Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprzedawcy kradzionych samochodów słono za to zapłacą. I pójdą do więzienia

BAK
BAK
Bielsk Podlaski. Zakończył się trwający od lat proces właścicieli komisu, którzy sprzedawali samochody kradzione na terenie Belgii i Holandii

To z pewnością jest surowy wyrok - podkreślał sędzia, który w miniony czwartek wydał wyrok w sprawie sprzedaży kradzionych samochodów w jednym z bielskich komisów. - Ale skala procederu jest duża i spora jest szkodliwość społeczna. Poszkodowani na zakup samochodów wydawali swoje oszczędności, niektórzy zaciągali kredyty. Ten wyrok powinien odpowiadać oczekiwaniom społecznym i jest adekwatny do popełnionego czynu.

A wyrok brzmi: cztery lata bezwarunkowego pozbawienia wolności dla Sławomira J. oraz po trzy lata dla Wojciecha J. i Ignacego J. Główny oskarżony będzie musiał zapłacić 20 tys., dwóch pozostałych po 16 tys. złotych grzywny. Skazani muszą również ponieść koszty sądowe, a są to kwoty niemałe, bo samo postępowanie przygotowawcze kosztowało prawie 205 tys. złotych. Muszą też zwrócić poszkodowanym koszta wynajętych adwokatów.

Właśnie na taki wyrok czekali poszkodowani!

Sąd zobowiązał skazanych do naprawienia wyrządzonych szkód, czyli zwrotu pieniędzy, które poszkodowani stracili po tym, jak śledczy zajęli zakupione przez nich samochody.

Jaki był rozmiar procederu, którym parali się bielscy sprzedawcy samochodów? Otóż sprzedali aż 47 samochodów, a wartość każdego z nich wahała się w przedziale od około 20 tys. złotych do ponad 40 tys. złotych. Część poszkodowanych, zanim jeszcze zapadł wyrok w sprawie karnej, domagała się odzyskania straconych pieniędzy na drodze cywilnej. Tych czwartkowy wyrok oczywiście nie dotyczy.

Skazani twierdzą, że nie wiedzieli, iż sprzedają samochody, które pochodzą z kradzieży. Oni byli jedynie pośrednikami w transakcjach. Samochody trafiały do ich komisu nie bezpośrednio od właścicieli, a od pośrednika, który dostarczał im auta.

- Oskarżeni nie wiedzieli, że sprzedają kradzione auta - przekonywał w mowie końcowej Andrzej Kowalski, adwokat oskarżonych. - Oskarżeni otrzymywali auta od pośrednika, który przywoził im oryginalne umowy podpisane przez byłych właścicieli i oryginalne dowody rejestracyjne. To nabywcy, kupując te samochody, naruszyli prawo, ponieważ zawierając umowy, z których wynikało, że kupują bezpośrednio od ich właścicieli, poświadczyli nieprawdę - przekonywał mecenas Kowalski.

Sąd jednak był innego zdania i nie dał wiary słowom adwokata.

- Niemożliwym jest, by oskarżeni nie wiedzieli, że sprzedają kradzione samochody - mówi sędzia. - Faktycznie, można sprzedać dwa, trzy skradzione auta, ale nie w tak krótkim czasie taką ilość.

I wyjaśnia na czym polegał proceder. Na terenie Belgii i Holandii działał gang, który zajmował się kradzieżą samochodów. Potem po prostu kradziono dokumenty na samochód, który marką i kolorem odpowiadał temu, który został już skradziony. Na koniec wystarczyło jedynie przebić numery nadwozia i wystawić auto na sprzedaż.

Samochody do komisu sprowadzał niejaki Jan A., który również stanął przed wymiarem sprawiedliwości, ale w jego sprawie wyrok jeszcze nie zapadł.

- Cieszymy się z wyroku i zakończenia tej sprawy - mówią poszkodowani. - Teraz trzeba będzie odzyskać pieniądze, ale z tym będzie trudno. Dlaczego? Jak sprawą zajęła się policja, skazani od razu pozbyli się swoich majątków. Teraz komornik nie ma co z nich ściągnąć.

Wyrok jest nieprawomocny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna