Helena Wysocka

Suwałki. Najpierw go oskarżyli i skazali. Teraz żądają, by... przeprosił

- Nie zależy mi na funkcjach, czy honorach, ale na prawdzie - mówi Mirosław Marmur. - Zawsze jej broniłem i dalej będę bronił. Taki już jestem. Fot. Helena Wysocka - Nie zależy mi na funkcjach, czy honorach, ale na prawdzie - mówi Mirosław Marmur. - Zawsze jej broniłem i dalej będę bronił. Taki już jestem.
Helena Wysocka

Mirosław Marmur z Suwałk jest działkowcem. Patrzy na ręce władzy, liczy pieniądze i żąda rachunków. Władze ogrodu postanowiły się go pozbyć i odwołały z członka Polskiego Związku Działkowców tłumacząc, że agituje innych do wystąpienia ze struktur.

Fałszywie mnie oskarżyli i skazali - nie kryje żalu suwalczanin. Zaskarżył uchwałę o wykreśleniu z listy działkowców do PZD w Białymstoku i dokument został unieważniony. Można byłoby powiedzieć, że wygrał. Ale bitwę, nie wojnę, bo ta wciąż trwa. Władze ogrodu wzywają Marmura przed swoje oblicze w poniedziałek. Tym razem będą go rozliczały za to, że naruszył ich dobra osobiste.

- Nie zrobiłem nic złego - zapewnia suwalczanin. - To ja jestem wciąż pomawiany i zastraszany.

Andrzej Derlukiewicz, prezes ogrodu, ma jednak odmienne zdanie: - Rozpowszechnia nieprawdziwe informacje - argumentuje. - Nie możemy zatrzymać się w połowie drogi, musimy sprawę wyjaśnić do końca. Ale zachowamy się jak prawdziwi chrześcijanie. Jeśli nas przeprosi, pozostanie członkiem stowarzyszenia. W innym przypadku - nie.

Ludzie się skarżyli

Mirosław Marmur jest emerytowanym nauczycielem. Sześć lat temu kupił działkę w Rodzinnym Ogrodzie Działkowym im. Marii Konopnickiej, najstarszym i jednym z największych w Suwałkach. Mówi, że chciał mieć swoją oazę. Niewielki kawałek ziemi, a do tego altanę, w której mógłby stworzyć pracownię plastyczną i realizować pasję. Ale szybko odezwała się w nim dusza belfra oraz społecznika. Pomyślał, że skoro już ma pracownię, to mógłby też organizować bezpłatne kursy plastyczne dla uprawiających działki samotnych, czy starszych osób.

- Większość z nich nigdy nie miała pędzla w ręku - tłumaczy inicjatywę. - A z pewnością w wielu drzemie ukryty talent.

Z pomysłem poszedł do byłego zarządu ogrodu, ale nie spotkał się ze zrozumieniem. Usłyszał, że zajęcia nie są możliwe, bo na działkach powstanie zbyt duże zamieszanie. Z biegiem czasu zauważył, że inne pomysły, zgłaszane przez działkowiczów, też upadają. Nawet te, które dotyczą poprawy estetyki.

- Nie było zgody ani na wymianę sanitariatów, które przypominają peerelowskie sławojki, ani na remont urządzeń na placu zabaw dla dzieci. Ludzie skarżyli się, że były prezes traktuje ogród jak folwark, że ich ignoruje - opowiada.

Łzy w oczach wielu działkowców spowodowały, że w 2015 r. Marmur dał się namówić, by podczas wyborów nowego zarządu, działkowcy zgłosili jego kandydaturę. Wyraził zgodę na pozostanie skarbnikiem. Ale bardziej był nim na papierze, niż w rzeczywistości. Bo, jak mówi, nie miał prawa wglądu do dokumentów. Nikt też nie chciał wyjaśniać jego wątpliwości dotyczących finansów. - Zarząd chciał, bym ponosił odpowiedzialność w ciemno - tłumaczy.

Trudno się dziwić, że na to nie przystał. Ale mimo to wciąż figurował w strukturach PZD jako skarbnik. - Zadawałem niewygodne pytania? - zastanawia się emeryt. - Może tak, ale działkowcy chcieli wiedzieć na co wydawane są ich pieniądze. Proszę zrozumieć, to starsi ludzie, dla których liczą się nawet grosze. Chciałem im pomóc.

Konflikt pomiędzy suwalczaninem a zarządem ogrodu pogłębił się w połowie 2015 roku. Wtedy działkowcy otrzymali informację, że będą kontynuowane prace przy modernizacji przyłączy energetycznych. Mówiąc inaczej, trzeba było „wynieść” poza posesję liczniki do skrzynek rozdzielczych.

- A wcześniej je zakupić. Tymczasem wielu działkowców po prostu nie było na to stać - tłumaczy Marmur.

