Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Święty Mikołaj w Łomży. Paralotniarz sprawił, że chrześniak ponownie uwierzył w Mikołaja

Paweł Chojnowski
Adam Pupek sprawił wielką niespodziankę nie tylko swojemu chrześniakowi, ale też wielu dzieciom z Łomży. Przez dwa wieczory latał zaprzęgiem Św. Mikołaja i rozrzucał cukierki.
Adam Pupek sprawił wielką niespodziankę nie tylko swojemu chrześniakowi, ale też wielu dzieciom z Łomży. Przez dwa wieczory latał zaprzęgiem Św. Mikołaja i rozrzucał cukierki. Archiwum Adam Pupek
Święty Mikołaj do Łomży przyleciał tydzień przed Gwiazdką. Na jego świetlisty zaprzęg czekało kilkuset mieszkańców. Poszła plotka, że będzie z nieba zrzucał cukierki. Mikołajem okazał się Adam Pupek, znany w grodzie nad Narwią paralotniarz.

Świecące na niebiesko renifery, ciągnące piękne sanie, nadleciały nad łomżyński skatepark z północy. Widoczne były z daleka. Dzieciaki piszczały z wrażenia, a i dorośli byli pełni podziwu - przede wszystkim dla twórcy zaprzęgu, za niecodzienny pomysł. Adam Pupek to paralotniarz z Łomży. To on w przebraniu świętego Mikołaja w grudniowe wieczory krążył nad miastem.

Inspiracja zza oceanu

- W ubiegłym roku zobaczyłem, że ktoś w Stanach Zjednoczonych zbudował na swojej paralotni takie sanie i podczepił do nich sztucznego renifera - wspomina 28-letni łomżanin. - W tym roku więc sam postanowiłem skonstruować świecące sanie, by ucieszyć łomżan.

Konstrukcja musiała być bardzo lekka. Adam wygiął z drutu kształt reniferów i podłączył lampki LED-owe. Na przednim miejscu w motoparalotni (maszyna ma formę wózka do latania w tandemie) umieścił akumulator i... worek ze słodyczami.

- Musiałem brać pod uwagę wyważenie całego sprzętu, przesunąć środek ciężkości. A i tak nie był w powietrzu stabilny - przyznaje paralotniarz.

Ale warto było podjąć wyzwanie. Bo cel był wyjątkowo istotny. - Zrobiłem to dla chrześniaka. Hubert ma 5 lat i... przestał wierzyć w Świętego Mikołaja po tym, jak w przedszkolu zjawił się przebieraniec - śmieje się Adam.

Jako ojciec chrzestny musiał coś z tym zrobić. Przelot przed oknami mieszkania Huberta podziałał! Chłopiec ponownie uwierzył! - A ja już myślałem, że on nie istnieje! - krzyczał zachwycony.

Następnego dnia chrześniak był na lądowisku. - Zobaczył mnie wsiadającego do sań. Ale wytłumaczyłem mu, że tylko zastępuję Mikołaja w rozrzucaniu prezentów - śmieje się Adam.

Lataniem zaraził się od wujka

Adam też wiele zawdzięcza swojemu chrzestnemu. No, przede wszystkim pasję związaną z lataniem!

- Mój wujek to pilot motolotni - tłumaczy. - Miałem 12 lat, gdy pierwszy raz wzniosłem się z nim w przestworza. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Potem też wielokrotnie latałem z chrzestnym i jego kolegą.

Kiedy po studiach Adam rozpoczął pracę, za pierwszą wypłatę zrobił uprawnienia na paralotnię. Skonstruował też wyciągarkę, by wraz z kolegami ćwiczyć loty w okolicach Łomży. Przerobił w tym celu skuter, a dokładnie jego tylny napęd na bęben, który zwijał linę z uczepionym paralotniarzem. Tak startowali. Lot swobodny przypomina lot szybowcem. Tak samo trzeba szukać kominów termicznych, które unoszą paralotnię. Takie kominy w okolicach Łomży nie są zbyt silne, więc lot bardziej przypomina opadanie. - Po roku nabrałem chęci na spróbowanie czegoś innego - lotów z napędem - tłumaczy łomżyniak.

Taki napęd skonstruował przy użyciu silnika z WSK-i. Adam studiował budownictwo, z zawodu jest technologiem konstrukcji stalowych. Jego tata ma warsztat, pomagał też wspomniany wujek.

Z czasem jednak staremu silnikowi zaczęło brakować mocy, Adam zakupił więc nowy, specjalny silnik do paralotni. Możliwości takiego sprzętu są imponujące. Nie każdy zdaje sobie sprawę, że na takim spadochronie można dolecieć z Łomży do Warszawy, a przy dobrej pogodzie, nawet i do Gdańska.

- Najdłuższy dystans, jaki pokonałem, to 75 km. Zajęło mi to 1,5 godziny - opisuje paralotniarz.

Oczywiście, przed każdym lotem należy powiadomić kontrolerów. - Dzwonię na wieżę w Olsztynie, a oni mówią, czy przestrzeń jest wolna, czy nie - wyjaśnia Adam.

Na pasji można zarabiać

Latanie paralotnią tanie nie jest. Za używany sprzęt trzeba zapłacić około 10 tysięcy zł. Do tego dochodzi kurs paralotniarski - od 2 do 4 tys. zł ( w zależności od tego, czy jeździ się do instruktora, czy on przyjeżdża na miejsce). Łomżanie najbliższy kurs mogą zrobić w Białymstoku.

Adam nie ukrywa, że po wylataniu odpowiedniej ilości godzin, sam chce zostać instruktorem. Wtedy jeszcze bardziej mógłby spopularyzować ten sport w Łomży.

Na razie jednak, wraz z bratem, który mieszka w Gdańsku, świadczą usługi lotów komercyjnych. Każdy chętny może zarezerwować lot w tandemie, na terenie dowolnego miejsca w kraju. Na miejsce startu najczęściej wybierane są Mazury oraz nadbałtyckie plaże. Wiele zamówień na loty płynie też z Warszawy i Białegostoku. Rocznie mają ponad stu klientów. Ale często pracują też charytatywnie. Ot, chociażby wtedy, gdy pokazywali obcokrajowcom - studentom z Erazmusa - okolice Łomży. Widziana z góry dolina Narwi z pewnością na długo zapadnie im w pamięci.

- Reakcje ludzi są nieziemskie, adrenalina trzyma jeszcze długo po wylądowaniu - tak Adam opisuje wrażenia pasażerów.

Każdy lot jest nagrywany, pasażerowie też mogą zabrać ze sobą sprzęt do robienia zdjęć lub filmowania. Ludzie wrzucają później swoje fotki i filmy na serwisy społecznościowe. Latanie stało się modne!

- Łomżyniacy często kupują loty komuś w prezencie - opowiada Adam. - Ostatnio mieliśmy klientkę, której rodzina na 60 urodziny zafundowała taki przelot. Pani przyjechała z zawiązanymi oczami, do końca nie wiedziała, czego się spodziewać. Bez zastanowienia jednak założyła kask i była zachwycona lotem. A po wylądowaniu był tort i życzenia...

Kawalerskie wieczory w chmurach

Najstarszy pasażer, który zdecydował się lecieć razem z Adamem, miał 64 lata, najmłodszy - 13 lat. W zasadzie jedynym ograniczeniem jest waga pasażera - nie może być mniejsza niż 50 kg i większa niż 100 kg.

Dużym powodzeniem cieszą się wieczory kawalerskie na motoparalotni. Panowie na kilka dni przed ślubem fundują sobie przeloty ekstremalne. Choć nie każdy wytrzymuje takie kołysanie w powietrzu... Pasażer w każdej chwili może jednak przerwać lot. Po to są m.in. interkomy w kaskach.

- Zdarza się co jakiś czas, że muszę lądować awaryjnie. Raz było to nawet 10 km od lądowiska. Bo trzeba było pasażerowi udzielić pomocy medycznej - relacjonuje paralotniarz.

Przeloty przeważnie odbywają się na wysokości 500 - 1000 metrów. Niektórzy życzą sobie, by jak w dowcipie „latać nisko i powoli”. Wtedy pułap nie przekracza 100 metrów.

Co ciekawe, podniebne akrobacje lepiej znoszą kobiety, a także ci, którzy uprawiają jakieś sporty. Kondycja się przydaje, podobnie jak ciepłe ubranie. Tam, na górze, jest bowiem o wiele zimniej niż na ziemi. Dlatego zimą loty raczej się nie odbywają (chociaż teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie).

- Najlepsze warunki i najpiękniejsze widoki są jesienią. Można wlecieć w chmury. Latem chmury są natomiast wyżej i pojawiają się wyładowania elektryczne - ostrzega Adam.

Według niego, okolice Łomży są jednym z najładniejszych terenów do latania. Wijąca się jak serpentyna Narew z góry wygląda zjawiskowo. Pięknie jest też na Mazurach i nad morzem - wszędzie tam, gdzie woda kontrastuje z lądem.

Jednak dla Adama latanie to już nie tylko podziwianie widoków, czy sposób na zarobek.

- Przez ostatnie trzy lata mocno się rozwinąłem. Trenuję cały czas, zmieniam sprzęt na coraz lepszy. Chcę latać wyczynowo, sportowo - zapowiada.

Pierwsze sukcesy ma już za sobą. Na ostatnich paralotniarskich mistrzostwach w Elblągu Adam Pupek zajął IV miejsce . Przegrał tylko z mistrzami Polski, ale to jeszcze bardziej go motywuje do ćwiczeń.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna