Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczur też potrafi być święty

Redakcja
Jarosław Kret tydzień temu odwiedził Białystok i opowiadał o swojej najnowszej książce – "Moje Indie”
Jarosław Kret tydzień temu odwiedził Białystok i opowiadał o swojej najnowszej książce – "Moje Indie”
Rozmowa z Jarosławem Kretem, dziennikarzem i podróżnikiem.

Kiedy słyszy Pan słowo Indie, to...?
- Kiedy słyszę Indie, to pojawia się wielka tęsknota za fantastycznym, niezwykłym miejscem. Indie to kraj, który łatwo pokochać. To miejsce bardzo swojskie i zarazem szalenie egzotyczne. Jak się tam pomieszka przez dłuższy czas, da się zauważyć, że normalnym życiem żyją tam normalni ludzie. Jest takie pojęcie jak "genius loci", czyli "geniusz miejsca". To taka charakterystyczna cecha danego miejsca, która przyciąga ludzi i skłania ich do kolejnych odwiedzin. Swoje genius loci ma Paryż czy Rzym. Myślę, że o istocie genius loci nie stanowi miejsce, tylko ludzie.

Czasami ludzie wracają z Indii niezadowoleni. Czy jest coś, co i pana w tym kraju przeraziło?
- Mnie nic nie przeraża w Indiach. Choć to może jest dziwne. I ja bowiem kilka razy spotkałem się z przerażonymi minami moich znajomych, którzy pojechali do Indii i powiedzieli, że to był pierwszy i ostatni raz. Mnie przeraża to, że Indie niektórych przerażają. Należy pamiętać, że musimy przygotować się do pewnych wydarzeń czy zachowań, które mają miejsce w Indiach. Do wszystkiego trzeba nabrać dystansu, w tym do siebie.

Jest natomiast kilka rzeczy, które mnie zachwycają w Indiach. Przywiązanie do tradycji. To całe dziedzictwo kulturowe. W Indiach ludzie żyją pośród historii, która ma 5 tysięcy lat. A z drugiej strony próbują się zwrócić ku nowoczesnemu światu i zasymilować z nowoczesnością. To mnie zachwyca. Indie trzeba rozumieć trochę głębiej niż tylko przez kolorowy strój czy taniec i śpiew.

Skończył pan egiptologię. Więc skąd zainteresowanie Indiami?
- (Śmiech) Egiptologia to był epizod w moim życiu. Najpierw studiowałem filologię klasyczną, a potem poszedłem studiować egiptologię. A i tak cały czas myślałem, że chcę być dziennikarzem. Takim dziennikarzem reporterem, twórcą filmów przyrodniczych...

Podobno też leśnikiem?
- Tak! Chciałem siedzieć w lesie i robić filmy o przyrodzie. A potem stwierdziłem, że chcę ruszyć w świat i ten świat oglądać. A jeszcze później doszedłem do wniosku, że powinienem się dzielić tym światem z innymi. Studiowałem nie tylko starożytny Egipt, starożytny Wschód, ale liznąłem też trochę arabistyki. Potem przez 2 lata chodziłem na afrykanistykę. Doszedłem do wniosku, że zdobywam ciekawy bagaż edukacyjny, który pomoże mi rozumieć ten świat, który wciąż jest dla nas egzotyczny. Uświadomiłem sobie, że skoro mam trochę lepszy dostęp do tego świata, ze względu na moje wykształcenie i pracę, którą wykonuję, to powinienem poznawać ten świat i przekazywać wiedzę szerokiemu gronu odbiorców.

Bo ja nie jestem dziennikarzem, który informuje o tym, co się dzieje w Sejmie czy na obradach Rady Ministrów. Nie jestem dziennikarzem, który informuje, co się dzieje na stadionach piłkarskich. Wolę być dziennikarzem, który informuje o tym, co się dzieje w przyrodzie. I dlatego zająłem się tym zawodowo. Nasze społeczeństwo nie jest przyzwyczajone do obcych. I na tym polega problem. Jeżeli czegoś nie znamy, to od razu nastawiamy się negatywnie. A za nastawieniem negatywnym idzie nastawienie bojowe. Od tego krok do agresji, a od agresji krok do nieszczęścia.

Jak pan do Indii trafił?
- Przez przypadek. Koleżanka namówiła mnie, żebym pojechał razem z nią i przyjrzał się pracy polskiego reżysera, który w tamtejszej szkole teatralnej przygotowuje sztukę Gombrowicza. "Ślub" miał być wystawiany w języku hindi i osadzony w indyjskich realiach. Żeby było jeszcze ciekawiej, miał być ubrany w surowość teatru grotowskiego. Pomyślałem, że wezmę ze sobą kamerę i zrobię o tym film. Pojechałem na własną rękę. Na miejscu poznałem niezwykle ciekawych ludzi. Pojechałem na 5 dni, a zostałem na 5 lat.

A nie było też tak, że spotkał tam pan miłość?
- Jasne, że tak. Piszę o tym zresztą w książce "Moje Indie". Wśród studentów tamtej szkoły teatralnej spotkałem pewną dziewczynę. Bardzo się zaprzyjaźniliśmy (śmiech). Dalej żyjemy w wielkiej przyjaźni. Jesteśmy w kontakcie, kiedy tylko możemy, spotykamy się. Nie zawsze w Polsce, częściej w Berlinie czy Londynie. Ona robi międzynarodową karierę filmową. I całkiem nieźle jej to idzie.

Myśli pan, że takie związki między Polakami a ludźmi innej nacji są możliwe? Czy to jest jednak zbyt duże zderzenie kultur?
- Tu nie ma mowy o zderzeniu kultur. My jesteśmy wszyscy dziećmi XXI wieku. Mówię o ludziach żyjących na poziomie, klasy średniej, o ludziach wykształconych. Owszem, pojawiają się różnice w tradycjach czy wychowaniu, ale myślę, że to nie buduje bariery, a wzbogaca. Takie związki są bogatsze, bo dwie strony wnoszą elementy ze swojego świata. Tylko to muszą być ludzie, którzy mają otwarte głowy. Mówimy, że taki związek może się nie udać, bo różnica kultur, itd. A w Polsce 50 procent związków się nie udaje. Tak naprawdę, jak się przyjrzeć, to też jest kwestia różnic kulturowych i to bardzo głębokich. Myślę, że jeżeli się zderzą dwie osoby, będące na mniej więcej podobnym poziomie intelektualnym, odczuwania, empatii, to przetrwają wiele problemów.

Myślę, że raczej większy problem w zbudowaniu takiego związku pomiędzy Polakiem i Hinduską leży w sferze egzystencjalnej. Ja bym chętnie został w Indiach. Zamieszkał tam. Tylko ja nie miałem tam nic do roboty. Nie mógłbym tam pracować. Mogłem być fotografem. Ale tam jest tak wysoka konkurencja i są tak źle opłacani, że nie dałbym rady przeżyć na wysokim poziomie. Trzeba być tam zakorzenionym, z rodziną. Żeby ta rodzina pomogła nam się ustabilizować na rynku pracy. Sądzę, że tu jest większy problem. Wydawać by się mogło banalne, a jednak. To jest podstawowy problem - zaopatrzenia siebie i rodziny w chleb i masło. Jak tego nie ma, to niedobrze.

Jakie hinduskie tradycje i obrządki utkwiły panu w pamięci?
- Indie to kraj wieloreligijny i wielonarodowy. Obserwowałem tam i święta, i różne obrządki religijne. I wiernych różnych wyznań. Ci ludzie - mimo wielu dzielących ich kwestii - potrafią się bawić podczas świąt z wyznawcami innych religii. To jest coś fenomenalnego, że muzułmanie potrafią się bardzo dobrze bawić na hinduskich świętach. Dla nas może to być trochę niezrozumiałe, bo jesteśmy monoreligijni. Ale tak się na świecie dzieje. W Indiach zdarzają się spory. Ale są niczym w porównaniu z naszymi sporami w obrębie jednej religii.

A jak wspomina pan święte krowy, które w Indiach paradują nawet po ulicach wielkich miast?
- (Śmiech) A to trzeba w mojej książce przeczytać. Tam jest wszystko napisane. Zwierzęta w Indiach, dla wyznawców hinduizmu i dżinizmu są święte. Dżiniści nie rozdepczą nawet muchy czy mrówki. Tak jak święta jest krowa, święta jest też małpa. Szczur też potrafi być święty i nietykalny. Jeżeli tylko może nam pomóc w tym, żebyśmy zbliżyli się do bóstwa, to błogosławimy to zwierzę. Krowa jest symbolem opiekuńczości, matczyności, macierzyństwa. Jedna krowa potrafi wyżywić wielką rodzinę. Niesamowicie dba się o te zwierzęta. Przez setki, tysiące lat tradycji wbiło się to tak głęboko w mentalność, że stało się naturalne. Żałuję bardzo, że w Polsce nie podchodzimy do zwierząt w ten sposób.

Pamięta pan coś, co zjadł pan w Indiach i...
- I się rozchorowałem? (śmiech)

Na przykład.
- Uwielbiam kuchnię indyjską, bo jest bardzo zróżnicowana. Poza tym ja nie jem mięsa. Od dziecka jakoś tak miałem. W Indiach można w końcu wszystkim udowodnić, że mięsa nie trzeba jeść. W Indiach mówi się, że są wegetarianie i niewegetarianie. Wszyscy się pytają, czy ty jesteś niewegetarianinem. Tak jak u nas ewentualnie może ktoś zapyta, czy jesteś wegetarianinem. Tajemnicą indyjskiej kuchni jest nie tylko zróżnicowanie, ale też przyprawy. Zawsze jak jestem gdzieś w świecie, poza Indiami, to brakuje mi kuchni indyjskiej i... polskich naleśników z serem.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna