Dwa dni walczyła o sztuczne płuco, które może uratować życie 23-letniej kobiecie, matce dwojga małych dzieci. - To był mój obowiązek - mówi skromnie. - Przecież jestem lekarzem.
Dr Justyna Matulewicz-Gilewicz jest ordynatorem oddziału nefrologii ze stacją dializ i wicedyrektorem suwalskiego szpitala. Odpowiada za sprawy medyczne.
Tysiące zabiegów
Życie, jak mówi, samo pisze scenariusz. Tak też jest w jej przypadku. Zawód wybrał ojciec, który przeżywszy II wojnę światową uznał, że życie ludzkie, to najcenniejszy dar. I chciał, aby córka ten dar chroniła.
- Bardzo dobrze wybrał, zawód daje mi ogromną satysfakcję - przyznaje. - Bo cóż może być piękniejszego, niż pomaganie innym.
Lekarzem jest od 26 lat. Po studiach chciała pracować w ośrodku akademickim. Los rzucił na Suwalszczyznę, w rodzinne strony.
- Myślałam o pracy na kardiologii, czy oddziale chorób wewnętrznych - wspomina. - Ale ówczesny dyrektor suwalskiego szpitala postawił warunek - da mi pracę, jeśli stworzę oddział sztucznej nerki. Gdy próbowałam wyjaśniać, że nie znam się na tym, odparł: - To się naucz.
Zaczynała w piwnicy szpitala, gdzie na potrzeby stacji dializ adaptowano kilka pomieszczeń. Pracowała i się kształciła.
- Na początku mieliśmy tylko 6 pacjentów - wspomina. - Niedawno świętowaliśmy 20-lecie istnienia oddziału. Przeprowadziliśmy już tysiące zabiegów, pomogliśmy tysiącu chorych.
Pacjenci leczą się latami.
- Tworzymy wielką rodzinę - dodaje. - Cieszymy się ze swoich sukcesów, ale czasem dochodzi też do drobnych spięć. To skutek pośpiechu, być może niepotrzebnych emocji.
Z nadzieją patrzy na młodych, przychodzących do szpitala lekarzy. Z jednej strony są bardziej roszczeniowi - oczekują pracy na dobrym sprzęcie, wysokich zarobków. Z drugiej mają wiele świetnych pomysłów.
- Nie można ich hamować - dodaje. - Trzeba wspierać swoim doświadczeniem.
Potrafi postawić na swoim
Dr Justyna Matulewicz-Gilewicz potrafi być uparta. To, jak mówi, wynika z sytuacji.
Kilka lat temu sprzeciwiła się ówczesnemu dyrektorowi placówki, który chciał sprywatyzować stację dializ. Poruszyła niebo i ziemię, by do przekształcenia nie doszło. I tak się stało.
- Nie jestem przeciwnikiem prywatyzacji - zastrzega rozmówczyni. - W kraju powstają przecież bardzo dobre, prywatne ośrodki. Ale na tej "operacji", w naszym szpitalu mogli stracić pacjenci. A oni są dla mnie najważniejsi.
Gdy w suwalskim szpitalu pojawili się chorzy zarażeni wirusem świńskiej grypy dyrektor włączyła szósty bieg. Od kilku tygodni pracuje niemal na okrągło. Gdy personel, w obawie przed zarażeniem się nie chciał wymienić chorej dziewczynie cewnika, zrobiła to dyrektor Matulewicz-Gilewicz.
A kilka dni temu znowu postawiła na swoim. "Stanęła na głowie", by ściągnąć do szpitala sztuczne płuco.
- Sytuacja była dramatyczna - mówi lekarka. - Matka dwojga małych dzieci, podłączona do respiratora umierała, nie mogliśmy do tego dopuścić.
Tylko, jak jej pomóc? Pamiętała, jak jeden z "zakaźników", dr Krzysztof Nowacki opowiadał, że wykorzystywane na Zachodzie sztuczne płuco jest skuteczniejsze przy leczeniu świńskiej grypy niż respirator. Postanowiła to sprawdzić. Tylko skąd wziąć sprzęt?
Kilkakrotnie prosiła o pomoc ministerstwo zdrowia. Bez skutku. Szukała ratunku w polskich klinikach i za granicą. Wykonała dziesiątki telefonów. Ostatecznie udało się wypożyczyć sztuczne płuco z Legnicy. A później udało się je podłączyć i rozpocząć leczenie. O jego efektach mówić za wcześnie. Ale iskierka nadziei jest.
Jest zodiakalną panną. Trudno ją urazić. Nie lubi jednego - gdy ktoś próbuje nią manipulować. Marzenia wiąże z synem - studentem medycyny i Szkoły Głównej Handlowej. Chciałaby, żeby został lekarzem i żeby też ratował życie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?