreśla Albert Waldemar Litwinowicz.
I dodaje, że miejsce przy Drodze Browskiej było remontowane w l. 2005-06. - Kolejne prace zamierzamy wykonać w przyszłości - mówi.
Zabici wpadali do okopu
Tragedia przy Drodze Browskiej rozgrywała się dwukrotnie: w sierpniu i grudniu 1942 roku Niemcy rozstrzelali tam około 222 osób.
- Wpierw były tam okopy wojskowe. Niemcy postanowili je wykorzystać. Stawiali nad nimi ludzi, strzelali do nich, a potem zabitych zasypywali - opowiada pani Kicel.
Piotr Bajko, białowieski kronikarz, cytuje książkę pt. "Białowieża w cieniu swastyki", w której opisane są wydarzenia z sierpnia 1942: - Około godziny 5 rano żandarmi niemieccy wezwali na posterunek kilkadziesiąt osób mieszkających w Białowieży. Spośród tych, którzy znaleźli się na posterunku, żandarmi wybrali 20 mężczyzn i 2 kobiety i po kilkugodzinnym zatrzymaniu ich w areszcie wywieźli samochodem ciężarowym na Browską Drogę i tam polecili rozebrać się do bielizny. Następnie podzielili przywiezionych na trzy grupki i kolejno rozstrzeliwali nad rowem znajdującym się w pobliżu drogi.
Ginęli tam nasi bliscy
Jeszcze większą masakrę Niemcy urządzili w grudniu 1942 w odwecie za zabicie przez partyzantów kilku żandarmów. Wtedy przy Drodze Browskiej zginęło około 200 osób.
- W tym gronie był mój ojciec, teść, szwagier i szwagierka - mówi 82-letnia Nadzieja Kicel z Hajnówki.
Po wojnie postawiono tam pomnik i ogrodzono wspólną mogiłę. - Jeszcze w latach 80. opiekowali się nią uczniowie technikum w Białowieży. Później mój mąż, a teraz ja - mówi pani Kicel. - Jeśli w porę o to nie zadbamy, mogiłę zarośnie puszcza, a pamięć o tragedii zostanie zatarta.
Białowieski samorząd zapewnia, że sprawę mogiły zna, i że mogiła była remontowana. W 2005 roku gmina dostała na to pieniądze z urzędu wojewódzkiego, a rok później z Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa. Za każdym razem po 5 tys. zł.
- Nieprawdą jest, że miejsca pamięci narodowej są zaniedbane - zapewnia wójt Albert Litwinowicz. - Pracownicy naszego urzędu je sprzątają. Jesienią, a szczególnie przed świętem Wszystkich Świętych, składane są wiązanki kwiatów i zapalane znicze. Być może są okresy, gdy leżą liście, ale to tereny zadrzewione.
Wójt zapewnia, że w ramach następnych prac przy mogile na Drodze Browskiej zamierza: sporządzić listę osób rozstrzelanych, opracować wzór tablicy z tymi nazwiskami, naprawić ogrodzenie, odnowić drewniany krzyż i bramę wejściową.
Pomniki na własną rękę
Społeczników martwi także fakt, że na wspólnej mogile zaczęły powstawać pojedyncze tablice, stawiane przez rodziny pomordowanych. - My też moglibyśmy wystawić swoim bliskim pomnik, ale nie robimy tego, bo przecież szacunek należy się wszystkim pomordowanym, a nie tylko wybranym - mówi Nadzieja Kicel.
Pozwoleń na budowę pomników nie wydawała lokalna władza. - Nie byliśmy poinformowani o zamiarze i terminie ich ustawienia. Sprawy te leżą w kompetencjach wojewody - tłumaczy wójt Białowieży.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?