Ale władze ogrodu były konsekwentne i kilka miesięcy później wyłączyły prąd na kilkudziesięciu działkach, w tym na tej, należącej do pana Mirosława.


Andrzej Bojko, prezes Zarządu Okręgu Podlaskiego Polskiego Związku Działkowców w Białymstoku:

- Jeżeli pan Marmur uważa, że zarząd Rodzinnych Ogródków Działkowych im. Konopnickiej dopuścił się względem niego pomówień, to może swoich praw dochodzić na drodze cywilnej (...) Informacje o tym, że zarząd ponownie wezwał pana Marmura na posiedzenie, dotarły do nas dopiero 11 stycznia 2017 r. W związku z tym zdecydowaliśmy podjąć niezwłoczną interwencję w celu zakończenia sporu. Cała sprawa zostanie więc najprawdopodobniej skierowana do mediacji w Okręgowej Komisji Rozjemczej...”. Prezes dodaje, że zarzuty postawione przez M. Marmura wyjaśnia specjalna komisja.

- Wycięli po kilkadziesiąt centymetrów przewodu w skrzynkach - dodaje rozmówca. - Dla mnie to była czysta dewastacja instalacji. Uważam, że wcześniej należało dokonać inwentaryzacji sieci, wszystko przeanalizować, a później zlecać prace. W tym przypadku było odwrotnie. Najpierw zniszczono kable, a później, bez udziału elektryka, odbyły się fikcyjne kontrole przyłączy.

Dlatego wiosną minionego roku, gdy podczas walnego zebrania oceniano działalność zarządu, poprosił władze, by wyjaśniły, gdzie podziały się tzw. opłaty energetyczne. Dlaczego z tych właśnie pieniędzy nie modernizowano sieci? Dlaczego najpierw wycięto przewody, a później przeprowadzono kontrole przyłączy?

- Pytania przygotowałem na piśmie, ponieważ wiedziałem, że prezes chce skrócić czas wystąpień z pięciu do trzech minut - tłumaczy skarbnik.

Pismo przekazał zarządowi ogrodu i działkowcom. Ci zaczęli się burzyć, pojawiła się inicjatywa, by odwołać zarząd. Ale suwalczanin ostudził emocje. Nie chodziło bowiem, jak mówi, o obalenie władzy, ale o wyjaśnienie wszystkich wątpliwych kwestii.

- Prosiłem o powołanie zespołu, który dokonałby audytu - dodaje rozmówca.

Ale wniosek nie przeszedł. Podobnie jak ten, skierowany do komisji rewizyjnej ogrodu, którą prosił o zbadanie dokumentów dotyczących przeglądu komisyjnego sieci elektrycznych. Przewodniczący komisji Tadeusz Kotarski zdecydował, że kontroli nie będzie. Dorzucił do tego „ogrodowe pozdrowienie”. A co z pytaniami do zarządu? Ten zdecydował, że zajmie się nimi na kolejnym zebraniu. Wszystko wskazuje na to, że grał na czas. Bo, jak twierdzi zainteresowany, wtedy pod jego adresem, zamiast liczb i kwot, posypał się grad oskarżeń.

- Był to sąd kapturowy. Zostałem publicznie zlinczowany, pomówiony i napiętnowany - twierdzi suwalczanin.

To nie wszystko. Władze ogrodu postanowiły usunąć Marmura z listy Polskiego Związku Działkowców za agitowanie i namawianie innych członków do wystąpienia ze struktur. Potwierdzać to mieli świadkowie. Tyle tylko, że jak się niebawem okazało, fałszywi. Bo ci, których zarząd wskazał, orzekli, że nic na ten temat nie wiedzą. Uchwała została więc unieważniona.

- Pozbawili mnie też funkcji skarbnika- dodaje działkowiec. - Jak to możliwe, nie mam pojęcia. Bo za skarbnika podawał się wiceprezes.

W końcu minionego roku wystąpił do Zarządu Okręgu Podlaskiego PZD w Białymstoku z prośbą o wyciągnięcie konsekwencji wobec tych, którzy osądzili go na podstawie fałszywych oskarżeń. Odpowiedzi jeszcze nie otrzymał.

Błędów nie znaleźli

Andrzej Derlukiewicz mówi, że zarząd podejmuje decyzje kolegialnie i działa przy otwartej kurtynie.

- Trudno jednak, żebyśmy odpowiadali na wymyślone zarzuty - mówi. - Niedawno mieliśmy kontrolę z Białegostoku. Nie wykazała żadnych uchybień.

Prezes nie ukrywa, że jeśli Marmur nie pokaja się, to z listy działkowców zostanie wykreślony. Za to, że nie przestrzega zasad współżycia społecznego.

- Tak?! - dziwi się zainteresowany. - Raczej za to, że dociekam prawdy.

Helena Wysocka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.