Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Straż Graniczna nie potrzebuje medycznych aktywistów do pomocy. W razie potrzeby wzywa zespoły ratownictwa medycznego

Agnieszka Siewiereniuk
Agnieszka Siewiereniuk
Podlaska Policja
Aktywiści, którzy pojawili się niedaleko strefy stanu wyjątkowego, cały czas domagają się wpuszczenia ich w obszar bezpośredniego działania Straży Granicznej i żołnierzy. Grupa osób, występująca jako „Medycy na Granicy”, chce nieść pomoc migrantom, ale nie przyjmuje do wiadomości, że taka pomoc jest udzielana każdorazowo, jeśli istnieją ku temu przesłanki.

Nielegalni migranci, którzy przedostali się do Polski, koczują po lasach nawet po kilka dni. Do nich chcą docierać działacze, między innymi z grupy aktywistycznej „Medycy na Granicy”. O ile można zrozumieć odruch serca i chęć niesienia pomocy, to o tyle trudniej jest wytłumaczyć tym aktywistom, że pomoc medyczna jest udzielana za każdym razem, kiedy istnieje taka potrzeba. Udzielają jej sami strażnicy graniczni, Terytorialsi i żołnierze, ponieważ większość z nich ma przeszkolenie medyczne lub ratownicze, a w razie poważniejszych zdarzeń każdorazowo wzywane są zespoły ratownictwa medycznego.

Szef MSWiA odpisał abp. Polakowi. Potwierdził, że nie jest zainteresowany rozmową z nami. Przedstawiciele grupy koordynującej naszą akcję - Jakub Sieczko, Kaja Filaczyńska, Marcin Janik spotkali się z Komendantem Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej płk. Andrzejem Jakubaszkiem. Spotkanie trwało 45 minut. W sprawie dla nas najistotniejszej otrzymaliśmy odpowiedź odmowną - Komendant poinformował nas, że obecnie niemożliwy jest wjazd naszej grupy do strefy stanu wyjątkowego – takie informacje zamieściła na profilu na Twitterze grupa aktywistyczna „Medycy na Granicy”.

I oczywiście w ślad za tym, tę informację poniosły dalej media, które od początku kryzysu migracyjnego krytycznie opisują wszelkie działania podejmowane przez rząd, służby mundurowe oraz żołnierzy. Jest to o tyle dziwne, że strażnicy graniczni sami wielokrotnie udzielali migrantom pierwszej pomocy przedmedycznej, a kiedy trzeba było wzywali zespoły ratownictwa medycznego. Potwierdza to także Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku.

- Sytuacja na granicy jest bardzo niepokojąca. Jako lekarz mam ogromną obawę, że w pewnym momencie przekroczy to próg naszej wydolności. Ale zrobimy wszystko co możemy, by tym ludziom pomóc. Nie do nas należy ocena czy dana osoba jest w naszym kraju legalnie czy nie. Zostawiamy to odpowiednim służbom. My ratujemy życie i zdrowie – wyjaśniał kilka dni temu dr Mirosław Rybałtowski z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku.

I wyraźnie przekazał w rozmowie, że to najczęściej Straż Graniczna wzywa pogotowie ratunkowe. Nie można więc mówić o tym, że pomoc nie jest udzielana, albo że się jej odmawia. Takie sytuacje nie mają miejsca. Miejsce ma za to coś innego. Bo często zdarza się, że sami migranci odmawiają udzielenia im pomocy. Nie chcą mieć styczności z funkcjonariuszami Straży Granicznej, bo wówczas ich dalsza podróż do Niemiec lub innego kraju już nie będzie mogła się odbyć. Aktywiści, nawet gdyby wjechali do strefy stanu wyjątkowego też tego nie zmienią, bo tak samo jak na wszystkich innych, ciążyłby na nich obowiązek poinformowania strażników granicznych o znalezieniu nielegalnych migrantów.

Kolejna sprawa, to symulacje chorób i dolegliwości. Cudzoziemcy, szczególnie w obecności osób postronnych symulują choroby, dolegliwości i urazy. Lekarze i ratownicy medyczni spędzają niekiedy długie godziny starając się pomóc osobom, które w ogóle takiej pomocy nie wymagają. W tym czasie bez pomocy mogą zostawać mieszkańcy województwa podlaskiego, do których karetka nie dojedzie, albo przyjedzie za późno, bo jest zaangażowana w pomoc, której nikt de facto nie potrzebuje.

- Część migrantów symuluje chorobę. Pewnie upatrują w tym możliwość pojechania do szpitala, ogrzania się i zjedzenia posiłku. To dla medyków spore wyzwanie, by odróżnić osoby symulujące, od tych które są naprawdę chore – przekazał dr Mirosław Rybałtowski.

W końcu problemem są także ucieczki ze szpitali. Straż Graniczna informowała już kilkukrotnie, że migranci, których przewieziono do szpitali, na drugi dzień lub nawet tego samego dnia potrafią uciec przez okno, albo jakimkolwiek innym wyjściem. I bywa, że zostawiają swoich bliskich, żony, czy dzieci. Ich los nagle przestaje być ważny, bo ważniejszym jest dotarcie na zachód Europy.

Straż Graniczna i minister Mariusz Kamiński podkreślają, że nie ma potrzeby wpuszczania aktywistów medycznych w strefę stanu wyjątkowego, bo służby medyczne niosą pomoc wszystkim, którzy jej potrzebują. Z drugiej strony trzeba byłoby wyznaczyć funkcjonariuszy dla medyków, aby im zapewnić bezpieczeństwo. Nie jest bowiem żadną tajemnicą, że do Polski usiłują się przedostać osoby niebezpieczne, a na dodatek dochodziło już wielokrotnie do przemocy w pasie granicznym. W stronę polskich mundurowych leciały drewniane kłody, kamienie, migranci mają też przy sobie zorganizowane im przez służby białoruskie noże czy siekiery.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Straż Graniczna nie potrzebuje medycznych aktywistów do pomocy. W razie potrzeby wzywa zespoły ratownictwa medycznego - Kurier Poranny

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna