Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Święta za kratami

Urszula Bisz [email protected]
Ksiądz Ryszard Pasturek z rozrzewnieniem wspomina święta Bożego Narodzenia, które spędził w zakładzie karnym (zdjęcie z prawej). W domu trzyma na pamiątkę stare egzemplarze "Współczesnej”, w których drukowaliśmy zdjęcia z więziennych wigilii.
Ksiądz Ryszard Pasturek z rozrzewnieniem wspomina święta Bożego Narodzenia, które spędził w zakładzie karnym (zdjęcie z prawej). W domu trzyma na pamiątkę stare egzemplarze "Współczesnej”, w których drukowaliśmy zdjęcia z więziennych wigilii.
Mimo wszechobecnych reklam świątecznych przekonujących nas już od października, że wszyscy są w nastroju bożonarodzeniowym, są miejsca, gdzie święta Bożego Narodzenia bywają trudnym okresem.

Niektórzy muszą pracować, narażając się nawet na śmierć. Inni muszą spędzać te dni bez rodzin, bo przebywają w miejscach odosobnienia. W takich sytuacjach bardzo ważne bywa wsparcie kapłana.

Dlatego zarówno w służbach mundurowych, jak i w zakładach karnych wprowadzono funkcję kapelana. To on pomaga potrzebującym przeżyć święta Bożego Narodzenia w sposób wyjątkowy.

Wielokrotnie przekonał się o tym ksiądz Ryszard Pasturek, który przez 17 lat był kapelanem w Zakładzie Karnym w Białymstoku. Kilka miesięcy temu przeszedł na emeryturę, ale pracę za kratami i przeżyte tam święta wspomina z wielkim sentymentem.

Więźniowie wysyłają prezenty
- Już od pierwszej niedzieli adwentu widzi się tam i słyszy inne zachowanie, inne rozmowy - wspomina ksiądz Ryszard. - Jest to duża różnica: podczas świąt być w więzieniu, a nie w domu rodzinnym. Po osadzonych widać zadumę, widać, że mniej rozmawiają. Jednak na swój sposób oni sobie jakoś ten czas organizują.

Podczas niedziel adwentu przychodzą po opłatek. Kiedyś ich zapytałem, po co im ten opłatek. Jeden z więźniów mi wytłumaczył, że u niego w rodzinie ten, kto nie bierze udziału w świętach Bożego Narodzenia, wysyłając życzenia, musi też wysłać opłatek.

W związku z tym ksiądz Pasturek co roku kupował więźniom kartki świąteczne i przynosił opłatki, by potem ci mogli je wysłać do swoich rodzin. Niektórzy nawet prosili go o więcej. O odwiedzenie przed świętami ich rodzin, którym zawoził własnoręcznie wykonane przez osadzonych prezenty, jak to oni nazywali - fajanse. Były to szkatułki, róże, ramki ze zdjęciem rodziny.

Jak opowiada, dla bliskich, których odwiedzał, te wizyty bardzo dużo znaczyły. Odwiedzał ich kapłan, któremu zaufał ich ojciec, syn czy mąż, skazany za popełnienie przestępstwa. Znaczyło to, że za kratami ich bliski zmienił się na lepsze.

Za kratami było... pięknie
Były też inne oznaki wewnętrznej przemiany. Część skazanych przychodziła do księdza podczas adwentu, by wyspowiadać się przed Bożym Narodzeniem. Jak mówili, takiej tradycji nauczyły ich matki czy żony. Często też w intencji swoich matek, córek czy żon o imieniu Ewa przychodzili na mszę świętą w Wigilię.
- Jeden z moich byłych więźniów Giovanni pisze do mnie nadal z Włoch.

Wspomina mile pobyt w więzieniu. Twierdzi, że było pięknie - śmieje się Pasturek. - Gdy był jeszcze w Białymstoku, przyszedł do mnie na święta Bożego Narodzenia i powiedział, że chce się wyspowiadać. Problem był jednak w tym, że ja biegle nie znałem nazw grzechów po włosku. Przyprowadziłem mu więc księdza, który był profesorem w seminarium, a wcześniej studiował we Włoszech. Dzięki temu Giovanni mógł wziąć udział w spowiedzi w swoim ojczystym języku.

