Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanisław Wesołowski, były nauczyciel ze Stalowej Woli, w elitarnym klubie stulatków. Opowiedział nam historię swojego życia

Zdzisław SUROWANIEC
- Zimą nie wychodzę z domu, bo na śniegu jestem "wywrotowcem” - żartuje.
- Zimą nie wychodzę z domu, bo na śniegu jestem "wywrotowcem” - żartuje. Zdzisław Surowaniec
Ze stulatków, jakich spotkałem, spotkanie ze Stanisławem Wesołowskim było dla mnie niezwykłe. Tamci stulatkowie to były proste, wiejskie kobiety. Teraz miałem przed sobą człowieka wykształconego, intelektualistę, który dał mi wykład o prozie Balzaka.

Stanisław Wesołowski

Stanisław Wesołowski

Ma 100 lat. Urodził się 4 stycznia 1911 roku w Kamieńsku koło Łodzi. Jako młody człowiek ukończył Wydział Mechaniczny Państwowej Szkoły Włókienniczej w Łodzi i Wydział Mechaniczny Politechniki Łódzkiej. Został inżynierem mechanikiem, specjalność - obróbka metali. Pracę zawodową ukończył w 1980 roku.

Czwartego stycznia mieszkający w Stalowej Woli Stanisław Wesołowski skończył sto lat. Kilka dni potem przyszedł na spotkanie do szkoły, w której uczył przedmiotów zawodowych dwadzieścia sześć lat, a która teraz nazywa się Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych nr 1 imienia Generała Władysław Sikorskiego. A krótko i popularnie - "szkoła pod basenem".

WSPÓLNE ZABAWY

Czasy, kiedy był nauczycielem, jubilat wspomina bardzo dobrze. - Było koleżeństwo, bawiliśmy się razem, ja nawet zabawy urządzałem. Trzy zabawy urządziłem w sylwestra, ale w którym roku to już nie pamiętam. Koleżeństwo wtedy było, nie tak, jak teraz, bo teraz każdy sobie urządza zabawy. A przedtem ludzie współżyli ze sobą, współżycie było lepsze niż obecnie. Bo obecnie to każdy tylko się ściga, tylko patrzy jak najwięcej zarobić, żeby jak najwięcej mieć. A przedtem tego nie było. Na wycieczki się razem jeździło. Tak że bardzo przyjemne wspomnienia są z tych czasów - zapewnia.

Wczytuję się w życiorys jubilata, jaki otrzymałem ze szkoły. Urodził się w Kamieńsku, w powiecie piotrkowskim, w województwie łódzkim. W czasie pierwszej wojny światowej ojciec pana Stanisława, podlegający mobilizacji, został ewakuowany wraz z rodziną z Lublina do Rosji. Wyjechali do rodziny matki, do Sankt Petersburga. Ojciec Piotr, po krótkim okresie pracy w Zakładach Naftowych Nobla, został zmobilizowany. Jego miejsce w zakładzie zajęła matka Fanciszka. W Petersburgu przebywali od 1915 roku. Jesienią 1918 roku wrócili do Polski.

Ojciec, komisarz Policji Państwowej Komendy Powiatowej, zginął śmiercią tragiczną w 1935 roku w Opocznie, w wieku pięćdziesięciu lat. Był kierownikiem Brygady Wydziału Śledczego w Łodzi. Od tej pory matka zajmowała się domem i wychowaniem czwórki dzieci. Stanisław był najstarszy.

WYWIEZIONY NA ROBOTY

Stanisław w 1932 roku ukończył Wydział Mechaniczny Państwowej Szkoły Włókienniczej w Łodzi i uzyskał tytuł mechanika. Potem skończył Wydział Mechaniczny Politechniki Łódzkiej jako inżynier mechanik, specjalność - obróbka metali. Po odbyciu służby wojskowej, gdzie uzyskał stopień podporucznika, w latach 1934-1938 pracował w Starachowickich Zakładach Górniczych jako planista i kontroler.

Przyszła druga wojna światowa. Jeden brat, Lech Wesołowski (1913-1940), został rozstrzelany przez Niemców w Górach Wysokich pod Sandomierzem, za udział w konspiracji w Starachowicach, a drugi, Jerzy Maciej Wesołowski (1918-1942), zginął w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu.

Pan Stanisław trafił do powstających Zakładów Południowych, czyli obecnej Huty Stalowa Wola, w 1938 roku. Pracował jako kontroler, frezer, szlifierz. W 1944 roku został na rok wywieziony na roboty przymusowe do Stahlwerke Braunschweig Wattenstadt w Hannoverze. Po wyzwoleniu do 1949 roku pracował w Zakładach Niskiego Napięcia w Łodzi jako kierownik kontroli i kierownik obróbki mechanicznej.

Wrócił do Stalowej Woli i do 1954 roku pracował w hucie jako starszy konstruktor. Wykonał około 1750 rysunków, skonstruował przyrząd do nacinania zębów kół ślimakowych, wózek do transportu tokarek, wykonał konstrukcję przyczepy do przewozu długich materiałów.

NAUCZYCIEL Z PRZYPADKU

Rozpoczął współpracę z Politechniką Krakowską jako wykładowca przedmiotu technologia produkcji wielkoseryjnej oraz konsultant prac dyplomowych, w ramach Terenowego Studium Wieczorowego Wydziału Mechaniki. Od 1954 roku był nauczycielem w Technikum Mechanicznym przy ulicy Hutniczej. Przeszedł na emeryturę w 1971 roku, ale nadal pracował na pół etatu jako starszy konstruktor w warsztatach szkolnych, do 1980 roku.

Jego życie prywatne to małżeństwo z Wandą z Domowiczów. Wychowali trójkę dzieci. Syn Piotr zmarł w 2003 roku, żona odeszła w 2005 roku.
- Nauczycielem zostałem z przypadku. Pracowałem jako konstruktor w hucie i mój kierownik Kazimierz Jencz zażyczył sobie, żebym zaczął uczyć w technikum, najpierw jako dochodzący, a potem jako stały nauczyciel - wspomina jubilat. Uczył obróbki skrawaniem i technologii budowy maszyn.

Jak przyznaje, zawsze pasjonowała go technika samochodowa. - Nawet zbudowałem mały samochodzik, gokarta. To był pierwszy gokart, jaki powstał w Stalowej Woli. A mój syn nawet jeździł na wyścigi, byliśmy w Jarosławiu, w Przemyślu, zajmował jakieś tam miejsca - pamięta. - Miałem predyspozycje do budowy czegoś, a szczególnie obiektów mechanicznych, maszyn, pojazdów czy innych urządzeń. To mnie interesowało. Stale koło tego grzebałem - dodaje.

ŚWIETNA PAMIĘĆ

Sport jest pasją pana Stanisława do dziś. - Cały czas zajmuję się sportem, to znaczy obserwuję sport w telewizji, Formułę 1, siatkówkę, tenis, boks, najważniejsze zawody oglądam na żywo. Choć parę dni temu dodane, to mówi się "na żywo" - uśmiecha się.
Stuletni pan Stanisław ma świetną pamięć. Wylicza znajomych ze szkolnych lat: - Pamiętam dyrektora Tadeusza Wójcika, dyrektora Mieczysława Sajdka, z którym mieszkałem po sąsiedzku, Tadeusza Stareckiego - męża bibliotekarki, Józefa Walczynę, Franciszka Kopytę, Kazimierza Lustycha. Ja właściwie straciłem wszystkich przyjaciół, kolegów, z którymi współpracowałem, z którymi razem się bawiłem. Teraz to już jestem samotnikiem, tak że nie mam ani kolegów, ani przyjaciół, wszystko już poszło - mówi nostalgicznie.

- W zasadzie pochodzę z długowiecznej rodziny - przyznaje. - Matka zmarła, kiedy miała osiemdziesiąt siedem lat, wujkowie i ciotki też dożywali do osiemdziesięciu paru lat. To takie geny mamy. Mam mieszane geny, bo moja prababka była Alzatką, a babka była Saksonką. Tak, że mam sporo juchy niemieckiej we krwi. I to może te geny wzbogaciło - uśmiecha się pan Stanisław.

JADŁ NORMALNIE

- Nigdy nie myślałem, że dożyję stu lat. A teraz przeszło sto lat żyję. Sto razy dookoła słońca obleciałem razem z ziemią - wylicza humorystycznie. - Specjalnych przepisów na długie życie nie mam. Normalnie żyłem, normalnie jadłem to, co mi dali. Jak mi smakowało, to jadłem, jak nie, to odrzucałem i tyle. Do wojska nie paliłem papierosów, w wojsku zacząłem, ale rzuciłem. Od nigdy nie palę - zapewnia.

- Czuję się, jak groch przy drodze - mówi żartobliwie o sobie, a ja zaglądam do słownika i wyczytuję, że oznacza to "być narażonym na nieprzyjemności z każdej strony, jak groch zasiany przy drodze, podskubywany przez głodnych wędrowców". - Nie tak się czuję, jak się czułem, jak miałem siedemdziesiąt lat, nawet osiemdziesiąt. Wtedy to potrafiłem wypić dobrze. Teraz jak kieliszek wypiję na przyjęciu, to jest wszystko - żałuje pan Stanisław. - Ale sam zmywam naczynia, to jest mój obowiązek. I sporo czytam - dodaje.

- Mam zaległości w czytaniu, przeczytałem więc kilkanaście tomów Balzaka, bardzo mi się podoba. W szczegółach opisuje najróżniejsze zdarzenia, historie, ubiory, bardzo szczegółowo opisuje, co się u innych pisarzy nie zdarza. Ale trzeba mieć cierpliwość, żeby to wszystko wyczytać. Te powieści są pisane zupełnie inaczej niż teraz. Teraz to wszystko musi się szybko odbywać, a przedtem, zanim doszło do opisu zdarzeń, to się opisywało przestrzenie, budowle, krajobraz. Dlatego Balzaka cenię, że nawraca do historii narodu, jak żył, jak się rozwijał, jakie były warstwy rządzące, ludność, szlachta, chłopi. On był zadeklarowanym monarchistą, najwięcej opisywał szlachtę, z pospolitą ludnością nie bardzo się bratał. A wcale nie był szlacheckiego pochodzenia. Ale napisał sobie "de" do nazwiska Balzak. Miał znajomości we francuskiej arystokracji i bardzo je sobie cenił - słucham małego wykładu pana Stanisława i jestem dla niego pełen podziwu.

STOWARZYSZENIE POWOLNYCH

- Zawsze byłem pogodny. Nigdy się naprzód nie przejmowałem i nigdy się nie spieszyłem, żeby coś zrobić. Przez co czasami ktoś inny za mnie coś zrobił i może nawet lepiej jak ja. Po co się miałem spieszyć? Wyczytałem, że powstało stowarzyszenie ludzi nie spieszących się. No, może ja do tego stowarzyszenia należę. Nigdy się nie spieszę, prawda, zawsze mam czas - usłyszałem od pogodnego stulatka coś, co może być receptą na długie życie.
I tak powoli, powoli pan Stanisław okrążył ziemię sto razy i zaczyna kolejne okrążenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie