Oszust i słuchawki
Oszust i słuchawki
Na początku tego roku w Skarżysku-Kamiennej pojawił się fałszywy ginekolog. Na szczęście nie leczył ludzi, a "tylko" ich okradł. Działał razem z kolegą udającym Chorwata. "Cudzoziemiec" na ulicy zaczepił małżeństwo. Pytał, gdzie mógłby wycenić złote monety, do rozmowy rychło przyłączył się człowiek upierający się, że jest ginekologiem, a na dowód tego pokazał, iż w aktówce ma lekarskie słuchawki. Obaj tak bardzo zmanipulowali małżonków, że ci kupili od nich fałszywe monety za ponad 30 tysięcy złotych.
Ustawa o zawodach lekarza i lekarza dentysty, artykuł 58, punkt 1: "Kto bez uprawnień udziela świadczeń zdrowotnych polegających na rozpoznawaniu chorób oraz ich leczeniu, podlega karze grzywny. Punkt 2: Jeżeli sprawca czynu określonego w ust. 1 działa w celu osiągnięcia korzyści majątkowej albo wprowadza w błąd co do posiadania takiego uprawnienia, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku."
Co najmniej kilku pacjentów przyjęła i według policji leczyła im zęby - pomoc sprzątająca w gabinecie stomatologicznym, kobieta która z zawodu nie jest lekarzem, tylko…przetwórcą owocowo-warzywnym. Na dodatek właścicielka kliniki twierdzi, że nic takiego nie miało miejsca.
Sprawa ujrzała światło dzienne po tym, jak do policji zgłosili się pacjenci korzystający z usług sandomierskiego gabinetu stomatologicznego. - Gabinet jest niemal luksusowy, wygląda jakby miał europejski standard - relacjonuje mieszkaniec Sandomierza. W gabinecie pracują trzy panie doktor, prawdziwe, z dyplomami. Świadczą niemal wszystkie usługi z zakresu stomatologii. I w tym właśnie gabinecie w charakterze pomocy sprzątającej wiele miesięcy temu zatrudniona została 33-letnia dziś sandomierzanka.
"Doktor" po zawodówce
Pacjenci, którzy zgłosili się do policji, mieli - jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy - zastrzeżenia co do jakości leczenia przez jedną z kobiet. I musiały być poważne, skoro funkcjonariusze postanowili bliżej się przyjrzeć gabinetowi i pani "doktor" która - jak wynikało ze słów leczących tu zęby ludzi - partaczyła swoją robotę. Jakież było zdziwienie stróżów prawa, gdy okazało się, że osobą, na którą wskazywali sandomierzanie, nie była żadna z lekarek, tylko właśnie 33-latka, zatrudniona jako sprzątaczka.
- Kobieta po początkowym okresie, w którym zajmowała się sprzątaniem w gabinecie, później podejmowała się innych drobnych prac, typu wykonywanie prześwietleń zębów czy też robienie opatrunków. Aż w końcu zaczęła "leczyć" - opowiada podkomisarz Małgorzata Tkaczyk-Kłębek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach.
Sprawdzono, jakie 33-latka ma wykształcenie. Okazało się, że o medycynie jedynie słyszała, zaś skończyła zawodówkę i z papierów wynika, że jest… przetwórcą-owocowo-warzywnym.
Właścicielka nie wiedziała
Czy rzeczywiście leczyła ludzi? Właścicielka gabinetu stomatologicznego w Sandomierzu, zatrudniająca kobietę, całej sprawy nie potrafiła racjonalnie wytłumaczyć. Zaprzeczyła jakoby jej pracownica wykonywała u pacjentów typowo lekarskie czynności jak na przykład wyrywanie czy leczenie zębów. Nie potrafiła też odpowiedzieć, czy podwładna pełniła funkcję higienistki. Za to policjanci w tej sprawie mają ugruntowany pogląd:
- Z naszych ustaleń wynika, że 33-latka zajmowała się w gabinecie typowo lekarskimi czynnościami, pracowała przy zębach i dziąsłach pacjentów, wykonywała działania, które można nazwać chirurgicznymi - opowiada wysoki rangą oficer świętokrzyskiej policji. Mówi też, że swe usługi fałszywa pani doktor świadczyła nie o świcie, czy późną nocą, tylko w godzinach urzędowania gabinetu czyli miedzy godziną 8 a 20.
- Nawet leczenie kanałowe robiła. Tytułowano ją panią doktor, chodziła w fartuchu, prowadziła dokumentację i umawiała swoich pacjentów na następne wizyty - wyjaśnia Zbigniew Kotarski, komendant powiatowy policji w Sandomierzu.
- Największą zagadką, a jednocześnie rzeczą niezmiernie dziwną jest to czy 33-latka działała za zgodą i wiedzą właścicielki gabinetu? Czy miała jej przyzwolenie? - zastanawia się Leszek Dębowski, naczelnik pionu dochodzeniowo-śledczego sandomierskiej policji. - Tę kwestię wyjaśni postępowanie.
Na razie policja mówi o kilku udokumentowanych przypadkach świadczenia usług medycznych przez osobę nie mającą ku temu żadnego prawa. Ale to może nie być koniec - z gabinetu zabrano karty przeszło 200 pacjentów. Wszyscy ci ludzie zostaną przesłuchani, dokumenty przeanalizowane i dopiero wtedy będzie znana prawdziwa liczba osób, którym kobieta leczyła zęby.
Przyznała się
33-latka została zatrzymana. - Przedstawiliśmy jej zarzut wykonywania zawodu lekarza, bez uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Przyznała się, złożyła wyjaśnienia - mówi lakonicznie naczelnik Leszek Dębowski.
- Sądziła, że pracując w gabinecie, uczyła się, a z biegiem czasu w swoim mniemaniu nabrała takiej biegłości, że sama postanowiła leczyć - dodaje komendant Kotarski. - Chyba sobie nie zdawała sprawy z odpowiedzialności. Motywowała to potrzebami finansowymi swoimi i córki, którą wychowuje.
Policjanci sprawę wciąż badają i nazywają rozwojową. Biegli z zakresu stomatologii będą musieli się wypowiedzieć na temat każdej czynności zrobionej przez "panią doktor", dopiero wtedy bowiem wiadomo będzie czy zabiegi, które przeprowadziła kobieta mogły w jakiś sposób narazić zdrowia, a nawet życia leczonych osób. Jeśli taka by była opinia fachowców, 33-latka mogłaby usłyszeć kolejny zarzut. Mało tego, za zabiegi pobierała takie same opłaty, jak wykształcone lekarki w tym samym gabinecie. 130 złotych, 150 złotych, 200 złotych. W zależności od rodzaju leczenia. - Niektórzy poczuli się oszukani: płacili za profesjonalne zabiegi, a wykonywał je kompletny amator nie mający nic wspólnego z medycyną - mówią policjanci.
Co więcej - do roszczeń finansowych na drodze cywilnej mogliby wyruszyć ci, których zęby leczyła. Tak już przecież w kraju było. Gdy w Warszawie policja zatrzymała technika dentystycznego, który podawał się za lekarza i przyjmował ludzi w gabinecie, sprawa nie zakończyła się wyłącznie procesem karnym. Owszem, mężczyzna został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat, ale niektórzy z jego pacjentów, a tam skutki jego działalności były widoczne gołym okiem jak choćby uszkodzenia nerwów twarzy, wytoczyli mu procesy cywilne… Jak było w przypadku "pani doktor" z Sandomierza, zapewne będzie wiadomo najwcześniej za kilka tygodni.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?