Bardzo mi za to dziękował.
Jak opowiada ksiądz Ryszard, więźniowie bardzo przeżywają święta. Jest to dla nich czas refleksji. Myślą o swoich rodzinach i przeżytych kiedyś opłatkach. W tym czasie słuchają kolęd, przybierają ozdobami cele, świetlicę, kaplicę.

Oczywiście ubierają też choinkę. Spotkania wigilijne mają właściwie dwa. Jedno 24 grudnia, gdy wszyscy zasiadają do tradycyjnej kolacji wigilijnej. Drugie dzień lub dwa wcześniej, gdy do więzienia przyjeżdżają ich rodziny. Bliscy przywożą im dania wigilijne. Dzielą się też ze sobą opłatkiem.

- Każda rodzina siedzi przy oddzielnym stole, ja podchodzę do każdego z nich, by podzielić się opłatkiem - opowiada kapłan. - Przy prawie każdym z czyjegoś oka popłynie łza.

Jednak żeby przekonać więźniów do odpowiedniego przeżywania świąt i dzielenia się swoimi emocjami, ksiądz Ryszard Pasturek musiał się napracować, by ci nabrali do niego zaufania. Gdy 17 lat temu został kapelanem w białostockim zakładzie karnym, osadzeni patrzyli na niego nieufnie. Byli przekonani, że przysłano do nich szpicla.

- Po jakimś czasie zżyłem się z nimi, zrównałem - opowiada kapłan - To byli moi przyjaciele. Nawet miałem propozycje od biskupa, żeby przejść na jakąś parafię, ale nie chciałem. Gdy się o tym dowiedzieli, stwierdzili, że jestem ich człowiek. Z nimi trzeba było nauczyć się rozmawiać.

Zdarzało się, że bluźnierstwa i wulgaryzmy słyszało się nawet podczas mszy świętej. Trzeba było na to reagować spokojnie, nie denerwować się, nie komentować, to i oni się uspokajali.

Wspomina, że przez te 17 lat posługi za kratami nauczył się specyficznego slangu, dzięki któremu łatwiej było mu komunikować się z więźniami. A jak poznawał ich problemy i kiedy z nimi rozmawiał? Pijąc wspólnie kawę w celach, razem jedząc posiłki, spacerując po zamkniętym na klucz spacerniaku.

W milicji wiara była źle widziana
Również kapelani policyjni na początku mieli problemy z dotarciem do powierzonych ich opiece ludzi.

- Jestem kapelanem od 1993 roku, od samego początku. Wtedy nastąpiły przemiany - opowiada prawosławny ksiądz Anatol Konach, kapelan podlaskiej policji. - W tamtych czasach na księdza patrzono troszeczkę jak na jakiegoś dziwoląga, bo wiadomo było, że Milicja Obywatelska była zbrojnym ramieniem partii PZPR.

Jeżeli policjanci byli religijni, ta religijność była bardzo stłamszona i ukryta. Za noszenie krzyżyka na piersi można było stracić pracę. A teraz, po latach, zdarza się, że proszą, żeby udzielić ślubu, ochrzcić dzieci, poświęcić mieszkanie. Teraz atmosfera jest zupełnie inna. Ot, chociażby w mojej parafii są policjanci, którzy śpiewają w chórze...

- Trzeba wejść w ich środowisko, w ich sposób myślenia, charakter pracy - dodaje katolicki ksiądz Leon Grygorczyk. - Posłuchać, o czym oni rozmawiają, czym żyją dzisiejsi policjanci. Zwłaszcza, że są różne wydziały. Co innego robi drogówka, a co innego kryminalni czy prewencja. Czasami sami przychodzą do nas, np. z problemami małżeńskimi.

Kiedyś pracownik prewencji powiedział mi, że chciałby się gdzieś przenieść, bo wciąż jest zestresowany, przepracowany, małżeństwo mu się rozpada. Miał służbę na zmiany, podobnie jak jego żona, która była pielęgniarką. Mijali się czasami na klatce schodowej.

A było dziecko, rodzina, obowiązki, problemy. Nawzajem się obwiniali. Gdy został przeniesiony do innej służby, po jakimś czasie spotkałem go. Był zadowolony. Spodziewali się z żoną drugiego dziecka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna