Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strach w PEC- u. Próbują zwalniać pracowników, którzy podpadną

Tomasz Kubaszewski
Prezes suwalskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej próbuje zwalniać z pracy nawet działaczy związkowych. Tych oczywiście, którzy mu podpadną. - To, co dzieje się w tym przedsiębiorstwie woła o pomstę do nieba - mówi Ryszard Mikołajczyk, były pracownik. - To firma policyjna - dodaje Marek Arciszewski.

Prezes przedsiębiorstwa Karol Wandzioch ma swój pogląd w tej sprawie. - Jak ktoś nie chce u nas pracować, to nie musi - mówi.

Mikołajczyk i Arciszewski zwolnili się z PEC-u pod koniec ubiegłego roku. Ten pierwszy był przez kilka lat przewodniczącym Związku Zawodowego Ciepłowników - jednego z trzech działających w firmie.

- Wszystko zaczęło się w 2007 roku, kiedy prezes odbywał spotkania z pracownikami poszczególnych działów - opowiada. - Między innymi ja ośmieliłem się skrytykować to, co dzieje się w firmie. Potem zostałem wezwany na dywanik.

Byłem wręcz przesłuchiwany w obecności kierowników wszystkich działów.
Działania prezesa związek krytykował jeszcze wiele razy. Kwestionował np. to, że pracowników w sile wieku kieruje się, pod rygorem utraty pracy, na studia. Protestował przeciwko pomysłom związanym z różnicowaniem płac i podwyżkami dla administracji.

Związkowcy krytykowali również faworyzowanie niektórych kosztem innych. Do awansu, ich zdaniem, wystarczyło, iż schlebiali prezesowi. Dzięki temu dla pewnej kobiety stworzono nawet specjalny dział, a kierowca z zawodu został kierownikiem.

Za krnąbrność Ryszard Mikołajczyk został najpierw ukarany upomnieniem. Odwołał się do sądu i wygrał. Minęło raptem parę miesięcy, gdy prezes wyrzucił go z pracy. Mimo że chroniły go przepisy dotyczące związków zawodowych oraz członków rady pracowniczej. Także w tym przypadku sąd nie miał wątpliwości, że prezes złamał prawo i kazał przywrócić go do pracy. Podobnie było w przypadku jeszcze jednego działacza związkowego. I jego prezes chciał się pozbyć. - Pewnych zachowań tolerować nie możemy - wyjaśnia Karol Wandzioch. - Wnioski do sądu były zasadne, bo jeśli ktoś np. samowolnie oddala się z miejsca pracy, to konsekwencje musi ponieść.

Zdaniem związkowców, na każdego z nich szefostwo firmy szuka po prostu haka. - A w takiej sytuacji coś zawsze można znaleźć - mówi Marek Arciszewski.
Zarówno on, jak i Ryszard Mikołajczyk z PEC-em związani już nie są. - Jeszcze trochę i pewnie bym zwariował - mówi ten drugi. - Chcemy jednak zrobić coś dla ludzi, którzy tam zostali. To przecież prawie 200 osób - zastraszonych, bojących się nawet krzywo spojrzeć na prezesa.

- Myślę, że atmosfera w przedsiębiorstwie nie jest zła i nie ma problemu współpracy ze związkami - mówi tymczasem K. Wandzioch.
Czy tak jest, chcieliśmy zapytać wczoraj szefa największej organizacji związkowej - Solidarności. Nie chciał jednak z nami rozmawiać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna